środa, 30 lipca 2014

11. Should I stay? + BONUS

Trochę znudzona kobieta siedziała w aż nazbyt wyprostowanej pozycji. Do tego stopnia, że zdrętwiało jej wszystko oprócz głowy, którą i tak już dawno temu straciła w nierównej walce z samą sobą. Podziwiała – teoretycznie – Tristana i Izoldę, rozgrywaną pompatycznie na deskach bawarskiej opery. Praktycznie – studiowała ze zbytnią dokładnością ułożenie foteli obok niej, natężenie światła i nienaturalną tonację głosu aktorów. A tak naprawdę, kiedy nie była w zasięgu wzroku jej towarzysza rozmyślała. A miała o czym – zdecydowanie.
Wróciła do domu w najbardziej  niewygodnej chwili – w porze, w której nie jest jeszcze wystarczająco późno na sen, ale i tak nic produktywnego nie zdąży się już zrobić. Zrzuciła trochę niewygodne szpilki i wzięła szybki prysznic, przy okazji słuchając ujadań kota, który od kilku dni nie otrzymywał od niej tyle uwagi, ile powinien. A przynajmniej nie tyle, na ile w swoim mniemaniu zasługiwał.
Niedbale zarzuciła na siebie szlafrok i zaległa na kanapie, odgrzebując telefon, z którego starała się korzystać ostatnio jak najmniej. Przypominał jej przecież o tym, o czym najbardziej chciała zapomnieć.
- Cześć, nie przeszkadzam? Szkoda, że cię nie było, chciałam się z tobą zobaczyć. Tak? Dobrze, nie męczę cię już. Dobranoc. Ja też cię kocham.
Wszystkie słowa wypowiadała beznamiętnie, jakby nic nie znaczyły oprócz dźwięków. Jak zwykle, gdy wpadała w jeden ze swoich gorszych stanów świadomości. Coś szurnęło za kanapą, dość głośno, a to mogło oznaczać tylko tyle, że kot domaga się troski.
- Odczep się, rudy gruby… - odwróciła się. Kot siedział grzecznie na łóżku.

Ale nie byli sami.

* * *
Po rozmowie z Theą miał wrażenie, że ogląd sytuacji jakoś mu się rozjaśnił. Ale koniec końców siedział na schodach w bloku gdzieś po środku niczego w niemieckiej stolicy, 10 godzin drogi od domu i pewnie jeszcze dalej od Christiny. Zaczynało go męczyć to wszystko, ale wiedział, że będzie walczyć do końca – jak to mają w zwyczaju sportowcy.
Ten dzień postanowił jednak przeznaczyć na to, żeby się porządnie wyspać. Nawet na wojnie żołnierze musieli to robić od czasu do czasu, a trzeba przyznać, że Chris urządziła mu niezły blitzkrieg. Tą samą drogą co wczoraj poszedł na przystanek, skąd w niedługim odstępie czasu odjeżdżał bus do Ruhpolding. Oby w domu był jakiś obiad do odgrzania.

- Andi, czy ty jesteś poważny? Gdzieś ty był?!
Mama bardzo ciepło przywitała go, już na wstępie zasypując pytaniami i groźnymi spojrzeniami. W zasadzie miał nadzieję, że na nikogo się nie natknie, ale cóż. Raczej nie zaszczyci żadnego pytania odpowiedzią. A na pewno nie szczerą.
Zaczęła mu szykować śniadanie, chociaż wcale o to nie prosił. Był tak zmęczony, że chciał tylko położyć się i przespać cały dzień. I choćby na chwilę nie myśleć o tym, co go dręczy. Momentami przypominał sobie, że przecież niedawno spełniło się jego sportowe marzenie, ale odczuwał to tak, jakby dokonał tego ktoś inny. To nie był ten sam Andi, który tarzał się w śniegu z radości. Teraz to był Andreas, który przeżył pierwsze miłosne rozczarowanie. Dlaczego nie mógł się zakochać w którejkolwiek z tysięcy dziewczyn uganiających się za nim po całej Europie? Musiał wybrać akurat tę osobę, która była najmniej zainteresowana odwzajemnieniem jego uczuć. Christina wolała chwilę się nim pobawić, a widząc, że sprawy zaszły za daleko po prostu zniknęła.
Andi był gotowy zapomnieć o całej sprawie – pod jednym warunkiem. Chciał zrozumieć. Dlatego musiał się z nią spotkać choćby ten jeden, ostatni raz. Chciał usłyszeć co takiego było w nim, że nie zaufała mu na tyle, by potraktować go poważnie. Znał siebie i wiedział, że nie jest głupim gówniarzem bez żadnych głębszych uczuć. Ale coś musiało się stać po którejś ze stron, co spowodowało, że się wycofała.
Otworzył laptopa, czego nie robił już od jakiegoś czasu. Tylko przejrzy Internet i powlecze się resztkami sił na to śniadanie, które było mu wybitnie nie na rękę. Mama zapewne chciała podyskutować z nim na temat jego zachowania, dla niej cokolwiek dziwnego. Zawsze bywała aż nadto troskliwa, ale od olimpiady zafiksowała się na punkcie swojego smarkatego mistrza. Który, gdyby nie był zafiksowany na punkcie pewnej niezbyt smarkatej dziennikarki, zapewne by to docenił.
Facebook, komentarze, lajki, instagram, serwis sportowy. Na tym ostatnim skupił się najbardziej. Bayern Monachium coś tam, Sochi razy sto, Andreas Wank widziany z jakąś dziewczyną (skubany), Christina Heckmann nową redaktorką w monachijskiej telewizji. Zaraz, co?!
Poderwał się z łóżka na równe nogi, o mało co nie wywalając komputera na podłogę. Przeczytał jeszcze raz. I jeszcze raz. Dlatego się wyprowadziła. Właściwie przeniosła – w końcu miała mieszkanie w Monachium. Boże, przecież miała tam mieszkanie, w którym byłeś, idioto!
Trzepnął się w czoło, jak miał w zwyczaju, kiedy popełnił jakąś gafę. Dlaczego nie pojechał tam w pierwszej kolejności? Thea miała rację – był typową głupią blondi w męskim wydaniu. Ale koniec już tego – teraz albo nigdy. Do zobaczenia wkrótce, Chris!

- Zrobiłam ci jajecznicę i chleb z twaro… Andi! – krzyknęła za synem, który właśnie minął ją, stojącą przy wejściu do kuchni i ubierał kurtkę, którą pół godziny temu zdejmował po całonocnej nieobecności w domu. – Andreas, to przestaje być śmieszne. Co ty robisz?
- Mamo… Wyjaśnię ci kiedyś to wszystko, ale teraz naprawdę muszę wyjść.
- Jak to musisz? Bierzesz narkotyki czy co?
Spojrzał na nią, prawie prychając ze śmiechu.
 - Tak, z dedykacją dla komisji antydopingowej.

***
Zrobiło jej się gorąco tak, jakby był środek lata. Nie miała siły by poruszyć choć jednym mięśniem, dlatego wpatrywała się w znajomą sylwetkę, sama będąc w zastygłej pozycji, wbijając palce w oparcie sofy.
- Andi…? – wydukała ściszonym głosem. Chłopak nic nie odpowiedział. Wiedział, że ją tam zobaczy – nigdy nie zamykała drzwi przed pójściem spać. Ale wizja spotkania z nią była inna, niż rzeczywistość. W jednej chwili wyparowało wszystko, co planował powiedzieć. Tak jak i ona potrzebował chwili, by się otrząsnąć.

- Chyba spodziewałaś się, że to kiedyś nastąpi.

Szczerze? Nie. Odseparowanie się od niego dużo ją kosztowało. Nie było dnia kiedy nie myślała o tym, co zrobiła. Ale wiedziała, że podjęła dobrą decyzję. Wybrała mniejsze zło i była pewna, że prędzej czy później Andreas też to zauważy, a do tego czasu da sobie spokój. Myliła się. Jednak bez względu na to, że stał obok niej postanowiła dalej brnąć w rolę wrednej, zimnej suki, którą sama sobie narzuciła.
- Myślałam, że sytuacja jest dla ciebie wystarczająco jasna.
- Jasna? Czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy? – spojrzała na niego pytająco, zaskoczona gwałtowną reakcją – Rozmawiamy ze sobą. Przytulamy, całujemy. Zachowujemy się jak para. Ty nagle się wycofujesz, potem przepraszasz sama z siebie i obiecujesz, że nigdy więcej tak nie zrobisz, po czym śpimy ze sobą, a ty znikasz bez śladu z jakimś dziennikarzem.
- Jakim dziennikarzem?
- Nie rób ze mnie idioty. Wymeldowałaś się z Sochi razem z innym dziennikarzem. Zresztą, zapewne to z nim tak miło gawędziłaś, kiedy jeszcze nie wiedziałaś, że tu jestem.
Nie, nie, nie. Nie tak to miało wyjść. Miał myśleć, że to ona nie chce z nim być, a nie, że woli innego faceta. Dlatego nie odpuścił.
- Ten dziennikarz skręcił kostkę, dlatego wracał wcześniej do Niemiec, ja przy okazji z nim. A rozmawiałam z mamą. Miałam być z rodzicami w operze, ale mama jest przeziębiona i tylko tato…
- Ale dlaczego? Dlaczego wróciłaś?
Westchnęła. Kończyły jej się pomysły na to, jak jeszcze go zrazić.
- To nie jest dobry moment na...
- Jest bardzo dobry. – przerwał jej i wszedł w głąb pokoju, stając naprzeciw niej. - Naprawdę nie chcę się narzucać, ale nie dajesz mi wyboru.
- No to co chcesz usłyszeć?
- Prawdę. O co w tym wszystkim chodzi?

Milczała dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy przystać na to, o co prosi. Chciał prawdy. Ale prawda może mu się nie spodobać.
- Nie możemy być ze sobą.
- I zorientowałaś się przed czy po tym, jak się ze mną przespałaś?
- Nie rób już z siebie takiej sierotki. Widziałam jak na mnie patrzysz i raczej nie chodziło ci o trzymanie się za rączki.
- Dobrze, więc jesteśmy kwita. Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

Przesunęła się maksymalnie w bok i poklepała miejsce obok siebie. Usiadł. Niechcący dotknął jej nogi przez ułamek sekundy, na co zareagował dreszczem. Przez ten czas nic nie zdążyło w nim ucichnąć, a jeśli nawet, to obudziło się w tamtym momencie.
- Chcesz wiedzieć? Dobrze. Jestem 11 lat starsza od ciebie i tak, to ma znaczenie głównie dla ciebie. I będzie miało dla twoich rodziców, znajomych, opinii publicznej. Ja jestem cały czas w innym miejscu, ty w innym. Ty dopiero zaczynasz wchodzić w dorosłe życie, ja już znam je od podszewki. Ty potrzebujesz szaleć, próbować, eksperymentować, ja mam to za sobą.
- Czujesz coś do mnie?
- Tak. – odpowiedziała bez wahania. – Dlatego uciekłam. Żeby oszczędzić ci tego, co i tak jest skazane na niepowodzenie.
- To wszystko bzdury. Po prostu chciałaś się  mną pobawić. Byłem, jak widać, twoim ostatnim eksperymentem. - już się podnosił, żeby wyjść, ale Chris go zatrzymała.
- Pobawić? A może ty chciałeś się pobawić mną?
- Co?! Dobrze wiedziałaś, że jestem w tobie po uszy zakochany!
- Tak? A, przepraszam, skąd? Powiedziałeś mi o tym?
- Może miałem to sobie jeszcze napisać na czole, żebyś zauważyła?
- A skąd miałam wiedzieć, czy nie jesteś tylko gówniarzem, który chce wykorzystać moją łatwowierność?
- Ach, więc o to chodzi! – uśmiechnął się triumfalnie. – Nie o 11 lat, rodziców i inne pierdoły, tylko o to, że boisz się zaufać, nawet przyznać, że się tego boisz, a w zamian wymyślasz tysiące innych powodów. - Trafił w sedno. Christina tylko spuściła wzrok, zdając sobie sprawę, że specjalnie ją sprowokował. Teraz będzie musiała odkryć przed nim wszystkie karty.
- Tak, boję się zaufać. Zadowolony? Wygrałeś.
- Nie. Oboje przegraliśmy.
- Nie mów tak.
- Powiedz, czy kiedykolwiek dałem ci powód, żeby mi nie ufać?
- Andreas, widziałam i przeżyłam rzeczy, o których wiedząc nie dziwiłbyś się tak bardzo.
- Ale nie zasłużyłem sobie na to, by o nich wiedzieć. Wiesz co? Możemy się tak kręcić w kółko, ale masz rację. To faktycznie bez sensu.

Oparł się i patrzył w sufit. Christina nadal w tej samej pozycji skubała krawędź szlafroku, próbując nie myśleć o tym, że ma ochotę się popłakać jak mała dziewczynka. Związek z Wellingerem był dla niej eksperymentem, to prawda. Przy nim po raz pierwszy w życiu nie musiała udawać kogoś poważnego, kim nie była. Nie musiała grać. Ale to, jakie emocje wywoływała w niej jego obecność nie pozwalało jej na racjonalną ocenę sytuacji. Zamieniała się przy nim w nastolatkę, która sama nie wie, czego chce.
Z otępienia wyrwało ją dopiero skrzypnięcie kanapy, z której wstał Andi i dość szybko przemieszczał się w kierunku drzwi. O nie, tak to się nie skończy. Nie na jego warunkach. Ona to zaczęła i tylko ona może uśmiercić.

- Zaczekaj! Ty pieprzony gnojku! – nie chciała go obrażać, ale wiedziała, że siłą fizyczną na pewno go nie zatrzyma. – Wydaje ci się, że wiesz wszystko? Że mnie przejrzałeś, tak? Nie zwierzałam się, to teraz to nadrobimy. Naprawdę nazywam się Christina Schultz. Heckmann to nazwisko mojego byłego męża. Tak, nie rób takich oczu, byłam mężatką. Zostawił mnie po 3 latach. Uwierz, obiecywał więcej, niż ty. Na przykład, że nie opuści mnie aż do śmierci, a z tego co wiem jeszcze żyje.
Zamurowało go.
- Chris… Nie wiedziałem.
- Tak, nie wiedziałeś, bo ci nie powiedziałam. Po co miałam powiedzieć? Żebyś ty odwdzięczając się szczerością opowiedział o miłości do koleżanki z piaskownicy?
Poczuł ukłucie złości, ale tylko dlatego, że ugodziła go w najczulsze miejsce każdego faceta – ego. Ale miała rację. Może te 11 lat nie były przeszkodą, ale nie mógł zaprzeczyć, że jest bardziej doświadczona.
- Dobrze, nie wiem wszystkiego. Ale chcę się dowiedzieć. Nie możemy umówić się, że ja postaram się zrozumieć, a ty mi zaufać?

Podszedł do niej jak do płochliwej sarny i wyciągnął przed siebie dłoń. Wszystko zależało od nich. Może faktycznie to nie było tak proste, jak wydawało mu się na początku. Może Chris miała wiele demonów przeszłości, o istnieniu których nawet się nie domyślał, ale ona też go nie doceniała. Myślała, że odstraszy go jej byłe małżeństwo? Fakt, poczuł się dziwnie, biorąc pod uwagę, że niedawno przeżył z nią swój – dopiero – pierwszy raz. Ale ostatecznie czemu się dziwić – oboje wiedzieli, na czym stoją.
Stał tak chwilę z ręką w górze, czekając na jej reakcję. Niestety nie doczekał się żadnej. Cóż, jadąc do Monachium niczego nie ryzykował. Zawalczył o sprawę, będąc z góry przegranym. Przynajmniej nigdy nie będzie sobie wyrzucał, że nie próbował.  
Ostatni raz spojrzał jej w oczy i po raz trzeci obrócił się w stronę wyjścia. Uszanuje jej decyzje, pomimo, że nigdy jeszcze nie było mu tak przykro. Jedna ręka na klamce, druga wzdłuż ciała. I właśnie na tej poczuł małe, chłodne palce z długimi paznokciami, zaciskające się mocno na jego dłoni.
Spojrzał przez ramię. W drugiej dłoni trzymała coś pomarańczowego. Z logo Viessmana. Jego czapkę sponsora, której od kilku miesięcy szukał. Ostatnio miał ją kiedy zabrała go do hotelowego pokoju, by poprawić mu humor. Chociaż spotkali się później wielokrotnie nigdy jej nie oddała, a – jak widać – cały czas ją miała. Czy to znaczy że…
Tego rodzaju uśmiechu jeszcze u niej nie widział. Nie był pewny, szeroki, błyskotliwy, zalotny. Nie najpiękniejszy w stylu hollywoodzkich gwiazd czy modelek.
Po raz pierwszy był szczery.

 ______________________________________________________________
OGŁOSZENIA PARAFIALNE + MAŁA RELACJA Z WISŁY

No to wracam, nie wiem w jakim stylu – chyba trochę nostalgicznym, ale czasem lepiej w tę stronę : )
Jako, że wszystkie jesteśmy w temacie postanowiłam też, że zrelacjonuję nieco swoje odczucia z tegorocznej Wisły.

Najpierw to, co najciekawsze – skoczkowie :D Mając porównanie odnośnie zawodów zimowych i letnich stwierdzam, że chcąc nawiązać kontakt lepsze są jednak te letnie. Przez większość obu konkursów stałam bardzo blisko domków skoczków i miałam okazję ich obserwować. Zacznę od tego, że otwarty trening polskiej ekipy był świetny – nie sądziłam, że akurat w taki sposób muszą ćwiczyć i trenować – skoki wyglądają tak lekko, jakby robili to od niechcenia, a okazuje się, że na taki efekt składają się ciężkie dni wypełnione niełatwymi ćwiczeniami.

Następnie – zachowanie skoczków. Ujmę to tak – jak dotrwam do końca swojego drugiego kierunku, czyli psychologii, to na podstawie tych konkursów napiszę pracę magisterską. Każdy z nich reaguje zupełnie inaczej na zetknięcie się z tłumem, który też ma bardzo różne reakcje na ich obecność.

Swoją osobą ujął mnie Thomas Diethart – widać, jak bardzo cieszy się obrotem spraw w swojej sportowej karierze i tym, że w ogóle ma szansę być w tym miejscu. Za każdym razem uśmiechał się, rozdawał autografy – chyba nie było osoby, która nie miałaby okazji do otrzymania jego podpisu.

Kolejną grupą byli skoczkowie obyci już w kontaktach z fanami, czerpiąc z tego pozytywną energię i dużo radości. Takimi na pewno byli Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer i Simon Amman. Szczególnie ten pierwszy mnie zaskoczył – w ogóle nie musiał tam być, a odwiedził Wisłę i widać było, że miał co najmniej taką samą radochę, jak fani :D Schlieri okazał się być zupełnie inny, jak go często opisują – uśmiechał się, przybijał piątki i to nie od niechcenia, dawał autografy, robił sobie z fanami selfie. Byłam zaskoczona, gdy kawałek ode mnie ktoś poprosił go o zdjęcie, a on wziął aparat tej osoby, zrobił zdjęcie całej grupce fanów a potem zbliżył się do nich i cyknął fotę razem z nimi : ) Nawet gdy już wychodził do busa i w przejściu ktoś chciał autograf, a on nie miał już na to czasu nie ignorował tego tak, jakby nie widział, ale uśmiechał się przepraszająco, dotknął kilka dziewczyn po rękach. Także pan Gregor na plus : )

Było też kilka typowych buców – buc numer jeden to oczywiście Peter Prevc. Nie liczcie na autograf, zdjęcie, uściśnięcie dłoni, uśmiech, jakąkolwiek oznaką uwagi. No chyba, że coś mu się stanie i zmieni kiedyś podejście.

Ale co ciekawe – najbardziej zaskoczył mnie kto? Oczywiście gwóźdź programu, czyli pan Andreas Wellinger. Nie wiem, co mu siedzi w głowie, ale starałam się jego zachowanie jakoś usprawiedliwić, czy raczej wytłumaczyć. Nie dało się ukryć – na niego czekało chyba najwięcej fanek – czasem nawet zatrącających o psychofanki :D Welli omijał je szerokim łukiem jak tylko się dało, ale nie do końca się ukrywał. Przed domkami był pierwszy do odgrywania śmiesznych scenek z Wankiem odbijając piłkę, trochę się popisywał. Widać było, że chciał być zauważony i że go to cieszy, ale unikał bezpośredniego kontaktu. Nie widzę w tym gwiazdorstwa, jak można to odebrać. Myślę raczej, że aż taka popularność go peszy i niezbyt wie, jak się zachować w stosunku do fanek. Nie skończył jeszcze 19 lat – ma prawo i mam nadzieję, że niedługo nabierze trochę obycia w tej kwestii.
To by było na tyle. Minusów Wisły nie opisuję, bo ich nie ma : ) Mam nadzieję, że zachęciłam Was do tego, żebyśmy wszystkie zrobiły nadwiślański zlot blogerek :D

A na sam koniec bonusy:

1) Spotkała mnie ciekawa sytuacja z panem Stefanem Kraftem :D Stałam sobie pod siatką oddzielającą nas od rozgrzewających się skoczków. Austriacy – Diethart, Kraft, Hayboeck i ktoś tam jeszcze odbijali piłkę w kółku. Nie zwracałam na to jakiejś większej uwagi… dopóki piłka nie wylądowała na mojej, delikatnie to ujmując, wydekoltowanej klatce piersiowej :D Stefek przesadził trochę z siłą odbicia i trafił mnie, dość obficie rumieniąc się, szczególnie gdy wszyscy koledzy zaczęli się z niego śmiać – Diethart zgiął się w pół :D Ale grzecznie przeprosił, po czym oddałam mu piłkę, za co podziękował – aczkolwiek nie miał za bardzo ochoty już grać i rozgrzewka się skończyła : D

2) Drugi raz udało mi się zrobić fotkę z Maćkiem Kotem – a właściwie z pół-Kotem :D Za rok łapiemy drugi profil!

__________________________________________________________________
Jeśli też chciałabyś być koleżanką Andiego z piaskownicy - zostaw komentarz!




środa, 16 lipca 2014

OGŁOSZENIE

Kochane.

Przepraszam, że od TAKIEGO czasu nic się tu nie pojawia.
Po prostu w pewnym momencie poczułam, że za dużo mam na głowie - studia, sprawy rodzinne, osobiste, a potem poszłam do pracy i był to gwóźdź do trumny mojej weny i wszelkich chęci. Bardzo chciałam, żeby właśnie ta opowieść była tą, którą uda mi się skończyć i tak zamierzam zrobić :)
Tak więc jeszcze raz - przepraszam, szczególnie za to, że wraz z pisaniem bloga zawiesiłam jakiekolwiek czynności blogerskie - nie czytałam, nie wchodziłam, totalne zero.
To się zmieni i to już wkrótce.

Jeśli ktoś jeszcze pamięta/czyta/zagląda i zamierza mi wybaczyć zaniedbanie wrednej Niemki i rozkochanego blondaska to zapraszam już niedługo na nowy rozdział - postaram się też nadrobić zaległości w czytaniu.

:)