niedziela, 16 marca 2014

7. Hard day's night

- Bo z nimi to tak jest, Andreas. Dasz palec, to pożrą cię całego razem z kośćmi.

Cały wieczór Gregor sprzedawał Andiemu podobne mądrości, lekko bełkocząc i zwykle każdą złotą myśl kończąc czknięciem. Co biedny Wellinger miał na to powiedzieć? Nawet nigdy nie miał na stałe dziewczyny, co tu dopiero mówić o pożeraniu.
- Kelner! – krzyknął nagle Austriak i walnął ręką w blat. – Bez szotów, całą wódkę dla nas, raz!
- I dwa i trzy, sprzedane – idziemy do domu. – zamiast kelnera odpowiedział Andi, któremu po kilku kieliszkach i tak było już „wesoło” – pomijając fakt, że dalej był smutny.
- Aaale czekaj czekaj czekaj. – Schlieri pomachał mu przed oczami palcem. – Jak ja mam niby iść, z Soczi do Fulpmes? Tu się puknij, Niemczę.
- Och, zamknij się już w końcu. – Wellinger nie mógł wytrzymać tych bredni. Jakimś cudem namówił jednak kolegę na powrót. Nie powiedział mu oczywiście, o jaką blondynkę chodziło – nikt nie wiedział, że Christina nie do końca była dla niego tylko dziennikarką. I chyba lepiej, że tak zostało, bo w przeciwnym razie szybko musiałby to odszczekać.

Kolejne dni niemal całkowicie wypełniały treningi. Ostatni indywidualny konkurs – ostatnia okazja na pokazanie się z jak najlepszej strony i zapewnienie sobie miejsca w drużynówce. Skoczkowie coraz mniej myśleli o głupotach – z jednym wyjątkiem. Andreas nie umiał się skupić na niczym produktywnym. Chciało mu się płakać na myśl o kolejnej sesji w siłowni. Nie miał na to ani siły,  ani ochoty. Szkoda, że Schustera mało to obchodziło – najchętniej zapędziłby całą swoją kadrę do niewolniczej pracy niczym chińskie dzieci w fabryce jeansów. Facet był ewidentnie nadambitny, w dodatku złośliwy – gdy tylko zauważył, że Andi myślami lawiruje gdzieś w okolicach chmur zaczął stroić sobie z niego żarty przypominając cytaty z nieszczęsnego reportażu, od którego rozpoczęła się jego przygoda z…
No właśnie. Cholerna Christina. Wspomnienie jej reakcji na to, jak ją objął nie odstępowało go ani na chwilę. Żałował, że tak do tego podszedł – chciał kuć żelazo, póki gorące, ale w efekcie co najwyżej się sparzył. Gdyby tak się nie spieszył… Ale taki już był. Najpierw coś robił, a refleksja przychodziła później – albo w ogóle.

I nadeszła wiekopomna chwila – drugi występ na Igrzyskach. Wellinger miał nadzieję na przynajmniej powtórkę z ostatniego konkursu – niestety usposobienie chłopaka przed dwoma zawodami diametralnie się różniło. Przed tamtym konkursem mógł przenosić góry, przed tym – od razu czuł, że mu nie pójdzie. Nie potrafił wyjaśnić, skąd to przekonanie – a raczej nie chciał o tym myśleć.
Kiedy tylko pojawił się w pomieszczeniu, w którym oczekiwano na skok i zauważył Schlierenzauera wszystko do niego wróciło. Ścisnęło mu żołądek, po czym zdarzenia następowały za szybko jak na jego poziom percepcji. Przykleił się do krzesła i gdyby nie to, że jakiś skoczek pieprznął go w ramię na znak, że to już czas w ogóle by nie wstał. Powlókł się na belkę, odczekał chwilę i zjechał. Wybił się. Wylądował. Nie myślał o tym, co robi. W mózgu miał jedną wielką czarną dziurę.
Dopiero widząc tabelę wyników ogarnął, co się stało. 117 metrów. Ale jakim cudem!? Przecież nie było aż tak niesprzyjających warunków… Wszystko spieprzył. I nie zamierzał tłumaczyć się młodym wiekiem – 18-letni Schlierenzauer już rozstawiał innych po kątach. A on? Był nieudacznikiem, skaczącym sobie jak popadnie. Nie był materiałem na mistrza, a na wielkiego przegranego, bo niezależnie, co uda mu się zdobyć – i tak to zaprzepaści. Był młody i za głupi. Wolał myśleć o kimś, kto nie dałby sobie za niego obciąć paznokcia.
Nie czekał na koniec konkursu. Nie czekał nawet na koniec pierwszej serii. Gdy już nie musiał robić ładnej miny do kamer poszedł się spakować, by jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Po drodze minął wkurwionego Dietharta – jak to się działo, że zawsze psuli swoje skoki synchronicznie?
Każdy Niemiec oprócz niego zakwalifikował się do drugiej serii, więc nikt mu nie przeszkadzał. Gdyby musiał znosić głupie żarty Wanka złamałby mu w końcu ten wielki nos.
Hotel był opustoszały, więc tym bardziej zdziwił się, gdy usłyszał pukanie do drzwi, na które początkowo nie zareagował.
- Andreas, otwórz, to ja.
- Jakie „ja”?
- Christina. Nie wygłupiaj się i otwieraj.
Andi poczłapał do drzwi i niezwykle ociężale otwierał je jakąś minutę, uchylając centymetr po centymetrze. Na twarzy malował mu się cały wachlarz emocji. Złość, smutek, urażona duma jeszcze sprzed kilku dni. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wpatrywał się w blondynkę, dając do zrozumienia, że nie jest w humorze na żarty. Był w stanie tylko leżeć i kwiczeć jak świnie Dietharta.
- Słucham. – rzucił impertynenckim tonem.
- Mogę wejść czy będziemy rozmawiać przez próg?
- Nie mamy o czym rozmawiać.
Chris przewróciła oczami. Dobrze wiedział, że mieli, ale postanowił się pobawić w obrażalskie dziecko. A co się robi z obrażalskimi dziećmi (oprócz posyłania do kącika ciszy albo karnego jeżyka)? Ignoruje. Nie zamierzała więc czekać na zaproszenie i lekko uchyliła głowę, by bez problemu przejść pod jego ręką, opartą o futrynę i wtargnąć w głąb pokoju.
Chłopak niespecjalnie się tym zdziwił – przecież i tak zawsze robiła to, co chciała. Jeśli ubzdurało jej się, że mają porozmawiać, to porozmawiają – szkoda tylko, że on nie miał nic do powiedzenia. Westchnął więc przeciągle i ustawił się naprzeciwko.
- No mów, co masz mówić.
Dziennikarka wzięła głęboki wdech. Tak, stresowała się. Przypomniały jej się czasy, kiedy była pryszczatą nastolatką i ten moment, gdy musiała powiedzieć komuś coś, co nie przechodziło łatwo przez gardło.
- Andreas… - powiedziała i zacięła się na chwilę, czego sam zainteresowany nie omieszkał odnotować.
- Andreas, Andreas, Andreas. Wiem jak się nazywam, możemy przejść do następnych kwestii?
Zmarszczyła brwi, ale lekko drgnęły jej kąciki ust. Czyli jesteśmy źli, ale jeszcze trochę złośliwego humorku w nas zostało.
- Chciałam ci coś wyjaśnić. Odnośnie tego, co powiedziałam po konferencji. Po tym, jak znokautowałeś mnie w śniegu przeziębiłam się i naprawdę nie byłam w najlepszym stanie kiedy… No wiesz. – mówiła dość cicho, często przerywając. – I… Nie miałam na myśli tego, co powiedziałam. To znaczy nie chciałam tego powiedzieć. Wcale tak nie uważam i nie jest tak, jak to przedstawiłam.
Gubiła się w słowach, ale udało jej się wyrzucić z siebie wszystko, co na niej ciążyło niemal od momentu, kiedy zrugała go za niesforne łapki. W zasadzie był to też trochę zabieg manipulacyjny – mogła od razu wyłożyć kawę na ławę, ale tym sposobem znów okazałaby swoją wyższość, a nie taki był cel.
- A jak jest? – spojrzał na nią wyzywająco, unosząc lekko jedną brew.
Christina powoli podeszła do chłopaka, wywołując zdziwienie na jego twarzy. Ułożyła dłonie na szerokich, choć szczupłych barkach i wspięła się na palcach, próbując nieudolnie wyrównać poziom ich wzrostu. Oparła o niego ręce trochę mocniej, zmuszając go, by się minimalnie nachylił i skorzystała z momentu totalnej dezorientacji skoczka, nie mającego pojęcia, co się właśnie działo.
Wpiła się w jego usta, dłonie przesuwając z barków na kark, delikatnie wplątując palce w złociste włosy chłopaka. Początkowo Andi był zupełnie odrętwiały – to była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał, ale stopniowo wczuwał się w atmosferę i brał czynny udział w tym specyficznym „godzeniu się”. Rękami błądził gdzieś w okolicach jej talii, mnąc bawełnianą bluzkę i przyciągając dziewczynę do siebie aż do momentu, gdy bliżej już się nie dało. Daleko było tym pocałunkom do delikatności z czasu śniegowego incydentu. Oboje walczyli o dominację, głośno oddychając, dotykając swoich ciał tak, że aż gnietli sobie nawzajem ubrania.

Chris pierwsza się poddała, odrywając się od jego ust i kładąc głowę na ramieniu. Potrzebowali chwili, żeby się uspokoić, a to, co się stało nie wymagało większego wyjaśniania. Chciał odpowiedzi i dostał ją w najlepszy możliwy sposób.
- Nie rób mi tak więcej, dobrze? – wyszeptał do jej ucha, mając na myśli mylne sygnały, jakie mu dotychczas dawała.
Nie odpowiedziała. Nie musiała – na tym etapie niepotrzebne im były dodatkowe deklaracje. Kryzys był zażegnany, Andreas ujarzmiony a ona sama zadowolona z przebiegu spraw.
Może to było chore, że tak na siebie oddziaływali. Prawie 30-latka i od niedawna 18-latek. On nie wiedział o życiu nic, ona aż za dużo. Ale chyba bez sensu było wciąż udawać, że nic nie jest na rzeczy. Jasne – on mógłby spróbować o niej nie myśleć, a ona wciąż go unikać, ale złośliwy los prędzej czy później znów by ich na siebie naprowadził.


A tak prawdę mówiąc, to wtulanie się w ramię Andreasa było dużo przyjemniejsze od łaskoczącego, pokrytego sierścią cielska jej otyłego kota.


______________________________________________________________________
Jeśli też wolałabyś tulić Andiego zamiast kota - zostaw komentarz! ;)

17 komentarzy:

  1. JA! ja bym chciała... a mogę tulić kogoś innego niż Andiego? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne! Byleby nie miał znów tych spodni - jeśli weźmie je do Zakopanego w przyszłym sezonie to nie wytrzymam i kupię mu nowe -,-

      Usuń
    2. Śmiechłam :D ale ja je tam lubię :D

      Usuń
  2. Był w stanie tylko leżeć i kwiczeć jak świnie Dietharta -> nie, nie, nie! Ten sezon i Diethart jako Pan Świnka zrył mi całkowicie psychikę! Jakby wcześniej nie była zryta ... just saying. Serio, jak słyszę Diethart to momentalnie mam świnie przed oczami, to straszne xD
    Ale Andi i Christina doszli do porozumienia! :D Ha! A nie mówiłam że zepsuje skok bo będzie myślał o całej tej sytuacji ... znowu baba winna. Ale przynajmniej zaraz PO się z nią pogodził ... można tak rzecz, chyba? I co teraz będzie ... jak będą wyglądały ich relacje, co powiedzą inni ... czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co on tak z tymi świniami, no ale każdy ma swoje hobby :D
      Nowości wkrótce, wkrótce :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Wolałabym tulić Hayboecka, ale to taki szczegół.
    Tak więc może od początku.
    Cześć. Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale twoje rozdziały odbierają mi mowę oraz jakąkolwiek zdolność do ułożenia sensownego zdania. I ja wcale nie żartuję.
    No i nie mogę. Upity Gregor chce wracać do Austrii.. xD Oni są tacy pocieszni jak się napiją. Andreas strzela fochy. I kwiczy niczym świnia Dietharta (to był mój tekst, ale spoko)
    Christina ma poważne argumenty, no jakby nie patrzeć. xD Ja się tylko martwię, że to się może źle skończyć dla Andiego, bo po niej jak widać, spływa to jak po kaczce.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny.
    Jak masz chwilkę, to zapraszam do siebie:
    http://na---zawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ żaden problem, Hayboeck też jak najbardziej przytulaśny!
      Mam nadzieję, że rozdziały odbierają mowę w pozytywnym tego słowa znaczeniu, a nie dlatego, że jak przeczytasz to tracisz wiarę w słowo pisane :D
      Odnośnie tych świń Dietharta to masz na myśli, że już wcześniej coś takiego napisałaś? Jeśli tak, to mogę zapewnić Cię, iż to nie jest plagiat, bo jeszcze nie zdążyłam przeczytać Twoich opowiadań - aczkolwiek w przypływie wolnego czasu wezmę się za to porządnie :)

      Usuń
  4. Zdecydowanie wolałabym tulić Wellingera zamiast kota...ale w domu mam tylko kota, więc... :D Mam wrażenie, że rozdziały są za krótkie bo czytam, czytam, chcę przewinąc a tu już nic nie ma. Fajny pomysł i fajny styl i poczucie humoru - nie raz sie usmiechnęłam czytając to opowiadanie :D Pozdrawiam i tak trochę zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie mam nawet kota :c
      U mnie z tą długością jest tak - jak się rozpiszę, to rozdziały wychodzą mi tak długie, że nawet mi się nie chce ich czytać :D Pomyślałam, że lepiej krócej i częściej, niż raz na miesiąc, ale o rozmiarach epopei.
      Cieszę się, że się podoba i chętnie wpadnę do Ciebie! :)

      Usuń
  5. A więc nareszcie dotarłam i ja. Tak, tak ... ta moja punktualność, no ale to tylko 3 dni, więc jeszcze nie jest źle! Obiecałam pod poprzednim, że napiszę Ci normalny komentarz i właśnie usiłuję to zrobić.
    Haha.. rozwalił mnie tutaj napity Gregorek. Jezu, on chciał wracać do Austrii, a o Igrzyskach pamiętać to już nie łaska, hę? Oj, Gregorek<3
    Ach, u Andiego i Christiny chyba po staremu, co? Można powiedzieć, że się pogodzili, ale jak to z nimi będzie dalej? Czy różnica wieku nie będzie im przeszkadzać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Gregorek w Soczi miał wybitny humor i to chyba nie tylko w moim opowiadaniu :D
      U Andiego i Chris jak zwykle uczuciowy rollercoaster, no ale... Zobaczymy później, jak to będzie - różnica wieku na pewno odegra kluczową rolę :)
      Dzięki, że jednak dotarłaś :)

      Usuń
  6. Takimi przytulasami z Andim to ja bym nie pogardziła, wręcz przeciwnie :D dlatego nie dziwię się Christinie, że woli do niego niż do kota ;) To ich godzenie się jak i cały pocałunek było bardzo intensywne...I to mi się podoba! Jestem jednak bardzo ciekawa jak dalej ułożą się relacje między nimi...Teraz jest fajnie, ale zawsze jest jakieś 'ale', a w ich przypadku to jest chyba różnica wieku...Ale dla chcącego nic trudnego! :D
    Swoją drogą chciałabym zobaczyć Gregora wracającego z Soczi do Austrii na piechotę :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zobaczymy, na ile będą chcący, a na ile trudni :D
      Odpozdrawiam :)

      Usuń
  7. Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymały mnie... świnie Dietharta! Dasz wiarę? :P Leciałam z jęzorem na brodzie z pociągu do chaty, żeby wreszcie uruchomić laptopa w jakiś normalny sposób (w przedziale wciąż się na mnie gapiła pewna staruszka i to mnie dekoncentrowało) ale po dotarciu do swojego pokoju rzuciłam się na łoże i nie miałam siły na nic, oprócz czytania. Komentuję dopiero dziś.
    Ahhhh, to mięcie ubrań — widzę, że nie tylko ja to lubię :D Bardzo fajnie pokazałaś ich godzenie się, a Andreas jest tu taki troszeczkę ciapowaty i to mi się cholernie podoba! Nie robisz z niego jakiegoś amanta, tudzież Casanovy (co mi się niestety zdarza) i dlatego jest bardzo wiarygodny.
    Gregor i jego życiowe rady w sprawach kobiet... Sorry, Grzesiu, ale nie jesteś najlepszym źródłem nauki dla Andreasa — wracać z buta z Soczi? :) Ogólnie rozdział jak zwykle na plus, mój humor podskoczył w stronę wyśmienitego. Dzięki! Dużo weny życzę i pozdrawiam :*

    http://zimowe-odcienie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mój Andreas jest taką życiową ciapą, chociaż chyba w pełni nie zdaje sobie z tego sprawy.
      Grzesiu próbuje mu "tatkować", ale coś mi się zdaje, że to nie spełni swojej roli :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  8. Trafiłam na Twojego bloga niedawno, przeczytałam od razu całość (nagle z pierwszej w nocy zrobiła się druga :D) i stwierdzam, że jest super. Uwielbiam Andiego i Chris - niby tacy niedopasowani, a jednak :) mam nadzieję, że przed nami jeszcze duuuuzo rozdziałów bo chciałoby się czytać o nich jak najwięcej. (Ja jestem na etapie rozmyślania ile będą mieć dzieci i jakie dadzą im imiona :DD )
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, cieszę się, że się podoba :)
      Odpozdrawiam :*

      Usuń