Skoczkowie naprawdę mieli
niewiele czasu na odpoczynek. Szczególnie skoczkowie-gwiazdy. A do takich już
powoli zaliczał się Wellinger. Kiedy więc mieli wykorzystać ten czas robili to
z pompą. Wakacje w tropikach, imprezy, dziewczyny. Tym pewnie zajmowałby się
Welli gdyby nie to, że w głowie miał tylko jedno. A raczej jedną. Jak zakochany
kundel – brakowało tylko, żeby zaczął wciągać spaghetti z klopsami.
Jakimś cudem Wank namówił go na
spotkanie. Wprawdzie musiał w tym celu pofatygować się do Ruhpolding, ale i tak
było warto. Pobudki miał raczej egoistyczne – potrzebował się wygadać. A jego
młodszy kolega zawsze się sprawdzał w wysłuchiwaniu nawet największych bzdet.
Wanki nie miał wielkiego
doświadczenia z dziewczynami, pomimo wieku. Ciągle skoki, dieta, ćwiczenia. A
może jego olbrzymi nos przesłaniał mu cały świat? Takie refleksje naszły
Andreasa, który podpierał się łokciem i popijał kolejne piwo w jakiejś podrzędnej
spelunie, do której poszli tylko dlatego, że Welli nie umiał już wysiedzieć w
domu.
- Ona twierdzi, że nie jestem
przywódcą w związku. Rozumiesz?
- Jestem sobie w stanie
wyobrazić.
- O co ci chodzi?
- Noo, jakby to powiedzieć. Nie
masz chyba dużego temperamentu…
- No to kogo ona szuka? Hitlera!?
Chcąc nie chcąc, Andreas parsknął
śmiechem. Już widział Wanka przechadzającego się z ciemnym wąsem pod nosem. Ale
to wszystko, na co mógł się w tamtym momencie wysilić. Co mu miał poradzić?
Żeby jednak rozważył przejście na nazizm?
- Dobra, już mi w sumie lepiej. A
co tam u ciebie?
No i nadejsza ta wiekopomna
chwila. Wiedział, że tak to się skończy. Wielki nos Wanka zawsze się wpychał
tam, gdzie nie trzeba. I choć część Wellingera chciała komukolwiek powiedzieć o
swoim małym sekrecie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie byłyby
konsekwencje. Jedyną osobą, której mógłby coś tam szepnąć była Thea, ale ona
miała teraz dużo spraw na głowie. Poza tym bał się jej reakcji. Ze wszystkich
ludzi na świecie akurat siostra nie powinna go oceniać, ale… Nigdy nie wiadomo.
Co u niego? Tęsknota za włosami w
kolorze piaskowego blondu i damskimi perfumami, czyli…
- Nic. – odpowiedział dość
mrukliwie, ale zaraz uśmiechnął się, by kolega nie nabrał podejrzeń. A kiedy
przypomniał sobie, że już za kilka dni odwiedzi Chris – nie musiał udawać
wesołego.
* * *
- Cześć! – blondyn krzyknął
któryś raz z kolei do swojego chłopaka, który siedział na kanapie i jak w
letargu wpatrywał się w telewizor.
- Cześć. – odpowiedział beznamiętnie
i lekko zmrużył powieki.
Czarne chmury nad ich związkiem
zbierały się już od jakiegoś czasu. Pewnie dlatego, że Richard traktował
swojego chłopaka bardziej jako sposób na zabicie nudy. Ot, ktoś się zawsze
kręcił, interesował… Ale nic więcej. Doskonale wiedział, że Lukas był w nim po
uszy zakochany. Co miał zrobić? Pewnie powinien to zakończyć, ale nie mógł się
do tego zebrać. Potrzebował impulsu. A biedny Lukas nie wiedział, że sam mu go
dostarczy.
- Będę robił jakiś obiad. Co
chcesz jeść?
- Nie wiem. Obojętnie.
- To zrobię kurczaka z ryżem i
czymś tam. W ogóle widziałem na mieście twojego kolegę.
Początkowo Freitag chciał jak
zwykle jednym uchem wpuścić, drugim wypuścić, ale tym razem uwaga wyostrzyła mu
się dwukrotnie.
- Jakiego kolegę?
- Takiego wysokiego blondyna. Chyba
mi coś o nim kiedyś mówiłeś czy pokazywałeś. Andreas?
Richarda przeszedł dreszcz.
- No i co z nim?
- A skąd mam wiedzieć? Szedł z
jakąś dziewczyną. Ej, jak nie jesteś bardzo głodny to pójdę najpierw wziąć
prysznic, dobra?
Na próżno czekał na jego
odpowiedź. A kiedy wyszedł z łazienki zastał tylko puste mieszkanie. Nie było
Richarda, większości jego rzeczy. Rozpłynął się w ciągu 15 minut. Żadnej
wiadomości, nic. Lukas czuł, jakby w tamtym momencie jego świat się skończył.
Za to Freitag - zupełnie odwrotnie.
* * *
Christina przebudziła się
wcześniej, niż zwykle. Ale nie czuła się przy tym nieprzytomna. Była
najbardziej wypoczętą i zrelaksowaną kobietą w Monachium. Może to miarowy,
lekko chrapliwy oddech obok tak ją uspokajał. I tym razem nie należał do kota.
Tak, ona też tęskniła. Tęskniła
nawet jak nie było go jeden dzień, a co dopiero kilka... Wrócił dopiero
wczoraj, więc najchętniej obudziłaby go już wtedy, żeby nie marnował czasu na
spanie. Ale to był młody, dorastający chłopak. A nie kocia mama, którą jest w
stanie obudzić zagniecenie na prześcieradle, a kapcie po złej stronie łóżka
doprowadzić do szału.
Dała mu pospać, a sama wciągnęła
na siebie szlafrok, mijając lustro po drodze do kuchni przyklepała rozczochrane
włosy, potem zaparzyła kawę i wymknęła się na balkon. Było dość ciepło, chociaż
wyczuwało się chłodny wiatr. Zapaliła papierosa, chociaż na co dzień nie
paliła. Miała jednak taką awaryjną paczkę, do której zaglądała, gdy wybitnie
chciało jej się palić. Obecną miała od miesiąca, a nawet połowa nie zeszła.
- Ty palisz? - wymruczał do niej
zaspanym głosem i zabrał jej z ust papierosa, solidnie się zaciągając.
- A Ty? Nie chcesz mi nic
powiedzieć?
- Dużo skoczków pali. Pomaga
utrzymać wagę.
Tylko pokiwała głową. I przy
okazji zauważyła, że Andi postanowił paradować po balkonie w samych bokserkach.
- Czy Ty chcesz, żeby moje
sąsiadki zeszły na atak serca?
- No pewnie.
Z wdzięcznym uśmiechem od ucha do
ucha pomachał do Pani z naprzeciwka, która od dłuższej chwili się na nich gapiła,
aż oburzona zatrzasnęła okno.
Wieczorem Andi próbował
bezskutecznie namówić Chris na wyjście do restauracji. Upierała się, że chce
spędzić czas w domu, z nim. Że już zaplanowała co zrobi na kolację. Kłamała, a
on dobrze o tym wiedział.
Nadal istniała niepisana umowa,
że pozostają w ukryciu. Welli był zawiedziony, chociaż akceptował to. Za każdym
razem, gdy w wywiadzie pytali go, czy ma dziewczynę i zmieszany odpowiadał, że
nie wszyscy brali to za oznakę nieśmiałości. A on po prostu kłamał z przymusu, choć
najchętniej wyrwałby dziennikarzowi mikrofon i krzyknął „Ich liebe dich,
Christina!”.
Cudem było już samo to, że poszli
razem na zakupy. Oczywiście żadnego trzymania za rączki, ani nawet patrzenia w
oczki. Chris mistrzowsko udawała, że wcale nie ma na to ochoty, a Andreas, że
wcale nie bierze tego do siebie. Ale nie chciał żadnych kłótni. Jeśli
konspiracja jest warunkiem dla istnienia ich związku, to jakoś to zniesie. A
przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Zgodnie ustalili, że tego
wieczoru pobawią się w „100 pytań do…”. Skoro nie mogli poznać swoich rodzin i
znajomych, którzy to przeważnie są źródłem kompromitujących anegdotek...
- Dobra, ja zaczynam – zaklepała
sobie Christina. - Pierwszy pocałunek!
- Przedszkole. Podbiegła do mnie
i bez ostrzeżenia cmoknęła w usta, a ja przez następne pięć minut tarłem
ocierałem się rękawem z obrzydzenia. Pierwszy raz.
- Oj, zamierzchłe czasy. Miałam
17 lat, on też. Taka licealna miłostka, nic wielkiego. Podobnie też jak jego… -
oboje parsknęli śmiechem, chociaż po obliczu Andreasa przemknął cień strachu,
czy odnośnie niego nie miała podobnych przemyśleń. – Ok. Jak byś opisał swoje
stosunki z rodziną?
- Hmm. Chyba są dość dobre. Ale
to zależy. Z siostrą bywa różnie. Często sobie dogryzamy, ale chyba coraz
częściej łapiemy ze sobą lepszy kontakt. Ojciec jest taki trochę nijaki. Nie
spędzam z nim za dużo czasu przez moje wyjazdy i jego pracę. A mama lubi mi
wchodzić na głowę i traktować mnie jak bachora. Szczególnie po tej cholernej
olimpiadzie… Teraz ty – dlaczego rozwiodłaś się z mężem?
- Haha, właściwie to on rozwiódł
się ze mną. Ale spróbuję ci to jakoś wyjaśnić – poprawiła się na sofie,
pokazując, że nie czuje się zbyt dobrze z tym tematem. – Głównym powodem było
to, że zostawił mnie dla innej. Ale tak naprawdę dużo przed tym zaczęło się źle
dziać. Z różnych przyczyn, nie chcę teraz tego rozgrzebywać. Po prostu nie
byliśmy odpowiednio dobrani – to małżeństwo było totalną pomyłką. Zresztą
wiesz, jak wyglądała nasza ostatnia rozmowa? Kiedy sąd orzekł rozwód z jego
winy krzyknął do mnie, że nie musiał wcale brać ślubu, żeby uprawiać koszmarny
seks. Na co odpowiedziałam: „Ale ja tak.”
Andi naprawdę chciał coś na to
odpowiedzieć, ale zakłócił mu nagły wybuch paniki u Chris. Skuliła się w kłębek
i krzyczała coś o jakimś pająku.
- Tam! W rogu! Duży, czarny!
Zabij!
Zaczęła się gonitwa z kapciem. Z
początku w ogóle żadnego pająka nie widział. Jak już zobaczył, sam się
przeraził. Rzadko kiedy takie bydle dawało radę uchować się w mieszkaniu. Ale
zachował zimną krew i wykonał rozkaz.
- Ok, zabiłem tego pająka.
Chris zamiast się uspokoić dalej
panikowała, chociaż już zupełnie bez powodu. W końcu dalej łkając pobiegła do
łazienki, a za nią Wellinger.
- Boże, dlaczego płaczesz?
Chciałaś, żebym go schwytał i poddał resocjalizacji?
Kiedy się uspokoiła wyszła do
niego i przeprosiła za swoje zachowanie. Że niby okres jej się spóźnia trochę,
a wtedy zawsze lekko jej odbija. Fajnie – dobrze wiedzieć. Ale i tak to
zachowanie było dla Welliego podejrzane.
Od jakiegoś czasu już snuł pewne
domysły. Chris chwilami zachowywała się dziwacznie. Czasem złościlą się bez
powodu, nie odzywała się albo miała nagłe nadwyżki energii. Teraz znów
powiedziała, że spóźnia jej się okres. Utrzymywała, że cały czas brała tabletki
i nie muszą się o nic martwić, ale nigdy nie widział, żeby cokolwiek brała.
Wymknął się z sypialni, gdy tylko
wyczuł głębszy oddech po drugiej stronie łóżka. Zresztą z nerwów i tak nie
zasnąłby. Musiał to sprawdzić… Choćby miał w tym celu złamać kilka zasad
obyczajowych. Na przykład, że nie wypada grzebać komuś w rzeczach.
Przetrzepał jej torebkę, szafki w
kuchni i łazience, kosmetyczkę – wszystko, co się dało. Nie znalazł
jakichkolwiek tabletek, nawet na ból głowy. Zajrzał nawet do szafki nocnej – co
było dość ryzykowne, bo znajdowała się zaraz obok śpiącej kobiety. Ani śladu
pigułek antykoncepcyjnych.
Przełknął ślinę tak głośno, że
wypłoszył kota, śpiącego po drugiej stronie pokoju.
Houston, mamy problem. Mamy
zajebiście wielki problem.
__________________________________________________________________________
No to ten, tego. Napisałam rozdział :) Możecie mnie bić, bo od bardzo dawna nie zaglądałam nie tylko tutaj, ale i na inne blogi. Przyczyn jest kilka, ale nie będę się nad tym rozwodzić. Chciałabym na stałe wrócić do pisania tego opowiadania, bo postanowiłam sobie, że właśnie ono będzie pierwszą rzeczą w kategorii pisania, którą doprowadzę do końca.
Aha - byłam w tym roku w Zakopanem. Wklejam zdjęcie - łapa w górę, kto mnie widział albo stał obok mnie?? Granatowy płaszcz, czapka z pandą :D
_______________________________________________________________________
Jeśli chciałabyś, żeby Andi zabijał dla Ciebie pająki - zostaw komentarz!