niedziela, 16 marca 2014

7. Hard day's night

- Bo z nimi to tak jest, Andreas. Dasz palec, to pożrą cię całego razem z kośćmi.

Cały wieczór Gregor sprzedawał Andiemu podobne mądrości, lekko bełkocząc i zwykle każdą złotą myśl kończąc czknięciem. Co biedny Wellinger miał na to powiedzieć? Nawet nigdy nie miał na stałe dziewczyny, co tu dopiero mówić o pożeraniu.
- Kelner! – krzyknął nagle Austriak i walnął ręką w blat. – Bez szotów, całą wódkę dla nas, raz!
- I dwa i trzy, sprzedane – idziemy do domu. – zamiast kelnera odpowiedział Andi, któremu po kilku kieliszkach i tak było już „wesoło” – pomijając fakt, że dalej był smutny.
- Aaale czekaj czekaj czekaj. – Schlieri pomachał mu przed oczami palcem. – Jak ja mam niby iść, z Soczi do Fulpmes? Tu się puknij, Niemczę.
- Och, zamknij się już w końcu. – Wellinger nie mógł wytrzymać tych bredni. Jakimś cudem namówił jednak kolegę na powrót. Nie powiedział mu oczywiście, o jaką blondynkę chodziło – nikt nie wiedział, że Christina nie do końca była dla niego tylko dziennikarką. I chyba lepiej, że tak zostało, bo w przeciwnym razie szybko musiałby to odszczekać.

Kolejne dni niemal całkowicie wypełniały treningi. Ostatni indywidualny konkurs – ostatnia okazja na pokazanie się z jak najlepszej strony i zapewnienie sobie miejsca w drużynówce. Skoczkowie coraz mniej myśleli o głupotach – z jednym wyjątkiem. Andreas nie umiał się skupić na niczym produktywnym. Chciało mu się płakać na myśl o kolejnej sesji w siłowni. Nie miał na to ani siły,  ani ochoty. Szkoda, że Schustera mało to obchodziło – najchętniej zapędziłby całą swoją kadrę do niewolniczej pracy niczym chińskie dzieci w fabryce jeansów. Facet był ewidentnie nadambitny, w dodatku złośliwy – gdy tylko zauważył, że Andi myślami lawiruje gdzieś w okolicach chmur zaczął stroić sobie z niego żarty przypominając cytaty z nieszczęsnego reportażu, od którego rozpoczęła się jego przygoda z…
No właśnie. Cholerna Christina. Wspomnienie jej reakcji na to, jak ją objął nie odstępowało go ani na chwilę. Żałował, że tak do tego podszedł – chciał kuć żelazo, póki gorące, ale w efekcie co najwyżej się sparzył. Gdyby tak się nie spieszył… Ale taki już był. Najpierw coś robił, a refleksja przychodziła później – albo w ogóle.

I nadeszła wiekopomna chwila – drugi występ na Igrzyskach. Wellinger miał nadzieję na przynajmniej powtórkę z ostatniego konkursu – niestety usposobienie chłopaka przed dwoma zawodami diametralnie się różniło. Przed tamtym konkursem mógł przenosić góry, przed tym – od razu czuł, że mu nie pójdzie. Nie potrafił wyjaśnić, skąd to przekonanie – a raczej nie chciał o tym myśleć.
Kiedy tylko pojawił się w pomieszczeniu, w którym oczekiwano na skok i zauważył Schlierenzauera wszystko do niego wróciło. Ścisnęło mu żołądek, po czym zdarzenia następowały za szybko jak na jego poziom percepcji. Przykleił się do krzesła i gdyby nie to, że jakiś skoczek pieprznął go w ramię na znak, że to już czas w ogóle by nie wstał. Powlókł się na belkę, odczekał chwilę i zjechał. Wybił się. Wylądował. Nie myślał o tym, co robi. W mózgu miał jedną wielką czarną dziurę.
Dopiero widząc tabelę wyników ogarnął, co się stało. 117 metrów. Ale jakim cudem!? Przecież nie było aż tak niesprzyjających warunków… Wszystko spieprzył. I nie zamierzał tłumaczyć się młodym wiekiem – 18-letni Schlierenzauer już rozstawiał innych po kątach. A on? Był nieudacznikiem, skaczącym sobie jak popadnie. Nie był materiałem na mistrza, a na wielkiego przegranego, bo niezależnie, co uda mu się zdobyć – i tak to zaprzepaści. Był młody i za głupi. Wolał myśleć o kimś, kto nie dałby sobie za niego obciąć paznokcia.
Nie czekał na koniec konkursu. Nie czekał nawet na koniec pierwszej serii. Gdy już nie musiał robić ładnej miny do kamer poszedł się spakować, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Po drodze minął wkurwionego Dietharta – jak to się działo, że zawsze psuli swoje skoki synchronicznie?
Każdy Niemiec oprócz niego zakwalifikował się do drugiej serii, więc nikt mu nie przeszkadzał. Gdyby musiał znosić głupie żarty Wanka złamałby mu w końcu ten wielki nos.
Hotel był opustoszały, więc tym bardziej zdziwił się, gdy usłyszał pukanie do drzwi, na które początkowo nie zareagował.
- Andreas, otwórz, to ja.
- Jakie „ja”?
- Christina. Nie wygłupiaj się i otwieraj.
Andi poczłapał do drzwi i niezwykle ociężale otwierał je jakąś minutę, uchylając centymetr po centymetrze. Na twarzy malował mu się cały wachlarz emocji. Złość, smutek, urażona duma jeszcze sprzed kilku dni. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wpatrywał się w blondynkę, dając do zrozumienia, że nie jest w humorze na żarty. Był w stanie tylko leżeć i kwiczeć jak świnie Dietharta.
- Słucham. – rzucił impertynenckim tonem.
- Mogę wejść czy będziemy rozmawiać przez próg?
- Nie mamy o czym rozmawiać.
Chris przewróciła oczami. Dobrze wiedział, że mieli, ale postanowił się pobawić w obrażalskie dziecko. A co się robi z obrażalskimi dziećmi (oprócz posyłania do kącika ciszy albo karnego jeżyka)? Ignoruje. Nie zamierzała więc czekać na zaproszenie i lekko uchyliła głowę, by bez problemu przejść pod jego ręką, opartą o futrynę i wtargnąć w głąb pokoju.
Chłopak niespecjalnie się tym zdziwił – przecież i tak zawsze robiła to, co chciała. Jeśli ubzdurało jej się, że mają porozmawiać, to porozmawiają – szkoda tylko, że on nie miał nic do powiedzenia. Westchnął więc przeciągle i ustawił się naprzeciwko.
- No mów, co masz mówić.
Dziennikarka wzięła głęboki wdech. Tak, stresowała się. Przypomniały jej się czasy, kiedy była pryszczatą nastolatką i ten moment, gdy musiała powiedzieć komuś coś, co nie przechodziło łatwo przez gardło.
- Andreas… - powiedziała i zacięła się na chwilę, czego sam zainteresowany nie omieszkał odnotować.
- Andreas, Andreas, Andreas. Wiem jak się nazywam, możemy przejść do następnych kwestii?
Zmarszczyła brwi, ale lekko drgnęły jej kąciki ust. Czyli jesteśmy źli, ale jeszcze trochę złośliwego humorku w nas zostało.
- Chciałam ci coś wyjaśnić. Odnośnie tego, co powiedziałam po konferencji. Po tym, jak znokautowałeś mnie w śniegu przeziębiłam się i naprawdę nie byłam w najlepszym stanie kiedy… No wiesz. – mówiła dość cicho, często przerywając. – I… Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam. To znaczy nie chciałam tego powiedzieć. Wcale tak nie uważam i nie jest tak, jak to przedstawiłam.
Gubiła się w słowach, ale udało jej się wyrzucić z siebie wszystko, co na niej ciążyło niemal od momentu, kiedy zrugała go za niesforne łapki. W zasadzie był to też trochę zabieg manipulacyjny – mogła od razu wyłożyć kawę na ławę, ale tym sposobem znów okazałaby swoją wyższość, a nie taki był cel.
- A jak jest? – spojrzał na nią wyzywająco, unosząc lekko jedną brew.
Christina powoli podeszła do chłopaka, wywołując zdziwienie na jego twarzy. Ułożyła dłonie na szerokich, choć szczupłych barkach i wspięła się na palcach, próbując nieudolnie wyrównać poziom ich wzrostu. Oparła o niego ręce trochę mocniej, zmuszając go, by się minimalnie nachylił i skorzystała z momentu totalnej dezorientacji skoczka, nie mającego pojęcia, co się właśnie działo.
Wpiła się w jego usta, dłonie przesuwając z barków na kark, delikatnie wplątując palce w złociste włosy chłopaka. Początkowo Andi był zupełnie odrętwiały – to była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał, ale stopniowo wczuwał się w atmosferę i brał czynny udział w tym specyficznym „godzeniu się”. Rękami błądził gdzieś w okolicach jej talii, mnąc bawełnianą bluzkę i przyciągając dziewczynę do siebie aż do momentu, gdy bliżej już się nie dało. Daleko było tym pocałunkom do delikatności z czasu śniegowego incydentu. Oboje walczyli o dominację, głośno oddychając, dotykając swoich ciał tak, że aż gnietli sobie nawzajem ubrania.

Chris pierwsza się poddała, odrywając się od jego ust i kładąc głowę na ramieniu. Potrzebowali chwili, żeby się uspokoić, a to, co się stało nie wymagało większego wyjaśniania. Chciał odpowiedzi i dostał ją w najlepszy możliwy sposób.
- Nie rób mi tak więcej, dobrze? – wyszeptał do jej ucha, mając na myśli mylne sygnały, jakie mu dotychczas dawała.
Nie odpowiedziała. Nie musiała – na tym etapie niepotrzebne im były dodatkowe deklaracje. Kryzys był zażegnany, Andreas ujarzmiony a ona sama zadowolona z przebiegu spraw.
Może to było chore, że tak na siebie oddziaływali. Prawie 30-latka i od niedawna 18-latek. On nie wiedział o życiu nic, ona aż za dużo. Ale chyba bez sensu było wciąż udawać, że nic nie jest na rzeczy. Jasne – on mógłby spróbować o niej nie myśleć, a ona wciąż go unikać, ale złośliwy los prędzej czy później znów by ich na siebie naprowadził.


A tak prawdę mówiąc, to wtulanie się w ramię Andreasa było dużo przyjemniejsze od łaskoczącego, pokrytego sierścią cielska jej otyłego kota.


______________________________________________________________________
Jeśli też wolałabyś tulić Andiego zamiast kota - zostaw komentarz! ;)

wtorek, 11 marca 2014

6. Love and let live

Andreas chodził cały w skowronkach. Treningi były cudowne, koledzy zabawni, jedzenie wspaniałe, a pogoda to już w ogóle. Świat nagle stał się jakiś inny, a po środku tego całego pierdolnika stał on – człowiek, który pewnego śnieżnego wieczoru wygrał życie kradnąc pocałunek najpiękniejszej istocie, jaką kiedykolwiek poznał. Szkoda tylko, że otoczenie nie odwzajemniało jego fascynacji.
- Dokleili ci ten uśmiech do łba razem z czapką? – rzucił przy śniadaniu Wank, nie mogąc już znieść cieszącej się mordy swojego dobrego kolegi.
- A ty co, na swój nos a’la wędka nie złowiłeś żadnej rybki, że masz taki humor? – odgryzł się młodszy Andreas, nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
- Bardzo śmieszne, gnojku. Żebym ciebie nie złowił, lepiej uważaj w nocy. – puścił do niego oko i posłał buziaka. Andi zrobił bardzo zdegustowaną minę, jak zwykle przy głupich żartach Wanka, których nikt z kadry nie mógł zrozumieć.
- Próbuj dalej, leszczu. I tak mnie nie zdenerwujesz, to mój szczęśliwy dzień. – klepnął kolegę w plecy i jako pierwszy odszedł od stołu, przybierając znów swój firmowy, szeroki uśmiech.
- Jak mnie wkurza czasem ten szczeniak… - mruknął Wank, ale raczej nie znalazł posłuchu. Wszyscy byli rozemocjonowani konkursem, a jak już każdy z nich się przekonał – starszy Andreas na pewno stał w kolejce po wzrost – niestety rozumu dla niego zabrakło.

*  *  *

Popołudnie i wieczór były dość nerwowe – każdy chciał wypaść jak najlepiej, a medali było tylko trzy. Na dodatek Polak, Kamil Stoch pozamiatał wszystko, co się dało bezpośrednio przed olimpiadą, a to nie napawało optymizmem innych skoczków. Mało który wierzył w to, że konkurs przyniesie jakieś niespodzianki. Wiadomo – lepiej samemu zostać mistrzem, ale nie było nikogo – no, może oprócz Prevca – kto nie życzyłby wygranej Stochowi – jednej z najsympatyczniejszych osób w ich środowisku.
Dlatego Andi nie był rozczarowany swoim wynikiem. W zasadzie był zadowolony – jego pierwsza olimpiada, pierwszy konkurs i już szóste miejsce. Coś dodało mu skrzydeł i to na pewno nie był red bull. Jedyne, co go zastanawiało to to, że nigdzie nie widział Christiny. Znów.

*  *  *

Kiedy Andi pociskał smenty-rymenty ze swoimi kolegami Christina nie mogła podnieść się z łóżka. Obudziła się z okropnym bólem gardła i zapchanym nosem. Cholerny gówniarz, musiał sobie ubzdurać nacieranie śniegiem? Że to niby miało być zabawne? Skoro tak, niech sam sobie smarka na belce startowej, a przy zjeździe niech katar rozbryzguje mu się po kasku.
Tyle sobie zaplanowała na ten dzień, ale nie – jeden mały Bawarczyk wystarczył, by wszystko zaprzepaścić. Była zła. Bardzo. Gdyby nie to, że z nosa leciały jej smarki buchałaby ogniem. A gdyby dostała w ręce tego rozkosznego blondaska to jak najbardziej rozkosznie udusiłaby go bez skrupułów. Tylko trochę nie chciało jej się wstawać w tym celu z łóżka.
Nawet nie oglądała skoków w telewizji. Bo i po co? I tak nie wiedziała, o co chodzi ani nigdy jej to nie interesowało. W takim razie po co w ogóle tam była? Tamtego dnia zaczęła się nad tym zastanawiać. Soczi było bardzo głupim pomysłem. Nic dziwnego, w końcu nie ona na to wpadła.
Dzień za dniem ciągnął się dla Christiny jak mordoklejka. Miała dość, chciała wrócić do domu, no ale przecież z tej zapadłej dziury nie dało się wydostać inaczej niż samolotem, na który miała już kupiony bilet. Na 20 lutego. Za prawie dwa tygodnie. Do tego czasu zwariuje.
Prawie że nie wyściubiała nosa z pokoju hotelowego do czasu konferencji prasowej, na którą to łaskawie postanowiła się wybrać. Wyglądała jak sparzony pomidor, z którego schodziła skóra. Spuchnięty, czerwony nos i podkrążone oczy – pięknie. Może jak ubierze się na czarno to nikt jej nie zauważy? Puder też powinien pomóc, ale jak to mówią – gówna pudrem nie przykryjesz.
Tak się właśnie czuła – gówno, które żuk wyturlał na salę pełną nieznanych jej ludzi. No, jednego znała, ale akurat tego delikwenta nie miała ochoty spotykać. Oferta z uduszeniem nadal była aktualna.
Gdy wreszcie skończyli gadać Christina mogła zrealizować swój plan b – czekolada, herbata z miodem, dużo leków i głupawe filmy. Podobno ten zestaw pomaga na każde schorzenia ciała i ducha. Planowała od razu się wymsknąć, ale ktoś skutecznie jej to uniemożliwił, kładąc swoje łapska na jej talii,  przesuwając je w stronę brzucha a w końcu przyciągając ją do siebie prawie jak biuściastą Bawarkę na Oktoberfeście.
- Co ty robisz?
 Andreas automatycznie zabrał ręce tak, jakby ciało Chris nagle zaczęło go parzyć. Dziewczyna okręciła się wokół własnej osi i stała z założonymi rękami obrzucając  go groźnym wzrokiem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać…
- Andreas… Wiesz, że to, co się wydarzyło przedwczoraj było jednorazowym wypadkiem przy pracy, prawda? - Chłopak poczerwieniał. Ze wstydu, trochę ze złości. Więc to tak? Jednorazowy wypadek przy pracy… Znowu zrobiła z niego głupka. Jeden pocałunek, jeden krok, który wyszedł od niej w jego stronę wystarczył, żeby stracił głowę. I po co? Żeby zostać sprowadzonym do parteru, jak zwykle. Był głupi myśląc, że to mogło zmienić cokolwiek w tym, jak go odbierała. Dalej był tylko pryszczatym gówniarzem, może i sympatycznym, ale na tym się kończyło.
- Myślałam, że jesteś już dużym chłopcem i to rozumiesz. Jeśli odebrałeś to inaczej to przepraszam. – dodała, bo skoczek stał jak wryty, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Jednak po tym zdaniu drgnął lekko, pokiwał głową i w końcu przestał udawać głaz.
- To się więcej nie powtórzy. – wyszeptał i wyszedł tak szybko, żeby nie zdążyć wpaść na żaden głupi pomysł. Być może to, co się stało było totalną pierdołą, ale Andreas czuł, że nikt nigdy nie poniżył go bardziej.
Christina niezbyt przejęła się całym zajściem. No bo co niby miała zrobić? Pozwolić, żeby w jego małej główce tworzyły się poronione wizje tego, co nie istniało? Zresztą nawet nie o to chodziło. Żaden facet nie będzie rościł sobie praw do publicznego obmacywania tylko dlatego, że raz mu na coś pozwoliła. W tamtej chwili żałowała, że w ogóle do tego doszło. Jako ta starsza i mądrzejsza powinna była zachowywać się poważnie, a zamiast tego dopuściła do niezręcznej sytuacji.
Doskonale wiedziała, jakie spustoszenie w umyśle Andreasa wywołały ostatnie dni i nie była z tego dumna. Ale wiedziała też, że gdyby nie uświadomiła go na tyle brutalnie mogłoby być jeszcze gorzej.
Najgorsze było chyba to, że zaczęła się przed sobą usprawiedliwiać. A na swoje zachowanie nie miała innej wymówki niż to, że była chora, zmęczona i zła. Ale tego już Andreas nie wiedział.

Chłopak ruszył prosto do baru. Chciał być sam, jednocześnie marząc o zrzuceniu z siebie tego ciężaru. Ale z kim miał pogadać? Siostrze na pewno nie będzie się zwierzał, dzwonienie do przyjaciół też odpadało. Żywił nadzieję, że chociaż wódka go wysłucha, a jeśli nie to na pewno pocieszy.
Usiadł przy blacie zupełnie nie zwracając uwagi na innych ludzi.
- Cześć, co ty tu robisz? – gruchnęło mu nad uchem, aż się wzdrygnął. Co tu robisz, co ty robisz – wszyscy mieli dziś z nim jakiś problem. Może miał zniknąć z powierzchni ziemi i przestać zaburzać innym feng shui?
- Siedzę, nie widać? – odburknął mimo tego, że był to nikt inny jak Gregor Schlierenzauer.
- Widać.
Austriak zajął miejsce obok Wellingera i zamówił to samo – szot czystej na rozruch. Obaj byli nie w humorze, obaj z powodu blondynek. Który miał gorzej? Ciężko stwierdzić. U jednego nic się nie zaczęło, choć mogło, u drugiego raczej chyliło się ku końcowi. Dlatego nie zamienili na ten temat ani słowa. Skoki, olimpiada, trenerzy - tematy zastępcze, które powinny być głównymi. Z każdym kieliszkiem coraz bardziej przestawał ich obchodzić ten cały burdel, nawet jeśli Schuster i Pointner mieli urwać im za to głowy na jutrzejszym treningu.


W końcu Livin’ la vida loca, czyż nie?

________________________________________________________________________
Jeśli też chciałabyś się napić z Andreasem - zostaw komentarz - to nic nie kosztuje ;)
Rozdział trochę krótszy, niż zwykle, ale stwierdziłam, że tak się będzie łatwiej czytało. 
Pewnie zastanawiacie się co to za śmieszne hasła dużą czcionką - ano właśnie.
Ostatnio wzięłam się intensywnie za czytanie innych blogów i zauważyłam, że osoby, które w jakiś sposób zachęcają do zostawiania komentarzy na stronie mają ich o wiele więcej. Dlatego chciałabym, żeby osoby, które czytają te moje wypociny zostawiały po sobie jakiś ślad - dość dużo się was tutaj pojawia, a z komentarzami nie jest już tak dobrze.

piątek, 7 marca 2014

5. Let it snow

Dziesięć, dziewięć, osiem… Liczyła po cichu, próbując się uspokoić podczas startu samolotu. Tak, leciała do zasranego Soczi. Andreas zrobił wszystko, żeby mogła polecieć razem z nim, jednocześnie ucinając jej wszystkie inne możliwe drogi transportu. Christina na tyle bała się latać, że wolałaby już kolej transsyberyjską i podróż z miesięcznym wyprzedzeniem. Ale jakoś głupio było jej się przyznać. Ona, kobieta, o której wieku aż przykro mówić boi się blaszanych zabawek i ma się z tego zwierzać dzieciakowi, który zajmował się lataniem, i to na dwóch deskach? Nie ma mowy.
Po co się zgodziła? Właściwie to nie do końca.

W pamiętną noc, kiedy to Wellinger dał w palnik, a Christina musiała męczyć się z nim w jednym łóżku chłopak zadał jej pytanie, na które nie zdążyła odpowiedzieć. Już po chwili jego czoło wylądowało na barku blondynki, a on sam pochrapywał słodko niczym niedźwiedź zapadający w zimowy sen.
Rano jakoś nie byli w nastroju do rozmów. Andreas pewnie z powodu kaca. Christina na pewno z powodu jego ręki na swoim tyłku, której pozbyła się od razu po przebudzeniu, budząc i jego.
Empatia z wieczoru zupełnie ją opuściła. Miała gdzieś, jak chłopak zamierza wrócić do domu. Miało go nie być i już. A przynajmniej z takim nastawieniem Christina zrobiła mu dwie kanapki i kawę, kiedy brał prysznic, oczywiście cały czas klnąc pod nosem.

Gówniarz mieszał jej w głowie, a przecież nie był dla niej nikim szczególnym. Był tylko chłopakiem, z którego pośmiała się trochę w Zakopanem. Cholera, musiała zapraszać go wtedy do siebie tylko dlatego, że widząc jego smutek jej samej robiło się smutno? Nie rozumiała swoich reakcji i decyzji, które w sumie same się podejmowały. Jedziemy do domu? Niee, po co, możemy się przecież spić z 11 lat młodszym chłopakiem i potem zabrać go do siebie. To przecież takie naturalne
Andreas nie miał pojęcia o pytaniu, które wyrwało mu się w nocy. Wspomnienia docierały do niego stopniowo aż do momentu wychodzenia z jej mieszkania, kiedy to dokładnie przypomniał sobie swój pijacki bełkot. Tylko co on miał z tym zrobić? Christina nie odpowiedziała, a on był zdecydowanie za trzeźwy, żeby spytać jeszcze raz.

Przestał już sam przed sobą udawać, że nie przyspieszało mu bicie serca, gdy choćby patrzył na dziennikarkę. Ale co z tego, skoro i tak nic z tym nie zrobi? Przecież nie zaproponuje jej niczego więcej, niż ona proponowała jemu. Był tylko dzieciakiem, który jakimś cudem przypadł kobiecie do gustu, a pewnie najzwyczajniej w świecie chciała go wykorzystać do kolejnego gównianego reportażu. Jeśli oznaczało to następną noc w jej łóżku mogła go wykorzystywać codziennie.
Zebrał się w sobie dopiero wychodząc z mieszkania. Wóz albo przewóz – teraz albo nigdy.

- A tak w ogóle to gdzie jest kot? – wyrwało mu się, gdy Christina zamykała drzwi.
No to powiedziałeś, Andreas. Wydusiłeś z siebie to, co ci leżało na sercu najbardziej.
- Oddałam go do wulkanizacji.
- Aha – odpowiedział jakby słowa wypowiedziane przez Chris były w suahili. – Czekaj, co!?
- Ma wychodne u sąsiadki z dołu, głupolu. – zaśmiała się, wyczuwając instynktownie, że nie o to chciał spytać. Ale nie – nie będzie mu ułatwiać zadania. Postanowiła stać tam i czekać, aż młody się przełamie.
- Mhm. A… odnośnie tego, o co cię wczoraj zapytałem…
- Czyli?
Andreas palił się od środka. Czemu ta durna baba nie mogła po prostu odpowiedzieć?
- Spotkamy się w Soczi?
Christina uśmiechnęła się triumfująco. Nie wszystko można mieć podane na tacy, chłopcze.
- Być może.

Bardziej enigmatycznej odpowiedzi chyba nie mogła udzielić. Ale właśnie o to chodziło – wet za wet. Christinie Heckmann nie można się tak po prostu władować do łóżka i spodziewać się, że nie będzie żadnej kary.
Dlatego też ignorowała jego telefony aż do kilku dni przed wylotem. Dopiero wtedy raczyła poinformować go, że udało jej się zdobyć akredytację. I wtedy się zaczęło – chłopak chyba myślał, że robi to dla niego, bo tego ciągłego jojczenia inaczej nie dało się zinterpretować. Owszem, pewnie gdyby nie on nawet nie starałaby się o ten wyjazd, ale to był tylko pretekst. Olimpiada była dla niej idealną okazją do tego, by to pracodawcy bili się o nią. Ale skoro mogła uszczęśliwić swoją obecnością biednego osiemnastolatka z Bawarii, to dobrze. Jeden prawilny uczynek na jej koncie.

*  *  *
- Chris?

Ocknęła się z zamyślenia, a raczej ktoś jej pomógł. Andreas, a jakże. Był taką małą przylepą. Chodził w tę i z powrotem między przodem a tyłem samolotu. Christina nie miała pojęcia do kogo, ale doceniała te krótkie chwile samotności, podczas których mogła bez skrępowania trząść gaciami ze strachu, kiedy tylko siedzenie wydawało się trochę niestabilne. Jak ona nienawidziła latać…
Dziewczyna odburknęła coś niezbyt zrozumiałego, a on rozsiadł się obok niej jak król. Już miał zaczynać rozmowę, kiedy dwumetrowe bezmózgie yeti zasłoniło mu widok na cały świat.

- Wypad, młody.
No nie. Zawsze, kiedy miało go w życiu spotkać coś dobrego pojawiał się tam Wank i rujnował wszystko.

- Co ty chcesz?
- Od ciebie? Nic. Ale Schuster wzywa na rozmowę, a ja pogrzeję to miejsce, żeby dupa ci nie zmarzła jak już wrócisz z pogadanki.
- Nie musisz się martwić o żadną część mojego ciała, deklu. – odpyskował, ale posłusznie podniósł się z fotela i z niezbyt wesołą miną obserwował, jak jego imiennik przedstawia się blondynce.

Oczywiście Wank nie zamierzał mu oddać siedzenia. Już wcześniej zauważył Christinę i to, jak młody Andi ślinił się na jej widok. Co to, to nie – on był starszy i mądrzejszy (na pewno), więc to on przejmie pałeczkę w tej kwestii. Bo jak nie on, to zrobi to ktoś inny – skoczkowie i dziennikarki zawsze, ale to zawsze dobierali się w pary. Oby i na tych Igrzyskach rozdawali darmowe prezerwatywy…
Jako naczelny młokos niemieckiej kadry Andreas dostał najdłuższy wykład od trenera, podczas którego miał ochotę strzelić sobie w łeb. Że skoki najważniejsze, że dziewczyny są be, że żadnego świńskiego żarcia bez pozwoleństwa. Jakby tego wszystkiego nie wiedział sam z siebie.
 Nie zdziwił się, kiedy idąc między fotelami zauważył, że właściwie nie ma do czego wracać – Christina spała, a Wank słuchał czegoś na iPodzie głupkowato kiwając głową. Z ulgą zauważył, że tylko miejsca obok Thei nikt nie postanowił mu jeszcze zająć, więc tam spędził resztę lotu.
Dopiero na lotnisku, już po lądowaniu zobaczył się znów z Christiną. Wank był dzielny. Nie odpuszczał, dopóki Chris nie posłała Andreasowi błagalnego spojrzenia. Nie musiała czekać długo, w końcu chłopak gapił się na nią non stop, więc szybko to wychwycił i pospieszył na ratunek.
- Cześć, chciałem ci przedstawić moją siostrzę. Thea – Christina, dzienn…
- Tak wiem, głąbie. Chociaż raczej powinnam powiedzieć – czyściochu – Thea porozumiewawczo mrugnęła okiem do blondynki po raz kolejny przypominając Andreasowi o tej kompromitacji. Po tej krótkiej, właściwie bezsłownej wymianie złośliwości przeczuwał, że przypadną sobie do gustu. I nie mogło wyjść z tego nic dobrego.

*  *  *
Właściwe zawody miały zacząć się dla skoczków dopiero za kilka dni. Ten okres był teoretycznie przeznaczony na aklimatyzację w nowym miejscu, wyrównanie ewentualnych różnic w strefach czasowych. W praktyce każdy spędzał go jak chciał. Niektórzy imprezowali do upadłego, inni pieprzyli się gdzie popadnie. Bardziej introwertyczni zamykali się w pokojach i nadrabiali zaległości w ulubionych serialach. Jednak duet Christiny i Andreasa wymykał się ze wszystkich schematów.
Każde miało swoją własną misję – Chris próbowała przeprowadzić tyle wywiadów i zrobić tyle zdjęć, ile się dało. Andi musiał sprawować pieczę nad siostrą jednocześnie nie spuszczając wzroku z dziennikarki, co nie było takim łatwym zadaniem.
Na szczęście dla Chris Wank postanowił dać jej spokój, znajdując sobie nowy obiekt zainteresowań – Theę. Z dwojga złego chyba taką konfigurację wolał Welli, bo i tak wiedział, że jego siostra miała swoją własną misję o kryptonimie „Gregor”

Wcale się nie przejmował tym, że tylko po to z nim pojechała. Skoki narciarskie były na tyle uwielbianym spotem w Europie, że jedna fanka mniej czy więcej, nawet jeśli miała być jego nieszczęsną siostrą nie robiła na nim wrażenia. Co nie zmieniało faktu, że martwiło go to niezdrowe zdenerwowanie, jakie Thea odczuwała w związku z perspektywą rychłego zobaczenia Schlierenzauera. Hipokryta – sam czuł dokładnie to samo każdego razu, gdy wychodził i mógł przypadkiem trafić na Christinę.
Przez te kilka dni prawie w ogóle się nie widywali, choć Andreas robił wszystko, by do tego doprowadzić. Wokół miejsca, gdzie mieszkała wydeptał już nawet własną ścieżkę, ale nic to nie dało. Kiedy już ją widział najczęściej znajdowała się w tłumie, którego nie zamierzał przemierzać jak rozszczebiotany zakochany kundel, któremu z pyska jeszcze cieknie spaghetti. Świadomość, że przez cały czas ona gdzieś tam była – jadła, spała, chodziła, oddychała, a on nie umiał jej nawet zlokalizować była dla niego jak swędzący mózg – nie daje ci żyć, ale podrapać też nie możesz. Dopiero w toku rozmyślania nad tą sprawą doszedł do wniosku, że tak właściwie to Christina nie bez przyczyny dostała tę akredytację i może zdobywa materiały. Gdyby się z tym zgodził trafiłby w dziesiątkę, ale Welli wolał snuć swoje ulubione, niestworzone historie.
Chris kuła żelazo póki gorące. Szybko ogarnęła, z kim warto zrobić wywiad, a na kogo czyhać z aparatem. Jej niedoścignionym celem był Gregor Schlierenzauer, bo jak zdążyła się zorientować był skoczkiem z największym fandomem wszechczasów. Ale zbliżenie się do niego szło jej podobnie, jak Andreasowi do niej. Gregor musiał być bardzo zajętym człowiekiem lub wielkim pantoflarzem, sądząc po tym, jak nie odstępowała go na krok niebieskooka blondynka.

Nie ma jednak wagoniku, którego nie da się odczepić. I tak też stało się przed imprezą integracyjną – pomijając fakt, że skoczkowie zdążyli już odbyć kilka porządnych melanży. Chris zawsze miała szczęście do trafiania w moment – przyszła wcześniej celem wybadania sytuacji, a tu proszę – osamotniony Schlierenzauer, bez blond przydupasa u boku. Stwierdziła, że dość już trzymania Wellingera na dystans i powinna mu się w końcu pokazać na oczy, ale pokusa była silniejsza.

- Cześć, Gregor. Jestem Christina Heckmann, od ładnych paru lat zajmuje się skokami – przemówił Pinokio – i zawsze miałam nadzieję, że uda mi się z tobą spotkać na krótką rozmowę, może dłuższy wywiad, co ty na to?
Gregor wymienił z nią uścisk dłoni i lekko się uśmiechnął, próbując ukryć, że uwaga dziennikarki nieco połechtała jego ego. Christina naczytała się w Internecie, że skoczek był raczej typem indywidualisty, więc wolała dmuchać na zimne i być słodko-pierdząca.
- Miło poznać. I myślę, że nie powinno być z tym problemu, nawet teraz powinienem…
- Nie nie, nie będę ci przeszkadzać w zabawie. – dziewczyna wyczuła, że wstąpiła na podatny grunt i uda jej się wyłuskać z tego coś więcej, niż wymiana kilku zdań. – Ale skoro tak, to wkrótce ci o sobie przypomnę i umówimy się na konkretny termin. Co ty na to?
- Jasne, bardzo chętnie.
- W takim razie do zobaczenia.
Gdy poszedł w swoją stronę miała ochotę zatańczyć ze szczęścia. Teraz jeszcze drogi Gregorze jakbyś był tak łaskaw i zdobył jakiś medal.

- Ty tutaj? - wzdrygnęła się słysząc nad sobą męski głos. Andi, a jakże vol 2. – Myślałem już, że utopiłaś się w toalecie albo coś w tym stylu.
- Aleś dowciapny, naprawdę… Chodźmy, lepiej przedstaw starszą panią kolegom. Tylko proszę - nie mów znowu, że jestem twoją ciocią.

Cholera, czyli jednak to słyszała.

Rozdzielili się – Andi chciał dotrzymać towarzystwa siostrze, a Chris uparła się, że nie będzie im przeszkadzać. Postanowiła czegoś się napić, później dołączyć do obsługi niemieckiej kadry, siedzących przy stoliku obok.
Długo to nie trwało – Andreas wyjątkowo uparcie nie odstępował jej na krok, a jak już musiał to skracał ten czas do minimum. Chwile dzieliły ją od tego, żeby zacząć się nad nim wyzłośliwiać, kiedy dołączyła do nich Thea, dzięki czemu mogły wyzłośliwiać się razem.
Welli gorzko pożałował tego, że je sobie przedstawił. Były koszmarnym duetem i przez ten krótki okres zdążyły już wyśmiać wszystkich skoczków, a w szczególności jego. Siedział pomiędzy nimi, pragnąc natychmiastowej śmierci i wtedy pojawiło się wybawienie.

-Wellinger! – krzyknął rozbawiony, męski głos zza ich pleców. Thomas Diethart, Bogu niech będą dzięki.
-Cześć, Thomas.- Andreas wstał, żeby się przywitać.- Nareszcie ktoś mądry, z kim można porozmawiać...
Dziewczyny niemal ryknęły śmiechem, ale zaraz ogarnęły się, że też wypadałoby przywitać gościa.
- A ty musisz być najlepszym ciachem całej austriackiej reprezentacji w skokach, co? Diethart, prawda? – powiedziała Chris z przesadną manierą w głosie, kątem oka obserwując reakcję Andreasa.
-Nieźle się tu bawicie. Thomas Diethart.
Zanim zdążyły cokolwiek odpowiedzieć uprzedził je Andi, który poprzysiągł sobie, że już nie będzie ich popychadłem.
-Blondynka to Christina Heckmann, redaktorka sportowa.- wymówił te słowa tak, jakby mówił o małej dziewczynce grającej w przedszkolu na tamburynie. - A ta druga to moja siostra...
-Wiesz, Andi, czasem jak na ciebie patrzę, to mam wrażenie, że blond to jednak stan umysłu, nie tylko kolor włosów. Bez urazy, Thomas.
A jednak założenie Andreasa nie miało racji bytu – póki nie odbierze im głosu, będą się z niego naśmiewać. Szlag.

Kiedy do ich stolika podszedł kolejny skoczek Andi wiedział, że był ostatecznym wybawieniem. Bo był to nikt inny, jak sam Schlierenzauer. Niemiec aż podskoczył z radości – Thea będzie miała za swoje.
-Gregor! Thea, to jest Gregor Schlierenzauer. Ale wy się chyba znacie, co?- Andreas uśmiechnął się wiedząc już, co za chwilę zrobi.
-No... Mam  taką nadzieję, bo jeśli to nie ten Gregor, to chyba cię uduszę.
-To ten... Chris, idziemy się przewietrzyć?- Christina spojrzała pytająco na Wellingera. Nie miała pojęcia o co chodziło we wcześniejszym dialogu i co jego siostra ma w związku ze Schlierenzauerem, ale gwoli ostrożności nie zamierzała protestować. Uśmiechnęła się do Gregora, którego poznała kilka godzin wcześniej i podążyła za Andreasem, który prawie że w podskokach prowadził ich na zewnątrz.

- Możesz mi wytłumaczyć o co chodziło? – rzuciła do niego, gdy tylko znaleźli się na dworze.
- A ty mi wytłumaczysz co jest nie tak z twoim gustem? Diethart, naprawdę? Przecież on wygląda jak pancernik Potiomkin.
- A tam, gadasz głupoty. Jest śliczny. – Chris o mało co nie wybuchła śmiechem – oczywiście, że nie był śliczny, ale Andreas nie musiał o tym wiedzieć. Był taki uroczy, jak się denerwował.
Szli obok siebie w zasadzie bez konkretnego celu. Welli udawał obrażonego, a Christina nie próbowała już ukryć rozbawienia.
- I co znowu zrobiłaś z kotem? – wyrwało mu się, bo nie mógł znieść dłużej takiej ciszy.
- A co ty się tak do tego kota przyczepiłeś, co? – już nie dała rady wstrzymywać śmiechu. – Myślałam, że gustujesz w dziewczynach. Przyznaj się, że spotykasz się ze mną tylko dla Kitty.
- Ale jesteś głu… - ale nie  dane mu było skończyć – Chris rozpoczęła maraton dźgania go łokciem w tułów.
- No powiedz, przyznaj się, że jesteś kotoseksualistą, powiedz!
Chłopak w końcu sam zaczął się śmiać, ale dostał od niej takiego kuksańca, że zachwiał się, co w połączeniu ze śliskim podłożem dało opłakany skutek – dla złapania równowagi złapał się Christiny i już po chwili oboje leżeli na lodowatym śniegu.

- Ale z ciebie wylew. – dziewczyna śmiała się do rozpuku z niegramotności skoczka, co chwilę przypominając sobie jego nogi rozjeżdżające się na lodzie we wszystkie strony świata.
- Coś powiedziała? O nie, tego już za wiele. – obruszony Andi czołgał się w jej stronę z raczej mało pokojowymi zamiarami. – Byłem. Bardzo. Cierpliwy. Ale doigrałaś się.
Zanim zdążyła zareagować złapał jej kurtkę, przyciągnął do siebie i zaczął nacierać śniegiem, nie reagując na głośne piski i błaganie, by przestał. Klęczał na twardym śniegu, tułowiem przygwożdżając dziennikarkę, prawie już nie czując kolan.

- Andreas, proszę… - wyszeptała, mając już naprawdę dość. Nienawidziła zimna, była na nie wyjątkowo czuła, a teraz śnieg pokrywał niemal jej całe ciało. Szczękała zębami, a w oczach miała łzy – tam pewnie też wleciało trochę białego puchu.
Chłopakowi zrobiło się głupio, że tak ją przeczołgał. W końcu nie była jego kumplem, mogącym mu oddać w każdej chwili, tylko kobietą mającą trochę ponad 150 cm wzrostu, nad którą miał oczywistą przewagę fizyczną.

Nachylił się nad nią jeszcze bardziej, żeby strzepać śnieg z jej różowych od zimna policzków. Były lodowate, dlatego dotykał ich swoimi nieco cieplejszymi palcami, próbując trochę polepszyć sytuację. Był tak blisko niej, że czuł na skórze jej przyspieszony od adrenaliny oddech. W pewnym momencie ich nosy się zetknęły, a Andreas nie zwrócił nawet uwagi na to, że coraz bardziej się do niej zbliża. Nie wiadomo, czy to chłód sprawił, że chłopak przestał używać mózgu czy jej obecność, która zupełnie go oszałamiała, ale zrobił coś, do czego nie sądził, że może być zdolny.
Delikatnie przytknął swoje wargi do jej warg, początkowo tylko lekko je muskając. Po chwili pogłębił pocałunek, już odważniej poruszając ustami, jednak nadal bez wielkiego porywu namiętności. Dobrze się kontrolował, choć prędzej to wrodzona nieśmiałość kierowała nim w ten sposób.
Trzymał kurczowo jej kurtkę jakby w obawie, że zaraz może mu zwiać albo co gorsza wymierzyć mu raz za to, co przed chwilą zrobił. Christina nie odwzajemniła jego pocałunku, będąc totalnie zaskoczoną przez chłopaka, jednak on interpretował to inaczej. Dlatego, kiedy odsunął się od niej na kilkanaście centymetrów, a ona stopniowo podnosiła głowę był gotowy na zrobienie uniku przed jej ciosem.
- Przepraszam – rzucił cicho, mając nadzieję, że to osłabi trochę intensywność uderzenia. Ale zamiast prawego sierpowego Chris zarzuciła mu swoje ośnieżone dłonie na szyję i pocałowała go dwa razy mocniej, niż on ją. Andi wsunął pod nią ręce i lekko uniósł do pozycji siedzącej, ciągle obejmując ją w talii. Kobieta nigdy nie była nieśmiała, więc nie miała problemów z wsunięciem języka pomiędzy jego wargi, co sprawiło, że przeszły go dreszcze. Chris poczuła to i mimowolnie uśmiechnęła się, ostatni raz pozwalając, by tym razem jego język przesunął po jej ustach.
- Nie ma za co – wyszeptała z opóźnieniem odpowiadając na jego przeprosiny, choć dała mu wystarczający dowód na to, że raczej nie poczuła się urażona. – A teraz mógłbyś pomóc mi wstać? Zaraz przemoknę do majtek.
Andi podniósł ją i, jak się spodziewał, było bardzo niezręcznie. Najchętniej nigdy nie wypuściłby jej z ramion i całował tak długo, aż zdrętwieje mu język. Ale nic nie może trwać wiecznie i to był czas na to, żeby dać jej od siebie odpocząć, choć wcale tego nie chciał.

Szli w ciszy, zbliżając się powoli do odcinka drogi, w którym każde z nich musiało iść w swoją stronę.
- Dobranoc, Andi. – powiedziała z uśmiechem, który chłopak ochoczo odwzajemnił. Andi? Nigdy tak do niego nie mówiła.
- Do zobaczenia.

Tak – tym razem był pewny, że ta forma pożegnania jest najbardziej właściwa. Oszołomiony tym, co się stało nie myślał już ani o zbliżających się zawodach, ani o siostrze, którą wystawił zapoznając z Gregorem bez wzmianki o tym, że ten ma dziewczynę. Wszystko wskazywało na to, że to, czego doszukiwał się między nim a Christiną nie było tylko wytworem jego bujnej wyobraźni. Pozwoliła mu się do siebie zbliżyć, w dodatku obnażając to, że może psychicznie jest od niego silniejsza, ale fizycznie to on był górą. Ten jeden, jedyny raz udało mu się nad nią zapanować i w dodatku nie dostało mu się za to.


Tak, teraz jednego był pewny – nie odpuści, choćby szurnięty kot Christiny chciał mu za to wydrapać oczy.
______________________________________________________________________

Jeśli też chciałabyś zostać natarta śniegiem przez Wellingera - zostaw komentarz ;)