poniedziałek, 18 sierpnia 2014

12. Make love, not war

- Chcesz jeszcze raz? Musisz mnie wpisać na swoją listę „do zrobienia”, ale na później…

Chris była pełna podziwu dla Andreasa. Od czasu ich wielkiego pojednania prawie nie wychodzili z łóżka. Czasem, jeśli już naprawdę mieli do załatwienia jakieś pierdoły w stylu praca czy zawody… Wellinger najchętniej załatwiłby sobie chorobowe. Werdykt: niezdolny do skakania. Powód: przedawkowanie seksu. Leczenie: więcej seksu.

- Widzisz, jak sportowiec ma coś do zrobienia – robi to od razu.

Leżeli na łóżku, nawet nie fatygując się z jakimkolwiek ubraniem. Po co się wysilać, jak zaraz i tak się to ściągnie? Dlatego chłopakowi wystarczyło tylko złapać ją za ręce i przewrócić na brzuch, po czym uwalić się na niej, żeby czasem nie wstała. A pewne sygnały, jak szarpanie mogły świadczyć, że taki był zamiar. Ale robiła to tylko po to, żeby się z nim podroczyć. Oboje zachowywali się przecież jak głodne zwierzęta.  
- Pieprz się.
- Pieprz się kto?
- Pieprz się, Andi.
- Tak lepiej. – mruknął jej do ucha. W tym samym czasie pewnie ściągałby z niej majtki, ale ich nie miała. Dlatego od razu zabrał się do roboty.

*  *  *
„Bóg chce, abyś go poznał!”
Ale ja nie chcę poznać jego.

Niewysoki brunet przechadzał się ulicami Monachium, gdzie pomieszkiwał, kiedy nie miał nic ważniejszego do roboty. Takie slogany o bogobojnej treści były częścią jakiejś zmasowanej akcji, uwidaczniającej się od niedawna na ulicach bawarskiej stolicy. Rzygać się chciało.
Ostatnio zresztą reagował tak na wszystko. Prawie. Ale nie można mieć zawsze tego, co się chce, prawda? Najlepiej świadczył o tym fakt, że w tak dużym mieście nie mógł znaleźć swojej ulubionej koszuli w kratę. Jakby nie to, że poprzednią poplamił w ogóle nie wychodziłby z domu.
- No, jesteś wreszcie. – powitał go wyższy od niego, trochę hipsterski blondyn. – Ej, mówię do ciebie.
- Tak tak tak. Pogadaj sobie, niech ci ulży.
Blondyn mieszkał tam na stałe, brunet wtedy, kiedy mógł. Inną kwestią jest to, że miał na to coraz mniejszą ochotę. Chłopak denerwował go tak bardzo, że budząc się obok niego co rano nie mówił mu nawet „cześć”. Chciał coraz więcej i więcej - żeby dowiedziała się o nim jego rodzina, opinia publiczna. Czy tak ciężko było mu pojąć, że to oznaczałoby dla niego koniec kariery?
- Możesz mieć ten swój spieprzony humor, ale nie musisz być takim dupkiem, Richard.

*  *  *
Idylla Chris i Andreasa trwałaby pewnie w nieskończoność gdyby nie to, że w ostatniej chwili przypomniało jej się o pewnym znaczącym fakcie. Umówiła się ze Schlierenzauerem na wywiad, prawda? I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jej nowy element mieszkania – smarkaty Niemiec. Przecież Gregor nie mógł go tam zobaczyć. Wprawdzie nie rozmawiali jeszcze o typowo formalnych kwestiach, ale w jakiś sposób oczywistym było, że co się dzieje w Monachium zostaje w Monachium. Oby i dla Andreasa to było tak oczywiste. Jeśli nie, to pewnie całe Ruhpolding zrobiło sobie z nich pożywkę dla plotek.
Dlatego gdy tylko potwierdziła z Austriakiem termin jego przyjazdu wysłała Andiego do domu. Protestował, ale ostatecznie okazało się, że będzie tam też Thea. A to oznaczało, że mama zamiast zajmować się nim zajmie się rozdzielaniem ich od siebie podczas kłótni, które u Wellingerów były już klasyką.
Thea i Andi potrafili się pokłócić o wszystko. Wsadziłeś tyłek na mój fotel, idioto. Wyżarłaś wszystkie płatki czekoladowe, i tak jesteś tak gruba, że się w nim nie mieścisz. A ty czemu nie wyniosłeś śmieci? Przecież wystarczyłoby żebyś po prostu sam wskoczył do kontenera. Finalny skok wielkiego Wellingera. A ty czemu się w ogóle urodziłaś, zakało rodziny? Ale jak to z każdym rodzeństwem – pewnie skoczyliby za sobą w ogień. W piekle, gdzie pewnie razem wylądują za te wszystkie inwektywy.

Chociaż Chris z większą dozą racjonalności przyjmowała związek z Wellim niż on sam kiedy wyjechał poczuła, jakby ktoś odciął jej rękę. Rano było słychać tylko miauczenie – skoro rywal zniknął, Kot postanowił odzyskać straconą pozycję. A fe, rudy tłuściochu. Niestety – dla Kota – Chris przerzuciła się na innego rodzaju sierściuchy. 18-letnie. Zresztą oduczyła się już na każdym kroku rozpieszczać swojego opasłego czworonoga. Andreas nie lubił, gdy nim pachniała. I tak kiedy tylko usłyszała domofon Kot wylądował na balkonie. W końcu jak dotąd nie przepadał za skoczkami.

- Cześć, Gregor! – chciała go na powitanie przytulić, oczywiście przyjacielsko, ale za jego plecami zobaczyła coś jeszcze. Platynowy wyrób kobietopodobny z mało inteligentnym wyrazem twarzy. Chyba coś jej to mówiło. – O, Sandra! Nie wiedziałam, że przyjedziecie we dwoje.

Właściwie nie wiedziała nawet, że dalej są razem. Gregor spojrzał na Chris takim wzrokiem, jakby chciał od razu przeprosić. Ewidentnie blondi nie przyjechała tu bo tak chciał Schlieri. Musiała pełnić rolę psa gończego.
Wskazała im, a właściwie jemu miejsce, ale oczywiście Sandra nie omieszkała usadzić tyłka obok swojego Romeo. Chris nie była zdecydowana na konkretną formę wywiadu, więc na wszelki wypadek przygotowała sobie i dyktafon i kamerę. Ale widząc, jak blond koszmarek przykleił się do Gregora już wiedziała, jak to zrobić.
- Sandra, mogłabyś może usiąść tam? – wskazała na sofę po drugiej stronie pokoju. – Bo będziemy nagrywać kamerą i… sama rozumiesz.
Stiegler z nietęgą miną przesiadła się, a Chris w duchu przybiła sobie piątkę. Nie będą idioci pluć nam w twarz. Nie w tym mieszkaniu.
Sam wywiad wydawał się… ciekawy. Gregorowi jakąś minutę zajęła ocena tego, że Christina nie ma pojęcia o skokach narciarskich. Ale cierpliwie odpowiadał na pytania, nawet te mało trafione. Musiał jednak przyznać, że miała gadane. I dopiero jak zrobiła przerwę, żeby ustawić coś w kamerze miał okazję, by zauważyć coś jeszcze.

Rozglądał się po pokoju, jak to zawsze mimowolnie robi się będąc u kogoś pierwszy raz. A może to on miał taki nawyk? Przecież tak samo zachowywał się u Thei. Cicho, idioto! A co jak Chris nawet myśli potrafi wyniuchać swoim dziennikarskim nosem? Z tego, co wywnioskował ona i Thea się kumplują. Więc Chris może co nieco o nich wiedzieć. A on właśnie przyjechał tu z Sandrą. Houston, mamy problem.
Nie myśl o tym, nie myśl. A ty Chris skończ przestawiać te guziczki i przeprowadź do końca cholerny wywiad! Próbował się skupić na czymś innym. Sandra siedziała z założonymi rękami, widocznie obrażona. Do diabła z tą raszplą. Co by tu innego… I w tym momencie coś przykuło jego wzrok. Spodnie wiszące na oparciu krzesła gdzieś w kącie pokoju. Gdzieś je już widział. Miały charakterystyczną, ledwo widoczną plamkę na kolanie. Jakby wyblakłą od dopierania… To były gacie Wellingera! Kiedyś dla żartu podczas jakiegoś zgrupowania napisali na nich  „Skarbek”, bo jakieś dziewczyny tak za nim wołały, a inni skoczkowie mieli z tego niezły ubaw. Efektem odplamiania był ten wyblakły kleks, ale skąd miały się tu znaleźć spodnie Niemca? Musiało mu się zdawać. Przecież każdy mógł mieć takie…o matko z córką! Półka. Na półce. Czapka. Pomarańczowa. I już wszystko było jasne.
- Wszystko ok, Gregor? Możemy nagrywać dalej?. – Austriak tak zszokował się własnym odkryciem, że jakaś siła odśrodkowa przesunęła go razem z krzesłem, czym przykuł wzrok dwóch kobiet.
- Muszę iść. Do toalety.
- Toaleta jest… - ale nie zdążyła, bo Schlieri już wyparował, jakby się paliło.
Metodą prób i błędów znalazł cholerną łazienkę i miał wrażenie, że zaraz eksploduje mu mózg. Andi, słodki Skarbek, bożyszcze nastolatek posuwa dużo starszą dziennikarkę. Oj, coś mu się zdawało, że to nie była do końca jawna informacja. A to jeszcze bardziej go podekscytowało. Ale numer.

Za to Chris nie była zbyt podekscytowana siedzeniem z Sandrą w jednym pomieszczeniu. Gregor nie przychodził tak długo, że po chwili zrobiło się bardzo niezręcznie.
- Napijesz się może kawy czy czegoś? – Sandi zrobiła wielce zaskoczoną minę, jakby Chris mogła mówić do kogokolwiek poza nią.
- A masz coś zimnego? – dziennikarka miała nadzieję, że nie chodziło jej o alkohol. Jeszcze się spije i zacznie jej odwalać. Zamiast dopytywać zaprosiła ją do kuchni i otworzyła lodówkę.
- Mam zwykłą wodę, gazowaną, smakową, polecam tę z domieszką cyjanku.
- Z czym?
- Boże, przepraszam. Cykuty. Tfu, cebuli. Cytryny, o smaku cytryny!
- Yyy, to może zwykłej niegazowanej.
O, szkoda. W innym wypadku mogłabym cię chociaż zagazować. 
Nikt jeszcze nie działał jej tak na nerwy jak ten blond koszmarek. Masz tę wodę i się nią zatkaj.
W międzyczasie Gregor się uspokoił i mógł już wrócić do normalności. Co oznaczało dla Chris zakończenie wywiadu i rychłe pożegnanie się z dwójką „zakochanych”. Z tego, co wiedziała to Gregor nie był już z Sandrą, a kręcił z Theą. Kręcił – delikatnie powiedziane. Z rozmowy z siostrą Andiego wywnioskowała, że są już po erotycznym bruderszafcie.
Ciekawe, co na to Thea. Ciekawe, co na to Sandra. I Gregor. I Andi. Dziennikarka przyklasnęła w dłonie i poczuła się dokładnie tak samo, jak Gregor po swoim niecodziennym odkryciu.

Nie lubiła wielu rzeczy. Bananów, książek w miękkich okładkach i butów na płaskiej podeszwie. Ale najbardziej nie lubiła oszustów.

________________________________________________________________________
WITAM!

Literacki przestój jak widać mi minął. Dzięki za wszystkie komentarze, które w miarę obficie pojawiają się pod rozdziałami, choć lato nie jest szczególnie pobudzające dla fanów skoków i aż tyle w blogowym świecie nie dzieje się, jak zimą.

Jako, że dokuśtykałam do tych 10 tys. wyświetleń – za co Wam baaardzo dziękuję! – postanowiłam dodać do rozdziału dwa bonusy : ) - pierwszym będzie garść statystyk!

Od początku działalności bloga odwiedziło mnie: 10427 gości
Pojawiło się komentarzy: 142
Oprócz polskich czytelników na bloga wchodzili także (kolejność od największej ilości wyświetleń): Holendrzy, Kenijczycy (: D ), Amerykanie, Niemcy, Ukraińcy, Indonezyjczycy, Banglijczycy, Francuzi, Austriacy, Chorwaci
Najbardziej spodobał się Wam rozdział: bez zaskoczenia – oczywiście 3. "God, thank you for Tom Hilde..."
Szukając mojego bloga w googlach najczęściej wpisujecie: chrisandistory.blogspot.com
Najwięcej wyświetleń mam dzięki: Feuer und Wasser kommt nicht zusammen
Obserwuje mnie: 12 osób
Znormalizowany tekst opowiadania w wordzie jak dotąd zawiera: 63 strony

Dziękuję za wspaniałą przygodę wszystkim osobom, które przyczyniły się do powyższych liczb ; )

A teraz drugi bonus – małe graficzne podsumowanie tego, co mogło najbardziej zaskoczyć w rozdziale!

________________________________________________________________________
Jeśli chciałabyś się znaleźć na Wellingerowej liście "Do zrobienia" - zostaw komentarz!

Aha, mały edit - mój blog został zakwalifikowany do konkursu na Skoczne Opowiadanie Wakacji 2014. Tak tylko mówię, jakbyście chciały się znaleźć na tej Andreasowej liście to za głosik pomogę Wam załatwić wpis :D 

środa, 30 lipca 2014

11. Should I stay? + BONUS

Trochę znudzona kobieta siedziała w aż nazbyt wyprostowanej pozycji. Do tego stopnia, że zdrętwiało jej wszystko oprócz głowy, którą i tak już dawno temu straciła w nierównej walce z samą sobą. Podziwiała – teoretycznie – Tristana i Izoldę, rozgrywaną pompatycznie na deskach bawarskiej opery. Praktycznie – studiowała ze zbytnią dokładnością ułożenie foteli obok niej, natężenie światła i nienaturalną tonację głosu aktorów. A tak naprawdę, kiedy nie była w zasięgu wzroku jej towarzysza rozmyślała. A miała o czym – zdecydowanie.
Wróciła do domu w najbardziej  niewygodnej chwili – w porze, w której nie jest jeszcze wystarczająco późno na sen, ale i tak nic produktywnego nie zdąży się już zrobić. Zrzuciła trochę niewygodne szpilki i wzięła szybki prysznic, przy okazji słuchając ujadań kota, który od kilku dni nie otrzymywał od niej tyle uwagi, ile powinien. A przynajmniej nie tyle, na ile w swoim mniemaniu zasługiwał.
Niedbale zarzuciła na siebie szlafrok i zaległa na kanapie, odgrzebując telefon, z którego starała się korzystać ostatnio jak najmniej. Przypominał jej przecież o tym, o czym najbardziej chciała zapomnieć.
- Cześć, nie przeszkadzam? Szkoda, że cię nie było, chciałam się z tobą zobaczyć. Tak? Dobrze, nie męczę cię już. Dobranoc. Ja też cię kocham.
Wszystkie słowa wypowiadała beznamiętnie, jakby nic nie znaczyły oprócz dźwięków. Jak zwykle, gdy wpadała w jeden ze swoich gorszych stanów świadomości. Coś szurnęło za kanapą, dość głośno, a to mogło oznaczać tylko tyle, że kot domaga się troski.
- Odczep się, rudy gruby… - odwróciła się. Kot siedział grzecznie na łóżku.

Ale nie byli sami.

* * *
Po rozmowie z Theą miał wrażenie, że ogląd sytuacji jakoś mu się rozjaśnił. Ale koniec końców siedział na schodach w bloku gdzieś po środku niczego w niemieckiej stolicy, 10 godzin drogi od domu i pewnie jeszcze dalej od Christiny. Zaczynało go męczyć to wszystko, ale wiedział, że będzie walczyć do końca – jak to mają w zwyczaju sportowcy.
Ten dzień postanowił jednak przeznaczyć na to, żeby się porządnie wyspać. Nawet na wojnie żołnierze musieli to robić od czasu do czasu, a trzeba przyznać, że Chris urządziła mu niezły blitzkrieg. Tą samą drogą co wczoraj poszedł na przystanek, skąd w niedługim odstępie czasu odjeżdżał bus do Ruhpolding. Oby w domu był jakiś obiad do odgrzania.

- Andi, czy ty jesteś poważny? Gdzieś ty był?!
Mama bardzo ciepło przywitała go, już na wstępie zasypując pytaniami i groźnymi spojrzeniami. W zasadzie miał nadzieję, że na nikogo się nie natknie, ale cóż. Raczej nie zaszczyci żadnego pytania odpowiedzią. A na pewno nie szczerą.
Zaczęła mu szykować śniadanie, chociaż wcale o to nie prosił. Był tak zmęczony, że chciał tylko położyć się i przespać cały dzień. I choćby na chwilę nie myśleć o tym, co go dręczy. Momentami przypominał sobie, że przecież niedawno spełniło się jego sportowe marzenie, ale odczuwał to tak, jakby dokonał tego ktoś inny. To nie był ten sam Andi, który tarzał się w śniegu z radości. Teraz to był Andreas, który przeżył pierwsze miłosne rozczarowanie. Dlaczego nie mógł się zakochać w którejkolwiek z tysięcy dziewczyn uganiających się za nim po całej Europie? Musiał wybrać akurat tę osobę, która była najmniej zainteresowana odwzajemnieniem jego uczuć. Christina wolała chwilę się nim pobawić, a widząc, że sprawy zaszły za daleko po prostu zniknęła.
Andi był gotowy zapomnieć o całej sprawie – pod jednym warunkiem. Chciał zrozumieć. Dlatego musiał się z nią spotkać choćby ten jeden, ostatni raz. Chciał usłyszeć co takiego było w nim, że nie zaufała mu na tyle, by potraktować go poważnie. Znał siebie i wiedział, że nie jest głupim gówniarzem bez żadnych głębszych uczuć. Ale coś musiało się stać po którejś ze stron, co spowodowało, że się wycofała.
Otworzył laptopa, czego nie robił już od jakiegoś czasu. Tylko przejrzy Internet i powlecze się resztkami sił na to śniadanie, które było mu wybitnie nie na rękę. Mama zapewne chciała podyskutować z nim na temat jego zachowania, dla niej cokolwiek dziwnego. Zawsze bywała aż nadto troskliwa, ale od olimpiady zafiksowała się na punkcie swojego smarkatego mistrza. Który, gdyby nie był zafiksowany na punkcie pewnej niezbyt smarkatej dziennikarki, zapewne by to docenił.
Facebook, komentarze, lajki, instagram, serwis sportowy. Na tym ostatnim skupił się najbardziej. Bayern Monachium coś tam, Sochi razy sto, Andreas Wank widziany z jakąś dziewczyną (skubany), Christina Heckmann nową redaktorką w monachijskiej telewizji. Zaraz, co?!
Poderwał się z łóżka na równe nogi, o mało co nie wywalając komputera na podłogę. Przeczytał jeszcze raz. I jeszcze raz. Dlatego się wyprowadziła. Właściwie przeniosła – w końcu miała mieszkanie w Monachium. Boże, przecież miała tam mieszkanie, w którym byłeś, idioto!
Trzepnął się w czoło, jak miał w zwyczaju, kiedy popełnił jakąś gafę. Dlaczego nie pojechał tam w pierwszej kolejności? Thea miała rację – był typową głupią blondi w męskim wydaniu. Ale koniec już tego – teraz albo nigdy. Do zobaczenia wkrótce, Chris!

- Zrobiłam ci jajecznicę i chleb z twaro… Andi! – krzyknęła za synem, który właśnie minął ją, stojącą przy wejściu do kuchni i ubierał kurtkę, którą pół godziny temu zdejmował po całonocnej nieobecności w domu. – Andreas, to przestaje być śmieszne. Co ty robisz?
- Mamo… Wyjaśnię ci kiedyś to wszystko, ale teraz naprawdę muszę wyjść.
- Jak to musisz? Bierzesz narkotyki czy co?
Spojrzał na nią, prawie prychając ze śmiechu.
 - Tak, z dedykacją dla komisji antydopingowej.

***
Zrobiło jej się gorąco tak, jakby był środek lata. Nie miała siły by poruszyć choć jednym mięśniem, dlatego wpatrywała się w znajomą sylwetkę, sama będąc w zastygłej pozycji, wbijając palce w oparcie sofy.
- Andi…? – wydukała ściszonym głosem. Chłopak nic nie odpowiedział. Wiedział, że ją tam zobaczy – nigdy nie zamykała drzwi przed pójściem spać. Ale wizja spotkania z nią była inna, niż rzeczywistość. W jednej chwili wyparowało wszystko, co planował powiedzieć. Tak jak i ona potrzebował chwili, by się otrząsnąć.

- Chyba spodziewałaś się, że to kiedyś nastąpi.

Szczerze? Nie. Odseparowanie się od niego dużo ją kosztowało. Nie było dnia kiedy nie myślała o tym, co zrobiła. Ale wiedziała, że podjęła dobrą decyzję. Wybrała mniejsze zło i była pewna, że prędzej czy później Andreas też to zauważy, a do tego czasu da sobie spokój. Myliła się. Jednak bez względu na to, że stał obok niej postanowiła dalej brnąć w rolę wrednej, zimnej suki, którą sama sobie narzuciła.
- Myślałam, że sytuacja jest dla ciebie wystarczająco jasna.
- Jasna? Czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy? – spojrzała na niego pytająco, zaskoczona gwałtowną reakcją – Rozmawiamy ze sobą. Przytulamy, całujemy. Zachowujemy się jak para. Ty nagle się wycofujesz, potem przepraszasz sama z siebie i obiecujesz, że nigdy więcej tak nie zrobisz, po czym śpimy ze sobą, a ty znikasz bez śladu z jakimś dziennikarzem.
- Jakim dziennikarzem?
- Nie rób ze mnie idioty. Wymeldowałaś się z Sochi razem z innym dziennikarzem. Zresztą, zapewne to z nim tak miło gawędziłaś, kiedy jeszcze nie wiedziałaś, że tu jestem.
Nie, nie, nie. Nie tak to miało wyjść. Miał myśleć, że to ona nie chce z nim być, a nie, że woli innego faceta. Dlatego nie odpuścił.
- Ten dziennikarz skręcił kostkę, dlatego wracał wcześniej do Niemiec, ja przy okazji z nim. A rozmawiałam z mamą. Miałam być z rodzicami w operze, ale mama jest przeziębiona i tylko tato…
- Ale dlaczego? Dlaczego wróciłaś?
Westchnęła. Kończyły jej się pomysły na to, jak jeszcze go zrazić.
- To nie jest dobry moment na...
- Jest bardzo dobry. – przerwał jej i wszedł w głąb pokoju, stając naprzeciw niej. - Naprawdę nie chcę się narzucać, ale nie dajesz mi wyboru.
- No to co chcesz usłyszeć?
- Prawdę. O co w tym wszystkim chodzi?

Milczała dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy przystać na to, o co prosi. Chciał prawdy. Ale prawda może mu się nie spodobać.
- Nie możemy być ze sobą.
- I zorientowałaś się przed czy po tym, jak się ze mną przespałaś?
- Nie rób już z siebie takiej sierotki. Widziałam jak na mnie patrzysz i raczej nie chodziło ci o trzymanie się za rączki.
- Dobrze, więc jesteśmy kwita. Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

Przesunęła się maksymalnie w bok i poklepała miejsce obok siebie. Usiadł. Niechcący dotknął jej nogi przez ułamek sekundy, na co zareagował dreszczem. Przez ten czas nic nie zdążyło w nim ucichnąć, a jeśli nawet, to obudziło się w tamtym momencie.
- Chcesz wiedzieć? Dobrze. Jestem 11 lat starsza od ciebie i tak, to ma znaczenie głównie dla ciebie. I będzie miało dla twoich rodziców, znajomych, opinii publicznej. Ja jestem cały czas w innym miejscu, ty w innym. Ty dopiero zaczynasz wchodzić w dorosłe życie, ja już znam je od podszewki. Ty potrzebujesz szaleć, próbować, eksperymentować, ja mam to za sobą.
- Czujesz coś do mnie?
- Tak. – odpowiedziała bez wahania. – Dlatego uciekłam. Żeby oszczędzić ci tego, co i tak jest skazane na niepowodzenie.
- To wszystko bzdury. Po prostu chciałaś się  mną pobawić. Byłem, jak widać, twoim ostatnim eksperymentem. - już się podnosił, żeby wyjść, ale Chris go zatrzymała.
- Pobawić? A może ty chciałeś się pobawić mną?
- Co?! Dobrze wiedziałaś, że jestem w tobie po uszy zakochany!
- Tak? A, przepraszam, skąd? Powiedziałeś mi o tym?
- Może miałem to sobie jeszcze napisać na czole, żebyś zauważyła?
- A skąd miałam wiedzieć, czy nie jesteś tylko gówniarzem, który chce wykorzystać moją łatwowierność?
- Ach, więc o to chodzi! – uśmiechnął się triumfalnie. – Nie o 11 lat, rodziców i inne pierdoły, tylko o to, że boisz się zaufać, nawet przyznać, że się tego boisz, a w zamian wymyślasz tysiące innych powodów. - Trafił w sedno. Christina tylko spuściła wzrok, zdając sobie sprawę, że specjalnie ją sprowokował. Teraz będzie musiała odkryć przed nim wszystkie karty.
- Tak, boję się zaufać. Zadowolony? Wygrałeś.
- Nie. Oboje przegraliśmy.
- Nie mów tak.
- Powiedz, czy kiedykolwiek dałem ci powód, żeby mi nie ufać?
- Andreas, widziałam i przeżyłam rzeczy, o których wiedząc nie dziwiłbyś się tak bardzo.
- Ale nie zasłużyłem sobie na to, by o nich wiedzieć. Wiesz co? Możemy się tak kręcić w kółko, ale masz rację. To faktycznie bez sensu.

Oparł się i patrzył w sufit. Christina nadal w tej samej pozycji skubała krawędź szlafroku, próbując nie myśleć o tym, że ma ochotę się popłakać jak mała dziewczynka. Związek z Wellingerem był dla niej eksperymentem, to prawda. Przy nim po raz pierwszy w życiu nie musiała udawać kogoś poważnego, kim nie była. Nie musiała grać. Ale to, jakie emocje wywoływała w niej jego obecność nie pozwalało jej na racjonalną ocenę sytuacji. Zamieniała się przy nim w nastolatkę, która sama nie wie, czego chce.
Z otępienia wyrwało ją dopiero skrzypnięcie kanapy, z której wstał Andi i dość szybko przemieszczał się w kierunku drzwi. O nie, tak to się nie skończy. Nie na jego warunkach. Ona to zaczęła i tylko ona może uśmiercić.

- Zaczekaj! Ty pieprzony gnojku! – nie chciała go obrażać, ale wiedziała, że siłą fizyczną na pewno go nie zatrzyma. – Wydaje ci się, że wiesz wszystko? Że mnie przejrzałeś, tak? Nie zwierzałam się, to teraz to nadrobimy. Naprawdę nazywam się Christina Schultz. Heckmann to nazwisko mojego byłego męża. Tak, nie rób takich oczu, byłam mężatką. Zostawił mnie po 3 latach. Uwierz, obiecywał więcej, niż ty. Na przykład, że nie opuści mnie aż do śmierci, a z tego co wiem jeszcze żyje.
Zamurowało go.
- Chris… Nie wiedziałem.
- Tak, nie wiedziałeś, bo ci nie powiedziałam. Po co miałam powiedzieć? Żebyś ty odwdzięczając się szczerością opowiedział o miłości do koleżanki z piaskownicy?
Poczuł ukłucie złości, ale tylko dlatego, że ugodziła go w najczulsze miejsce każdego faceta – ego. Ale miała rację. Może te 11 lat nie były przeszkodą, ale nie mógł zaprzeczyć, że jest bardziej doświadczona.
- Dobrze, nie wiem wszystkiego. Ale chcę się dowiedzieć. Nie możemy umówić się, że ja postaram się zrozumieć, a ty mi zaufać?

Podszedł do niej jak do płochliwej sarny i wyciągnął przed siebie dłoń. Wszystko zależało od nich. Może faktycznie to nie było tak proste, jak wydawało mu się na początku. Może Chris miała wiele demonów przeszłości, o istnieniu których nawet się nie domyślał, ale ona też go nie doceniała. Myślała, że odstraszy go jej byłe małżeństwo? Fakt, poczuł się dziwnie, biorąc pod uwagę, że niedawno przeżył z nią swój – dopiero – pierwszy raz. Ale ostatecznie czemu się dziwić – oboje wiedzieli, na czym stoją.
Stał tak chwilę z ręką w górze, czekając na jej reakcję. Niestety nie doczekał się żadnej. Cóż, jadąc do Monachium niczego nie ryzykował. Zawalczył o sprawę, będąc z góry przegranym. Przynajmniej nigdy nie będzie sobie wyrzucał, że nie próbował.  
Ostatni raz spojrzał jej w oczy i po raz trzeci obrócił się w stronę wyjścia. Uszanuje jej decyzje, pomimo, że nigdy jeszcze nie było mu tak przykro. Jedna ręka na klamce, druga wzdłuż ciała. I właśnie na tej poczuł małe, chłodne palce z długimi paznokciami, zaciskające się mocno na jego dłoni.
Spojrzał przez ramię. W drugiej dłoni trzymała coś pomarańczowego. Z logo Viessmana. Jego czapkę sponsora, której od kilku miesięcy szukał. Ostatnio miał ją kiedy zabrała go do hotelowego pokoju, by poprawić mu humor. Chociaż spotkali się później wielokrotnie nigdy jej nie oddała, a – jak widać – cały czas ją miała. Czy to znaczy że…
Tego rodzaju uśmiechu jeszcze u niej nie widział. Nie był pewny, szeroki, błyskotliwy, zalotny. Nie najpiękniejszy w stylu hollywoodzkich gwiazd czy modelek.
Po raz pierwszy był szczery.

 ______________________________________________________________
OGŁOSZENIA PARAFIALNE + MAŁA RELACJA Z WISŁY

No to wracam, nie wiem w jakim stylu – chyba trochę nostalgicznym, ale czasem lepiej w tę stronę : )
Jako, że wszystkie jesteśmy w temacie postanowiłam też, że zrelacjonuję nieco swoje odczucia z tegorocznej Wisły.

Najpierw to, co najciekawsze – skoczkowie :D Mając porównanie odnośnie zawodów zimowych i letnich stwierdzam, że chcąc nawiązać kontakt lepsze są jednak te letnie. Przez większość obu konkursów stałam bardzo blisko domków skoczków i miałam okazję ich obserwować. Zacznę od tego, że otwarty trening polskiej ekipy był świetny – nie sądziłam, że akurat w taki sposób muszą ćwiczyć i trenować – skoki wyglądają tak lekko, jakby robili to od niechcenia, a okazuje się, że na taki efekt składają się ciężkie dni wypełnione niełatwymi ćwiczeniami.

Następnie – zachowanie skoczków. Ujmę to tak – jak dotrwam do końca swojego drugiego kierunku, czyli psychologii, to na podstawie tych konkursów napiszę pracę magisterską. Każdy z nich reaguje zupełnie inaczej na zetknięcie się z tłumem, który też ma bardzo różne reakcje na ich obecność.

Swoją osobą ujął mnie Thomas Diethart – widać, jak bardzo cieszy się obrotem spraw w swojej sportowej karierze i tym, że w ogóle ma szansę być w tym miejscu. Za każdym razem uśmiechał się, rozdawał autografy – chyba nie było osoby, która nie miałaby okazji do otrzymania jego podpisu.

Kolejną grupą byli skoczkowie obyci już w kontaktach z fanami, czerpiąc z tego pozytywną energię i dużo radości. Takimi na pewno byli Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer i Simon Amman. Szczególnie ten pierwszy mnie zaskoczył – w ogóle nie musiał tam być, a odwiedził Wisłę i widać było, że miał co najmniej taką samą radochę, jak fani :D Schlieri okazał się być zupełnie inny, jak go często opisują – uśmiechał się, przybijał piątki i to nie od niechcenia, dawał autografy, robił sobie z fanami selfie. Byłam zaskoczona, gdy kawałek ode mnie ktoś poprosił go o zdjęcie, a on wziął aparat tej osoby, zrobił zdjęcie całej grupce fanów a potem zbliżył się do nich i cyknął fotę razem z nimi : ) Nawet gdy już wychodził do busa i w przejściu ktoś chciał autograf, a on nie miał już na to czasu nie ignorował tego tak, jakby nie widział, ale uśmiechał się przepraszająco, dotknął kilka dziewczyn po rękach. Także pan Gregor na plus : )

Było też kilka typowych buców – buc numer jeden to oczywiście Peter Prevc. Nie liczcie na autograf, zdjęcie, uściśnięcie dłoni, uśmiech, jakąkolwiek oznaką uwagi. No chyba, że coś mu się stanie i zmieni kiedyś podejście.

Ale co ciekawe – najbardziej zaskoczył mnie kto? Oczywiście gwóźdź programu, czyli pan Andreas Wellinger. Nie wiem, co mu siedzi w głowie, ale starałam się jego zachowanie jakoś usprawiedliwić, czy raczej wytłumaczyć. Nie dało się ukryć – na niego czekało chyba najwięcej fanek – czasem nawet zatrącających o psychofanki :D Welli omijał je szerokim łukiem jak tylko się dało, ale nie do końca się ukrywał. Przed domkami był pierwszy do odgrywania śmiesznych scenek z Wankiem odbijając piłkę, trochę się popisywał. Widać było, że chciał być zauważony i że go to cieszy, ale unikał bezpośredniego kontaktu. Nie widzę w tym gwiazdorstwa, jak można to odebrać. Myślę raczej, że aż taka popularność go peszy i niezbyt wie, jak się zachować w stosunku do fanek. Nie skończył jeszcze 19 lat – ma prawo i mam nadzieję, że niedługo nabierze trochę obycia w tej kwestii.
To by było na tyle. Minusów Wisły nie opisuję, bo ich nie ma : ) Mam nadzieję, że zachęciłam Was do tego, żebyśmy wszystkie zrobiły nadwiślański zlot blogerek :D

A na sam koniec bonusy:

1) Spotkała mnie ciekawa sytuacja z panem Stefanem Kraftem :D Stałam sobie pod siatką oddzielającą nas od rozgrzewających się skoczków. Austriacy – Diethart, Kraft, Hayboeck i ktoś tam jeszcze odbijali piłkę w kółku. Nie zwracałam na to jakiejś większej uwagi… dopóki piłka nie wylądowała na mojej, delikatnie to ujmując, wydekoltowanej klatce piersiowej :D Stefek przesadził trochę z siłą odbicia i trafił mnie, dość obficie rumieniąc się, szczególnie gdy wszyscy koledzy zaczęli się z niego śmiać – Diethart zgiął się w pół :D Ale grzecznie przeprosił, po czym oddałam mu piłkę, za co podziękował – aczkolwiek nie miał za bardzo ochoty już grać i rozgrzewka się skończyła : D

2) Drugi raz udało mi się zrobić fotkę z Maćkiem Kotem – a właściwie z pół-Kotem :D Za rok łapiemy drugi profil!

__________________________________________________________________
Jeśli też chciałabyś być koleżanką Andiego z piaskownicy - zostaw komentarz!




środa, 16 lipca 2014

OGŁOSZENIE

Kochane.

Przepraszam, że od TAKIEGO czasu nic się tu nie pojawia.
Po prostu w pewnym momencie poczułam, że za dużo mam na głowie - studia, sprawy rodzinne, osobiste, a potem poszłam do pracy i był to gwóźdź do trumny mojej weny i wszelkich chęci. Bardzo chciałam, żeby właśnie ta opowieść była tą, którą uda mi się skończyć i tak zamierzam zrobić :)
Tak więc jeszcze raz - przepraszam, szczególnie za to, że wraz z pisaniem bloga zawiesiłam jakiekolwiek czynności blogerskie - nie czytałam, nie wchodziłam, totalne zero.
To się zmieni i to już wkrótce.

Jeśli ktoś jeszcze pamięta/czyta/zagląda i zamierza mi wybaczyć zaniedbanie wrednej Niemki i rozkochanego blondaska to zapraszam już niedługo na nowy rozdział - postaram się też nadrobić zaległości w czytaniu.

:)

niedziela, 4 maja 2014

10. Are you gonna go my way?

_________________________________________________________________________
OGŁOSZENIA PARAFIALNE

1) Na początku przyznaję - wstyd mi, że tak długo mi zeszło z tym rozdziałem, ale jak to mówią: ciężko jest lekko żyć ;)
2) Tak czy siak dzięki za wyświetlenia, których cały czas jest trochę, choć od takiego czasu nie ma na co tutaj patrzeć - obiecuję w tej materii poprawę.
3) I dzięki za ilość komentarzy, która uległa lekkiej poprawie. Fajnie, że ktoś zauważa czyjąś pracę - nie mówię tu tylko o pochwałach. Zupełnie inaczej się czuję, gdy wiem, że to nie idzie na marne i ktoś rzeczywiście uśmiecha się czy ma jakiekolwiek inne wrażenia zmysłowe podczas czytania tego opowiadania.
4) Jeśli jest jakaś zbłąkana duszyczka, która czyta, a nie składa się jej na komentarz to bardzo proszę - niech przemówi :)
5) Jeszcze raz przypominam o zakładce "Oni" - zajrzyjcie ;)
6) To tyle przynudzania. Na koniec wysyłam pozdrowienia do pewnej pani zza ściany, bo ona mnie w swoim odautorskim także błogosławi :*
_________________________________________________________________________


Obraziła się. Ten dziennikarz to jej facet. Nie ja. On. Pff, ale jestem głupi. I tak nigdy nie miałem szans. Albo coś się stało. Nie. Wtedy dałaby znać. Bo czemu nie? Może. Prawdopodobnie. No chyba, że…

- Andi? Halo!
- Co? – odkrzyknął mamie, która wtargnęła do jego pokoju akurat, gdy siedział po turecku na łóżku i rozmyślał. Wiadomo o czym – o niczym innym nie myślał. Chwilami, gdy przypominała mu się pierwsza w jego życiu runda łóżkowego jujitsu dostawał gęsiej skórki i prawie się uśmiechał. Jednak zaraz potem uzmysławiał sobie, że chyba ją przegrał.
„Wymeldowała się z dzisiaj razem z innym dziennikarzem.”
I ta baba powiedziała to z takim spokojem! Jakby to było zupełnie normalne. Tak po prostu sobie spieprzyła. Dzień jak co dzień.
- Słuchasz mnie czy nie?
- Nie. – odpowiedział zupełnie szczerze, bo dopiero zorientował się, że mama dobre dwie minuty mówiła mu coś nad głową. – Możesz powtórzyć?
- Co z tobą? Mówię do ciebie jak do ściany. – westchnęła i pokiwała głową. – Zaraz przyjadą do nas ciocia i wujek z Ingolstadt. Może z tej okazji wyszedłbyś ze swojej dziupli chociaż na chwilę, co?
Popatrzył na nią i przewrócił oczami. No jasne, znów prezentacja medalu i czułe poklepywania po plecach. Och och, Andi taki zdolny, taki młody, taka chluba rodziny.
Ciocia. Przypomniał mu się żarcik, jaki upośledzeni koledzy zrobili mu po meczu Bayernu jak próbował wcisnąć im, że Christina to jego ciotka. Czemu tak nie mogło być zawsze? Nie mogła tak po prostu z nim być? Przecież wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku, bardzo dobrym. Nie rozumiał tego. Już lepiej byłoby, gdyby prosto z mostu powiedziała mu, że ma go gdzieś. Odcierpiałby swoje i wrócił do życia. Teraz rodzice zmusili go, żeby spędził w domu czas do następnego konkursu i był to chyba najgorszy możliwy pomysł. Ale nie miał serca, żeby tego nie zrobić. Cieszyli się tymi igrzyskami bardziej, niż on.

I przesiedział wieczór z wujkami pobłyskując swoim olimpijskim złotkiem. Już jutro trening, potem kwalifikacje i konkurs. Wiedział, że mu nie pójdzie. Zawsze to wyczuwał, aczkolwiek nie działało to łagodząco na złość. Chociaż w tym przypadku całkowicie mu to wisiało. Mógł być pierwszy albo ostatni. Albo w ogóle tam nie pojechać i też byłoby fajnie.
Dlatego też wcale się nie zdziwił, gdy spojrzał na tablicę wyników. Był ostatni. I tym razem nawet Diethart nie spieprzył skoku razem z nim. Mało go to wszystko obchodziło. Ale Severin wygrał, więc chłopaki wymyślili, że po przyjeździe do Niemiec zamiast rozjechać się do domów zatrzymają się w Berlinie i postawią mu piwo. Andiemu było to potrzebne jak zeszłoroczny śnieg, ale sumienie nie pozwalało mu się wyłamać. Lubił Severina – dużo mu pomagał i był pozytywną osobą – niech ma to swoje piwo.

* * *

- No i wtedy podchodzi do mnie i mówi „to ty jesteś tym skoczkiem?” Mówię wam, jak się okręciłem za siebie z półobrotu to z zaskoczenia prawie wywaliłem na nią płyn do naczyń. - Od pół godziny Wank opowiadał historię swojego życia, czyli jak poznał jakąś laskę w supermarkecie.
- No, no i co dalej? – odpowiedzieli chórem prawie wszyscy.
- Poprosiła mnie o autograf.
- Na cyckach? – spytał zainteresowany, acz mocno wstawiony Marinus.
- Na płatkach kukurydzianych.
Wszyscy jak jeden mąż ryknęli śmiechem, tylko Welli i Freitag zrobili zmieszane miny. Richard po prostu był zmierzły jak zwykle, a Andreas nie miał ochoty na słuchanie takich pierdół.
- No dobra, wzruszyłem się, a jakiś morał tej opowieści? – Kraus dalej ciągnął temat.
- Jak zapakowałem zakupy do auta zobaczyłem, że w wózku leżą te płatki z autografem. Już myślałem, że wzięła mnie za innego skoczka i jak zauważyła nazwisko to zrezygnowała, patrzę – a tu jej numer telefonu. - Życzliwi koledzy już chcieli obśmiać pechowość Wankiego, a zamiast tego opadły im szczęki. – I jutro idziemy na randkę.
Super. Tego właśnie było mu trzeba – przechwałek innych facetów, jak to garnęły się do nich laski. Andi poczuł, jakby ktoś dał mu po gębie.

Siedział skulony, pijąc już któreś z kolei piwo i odzywał się co najwyżej półsłówkami. Na szczęście wszyscy zajęli się Severinem-zwycięzcą i wzruszającą historią Wanka, dzięki czemu nie zwracali na niego uwagi. Oprócz Freitaga, którego już kilka razy przyłapał na wgapianiu się w niego. Jaki on jest dziwny…
Dopiero, kiedy mieli się rozjechać do domów zwrócili na niego uwagę.
- Jak to nie wracasz? Odbiło ci czy co? – obruszył się zdziwiony Marinus na wyznanie Andreasa, który nie zamierzał jechać do domu.
- Co ty chcesz tu robić w nocy? Jak idziesz do klubu to czekaj, idę z tobą. – dodał rozbawiony jak zwykle Wank, niezbyt poważnie traktując „młodego”.
- Nie wasz interes i nie, nigdzie ze mną nie idziesz, Wank! – szarpnął się, gdy Severin próbował go zatrzymać. Skoczkowie nie mieli pojęcia, co wyprawia Wellinger. Noc, Berlin i on - dzieciak z Bawarii, który w stolicy był może parę razy.
- Doobra, dajcie mu spokój. Ma te swoje osiemnaście, niech robi co chce. – Marinus machnął ręką i odwrócił się, idąc w stronę postoju dla taksówek.
Patrzyli chwilę na oddalającą się sylwetkę Andiego, po czym każdy poszedł w swoim kierunku. Tylko Freitag stał w tym samym miejscu, dopóki zupełnie nie stracił go z oczu – co było dość dziwne, bo prawie w ogóle się do niego nie odzywał.

* * *

Szedł przed siebie nie zwracając uwagi nawet na nazwy ulic. W głowie jeszcze szumiał mu alkohol, stąd za wiele nie myślał o tym, co robi. Podświadomość podpowiadała cel – znaleźć . Przecież byli w Berlinie, a ona tam mieszkała. Czemu nie pomyślał o tym wcześniej? Nie siedziałby bez sensu z ludźmi, którzy i tak mają go za głupiego gówniarza. Zamiast tego poszukałby osoby, która zapewne też podobnie o nim myślała. Tyle, że akurat ona miała długie blond włosy i kilka innych walorów.
No i był w niej zakochany. Prawdopodobnie bez wzajemności, ale zanim o tym przesądzi chciał to usłyszeć od samej zainteresowanej. Chris jak dotąd skutecznie mu to uniemożliwiała, ale to koniec. Znajdzie ją - choćby miał wynająć prywatnego detektywa.
Tylko od czego zacząć? Wiedział, gdzie było jej monachijskie mieszkanie, ale z tego, co mówiła pomieszkiwała tam tylko okazyjnie. Miał do niej dwa numery – jeden prywatny, drugi służbowy. Usiadł na chwilę na jakimś bliżej nieokreślonym murku i wklepał ten służbowy w google. Bingo! Dostał się na stronę internetową redakcji, z której tak widowiskowo odeszła.

Szefowie przeważnie wiedzą, gdzie mieszkają pracownicy, prawda? I wcale nie wkurwiają się, kiedy ktoś dzwoni do nich o trzeciej w nocy? Szczególnie, jeśli jest to – powiedzmy – szef działu kadr, który ma problem z niepełną dokumentacją, którą dziwnym trafem postanowił zająć się o takiej godzinie. Christina chyba miała go za idiotę, skoro myślała, że nie znajdzie sposobu na to, by do niej dotrzeć.
- Halo? Dzwonię z działu kadr, może mi pan podać dokładny adres Christiny Heckmann?
- Coo? Zwariowałeś, Seb? Serio, o tej godzinie?
- Tak, najpóźniej jutro muszę zdać jej dokumenty, a są tu jakieś nieścisłości. Telefonu nie odbiera, więc muszę się jakoś do niej dostać.
- Wiedziałem, że jesteś porąbany, ale całkiem cię pokręciło. Otto-Suhr-Allee 110. Jak spytasz o numer mieszkania to cię zabiję.
- Dobra, to już znajdę. Dzięki i przepraszam.
- Spoko, tylko lepiej więcej mnie nie wkurwiaj, bo będzie po premii.

Uff. Musiał użyć całej swojej siły, żeby nie spękać w trakcie rozmowy, a i tak drżał mu głos. Swoją drogą miała rację – dupek z tego jej ex-szefa.
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że Otto-Suhr-Allee było po drugiej stronie miasta. Andreas nie miał zielonego pojęcia o komunikacji miejskiej w Berlinie, więc błądził 15 minut zanim znalazł przystanek – z którego oczywiście nie jechało nic w tamtą stronę. Wokół nie było nikogo, kogo mógłby spytać o autobus. Szedł więc przed siebie, skręcając po drodze w różne alejki w nadziei, że trafi na odpowiednie miejsce. I faktycznie, po kilkudziesięciu minutach znalazł przystanek. Ale żeby nie było za pięknie – autobus odjeżdżał za pół godziny, jechał drugie pół godziny. Zanim tam dotrze będzie 5 rano – może akurat trafi na nią, wychodzącą po świeże bułki? Chociaż znając ją wolałaby przymierać głodem niż wstać o takiej godzinie.
Był tak przejęty swoją misją, że zapomniał o bezlitosnej temperaturze. Przypomniał sobie dopiero, gdy w nagrzanym autobusie zaczęły mu odmarzać wszystkie części ciała – łącznie z mózgiem. Doszło do niego, że nawet nie zauważył, kiedy przestał być na nią zły o całą sytuację. Chciał ją zobaczyć – po prostu. Dlatego wysiadając od razu zaczął się rozglądać. Były małe szanse, ale zawsze. A jak nie teraz, to na pewno zobaczy ją już za kilka minut – mogła ignorować smsy, telefony, ale pukania do drzwi nie zniesie.
Nie przemyślał, jak dostać się do budynku, w którym jest domofon. Na poczekaniu wpadł na genialny pomysł, że poczeka, aż ktoś wyjdzie. Po 10 minutach jednak stracił zapał – ta część Berlina spała dłużej. 
No to co, zamawiał ktoś budzik? Nie było nazwisk przy numerkach – zresztą nawet jak, to nie było pewności, że Chris wpuści go na górę. Pewnie dialog wyglądałby mniej więcej: „Kto tam?” „Andreas.” „ A to przepraszam, nie ma nikogo w domu.” Wkurwił już jej byłego szefa, to teraz powkurwia sąsiadów – czemu nie? Przy którejś próbie, przedstawiając się jako „ulotki”, jakaś zirytowana starsza pani po kilku siarczystych wyzwiskach otworzyła.
Od razu pognał w górę po schodach. Nie wsiadał do windy – po co, skoro i tak musiał patrzeć na nazwisko przy każdych drzwiach? Dopiero na piątym piętrze zobaczył znajome imię. Odpoczął chwilę i zaczął swoją symfonię. Nikt nie podchodził, nie było słychać kroków, ale i tak pukał wytrwale – dopóki nie usłyszał dźwięku otwieranych drzwi. Nie tych, do których się dobijał.
- No i co stukasz, chłopie? Wiesz która jest godzina? – owinięta szlafrokiem kobieta w średnim wieku wyskoczyła na niego z taką werwą, że prawie dostał zawału.
- P-p-przepraszam.
- To nie przepraszaj tylko się wynoś zanim zadzwonię po dozorcę! A tam gdzie stukasz i tak nikt nie mieszka.
Nikt nie mieszka…?
- Ale jak to?
- A tak to. Mieszkała taka blondyna, to ze dwa dni temu wyszła stąd obładowana torbami i już nie wróciła. I lepiej weź z niej przykład. – wymierzyła w niego palcem i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Powoli wypuścił powietrze, wstrzymywane od kilku chwil w płucach. Robiło się coraz ciekawiej.
Usiadł na schodach i wyjął komórkę. Tylko po co? Dzwonienie do Christiny już przerabiał. Co miał robić? Czuł się jak dziecko we mgle, które bardzo czegoś chciało, ale nie wiedziało, w którą iść stronę. Wóz albo przewóz – albo poprawi sobie ten dzień albo spieprzy go doszczętnie.
- Hej, Thea.
- Andi? Tobie co się stało, że tak rano dzwonisz? Że w ogóle dzwonisz?
- Tak jakoś. Co u ciebie?
- Pfff, bo ja wiem? Chyba wszystko dobrze. Grzeję tyłek po zimnym Soczi, nadrabiam towarzyskie zaległości. Pomijając fakt, że ostatnio na imprezie dostawiała się do mnie jakaś narwana lesba.
- Yhym…
- Oho. Czyli chyba ja ciebie powinnam o to spytać.
- O co?
- No słyszę, że coś jest nie tak. Jesteś w domu?
- Nie. W Berlinie. Nie pytaj dlaczego.
- No, a poza tym?
- Co mam ci mówić? Wszystko się sypie. Widziałaś Falun? Po cholerę pytam, na pewno nie. Byłem ostatni, rozumiesz?
- A kto powiedział, że zawsze będziesz pierwszy? Wyluzuj trochę. Pod nosem masz jeszcze mleko, a zdobyłeś złoto na olimpiadzie. Może trochę byś to docenił?
- Doobra, wcale nie o to chodzi. I wiem, że masz rację. Po prostu… Wychodzi mi wszystko i…
- Uuu, mój brat – skromny jak zwykle.
- No daj mi skończyć. W sporcie mi idzie, w szkole w miarę, nie mam na co narzekać poza jednym, na czym mi najbardziej zależy. Cały czas wydaje mi się, że jestem blisko, że już jest dobrze i znów to się ode mnie oddala, a ja nie wiem co mam robić.
- Oj, Andi. Nie wiem, o czym dokładnie mówisz i coś mi się zdaje, że mam nie dopytywać. Jeśli jest coś, czego chcesz najbardziej i wydaje ci się, że to da ci szczęście, to łap sukinsyna, trzymaj za nogi i nie puszczaj.
- Łatwo powiedzieć.
- Niełatwo, a jeszcze gorzej zrobić. Ale jesteś pan Wellinger, prawda? A teraz wybacz, ale jak nie pójdę spać na chociaż godzinę dłużej to umrę.

Łap sukinsyna…? Tak, może to była jakaś myśl. 
__________________________________________________________________________
Jeśli też otworzyłabyś drzwi Andiemu - zostaw komentarz!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

9. More

_________________________________________________________________________
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Tym razem wyjątkowo kilka słów od prowadzącej wjedzie na początku. 
Po pierwsze: chciałam Was zaprosić do zakładki "Oni" - zauważyłam po statystykach, że niewiele z Was ją zauważyło, a coś mi się zdaje, że może się spodobać ;)
Po drugie: rozdział zawiera treści nieodpowiednie dla czytelników niepełnoletnich oraz takie, które mogą urazić niektórych dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność. (Szacun, jak ktoś będzie wiedział, z czego to ściągnęłam :D)
__________________________________________________________________________


- Andreas. Andreas, obudź się.
I tak od kilku minut. Bez odbioru. Jak się spodziewała, chłopak był nie do ruszenia. Na jej głos w ogóle nie reagował, a kiedy próbowała go poszturchiwać tylko mruczał coś pod nosem, aż w końcu obrócił się do niej plecami i spał w najlepsze.
No pięknie. I co ona teraz zrobi? Odholuje go do pokoju dźwigiem? O nie.
- Do cholery, wstawaj. Wstawaj, wstawaj, wstawaj! – wzięła go za ramię i miotała nim w każdą stronę, aż się doczekała. Jaśnie pan uchylił jedno oko i uraczył ją zirytowanym spojrzeniem.
- Co jest? Pali się? – powiedział zachrypniętym głosem i przykrył się szczelniej.
- Miałeś nie zasypiać, pamiętasz? A teraz zbieraj się do siebie, pewnie już cię szukają.
- No na pewno. – prychnął w odpowiedzi i przewrócił się na drugi bok. Ani myślał się stamtąd ruszać.
Bezczelny gnojek.
- Czyli śpisz dalej?
- Spróbuj mnie powstrzymać.
Żaden problem.

Odczekała chwilę, dając mu fałszywe poczucie bezpieczeństwa, po czym po cichu odliczyła: na trzy, czte-ry! Przy ostatniej sylabie Andi uchylił jedną powiekę, ale nie zdążył się uchronić przed tragedią. Chris z użyciem całej swojej siły łaskotała go, wbijając palce pod żebra, nie zwracając uwagi na jego krzyki.
- Przestań, błagam! Chris! – wrzeszczał na zmianę ze śmianiem się jak obłąkany, ale dziennikarka była nieugięta.
- A wstaniesz? – spytała i na chwilę wstrzymała natarcie, wciąż trzymając ręce na jego brzuchu. Chłopak już miał odpowiedzieć, ale się zawahał. Po momencie ciszy uśmiechnął się i rzucił krótkie „nie”. Tym razem jednak był przygotowany na atak i wyciągnął przed siebie ręce - gotowy powstrzymać bestię, jaką obudził w Christinie.
Złapał ją za przedramiona i próbował przechylić szalę na swoją stronę. Słowem – chciał się zemścić. Skąd miał wiedzieć, że Chris jak na kobietę jest całkiem silna? Biedny blondasek. Już wkrótce siedziała na nim okrakiem i po chwili siłowania przygwoździła jego nadgarstki do materaca. 
Oboje dyszeli po ciężkiej walce, trwającej dobre dziesięć minut. Ile to trzeba się w życiu namęczyć… Ale Chris zawsze dostawała to, czego chciała i nieważne ile siły i determinacji musiała w to włożyć. Aktualnie tym, co chciała był on. A tak się składało, że leżał pod nią – bezbronny jak małe dziecko. Pozwoliła sobie na kilka sekund wpatrywania się w intensywnie niebieskie oczy, czego nie omieszkał zauważyć. Wybacz, Heckmann, ale każdy sportowiec korzysta czasem ze słabości innych.
Podczas, gdy ona rozmyślała sobie, jak ładnie wygląda, kiedy jest taki pokrzywdzony przez los chłopak szarpnął rękoma i przewrócił ją na plecy tak szybko, że nie miała szans na reakcję.
- To za łaskotanie – powiedział, wbijając jej palce pod żebra. – A to za budzenie.
Bez żadnych skrupułów dźgał ją po całym ciele, w szczególności po brzuchu. Chris nie miała już siły krzyczeć, a po chwili i jemu zabrakło energii. Opadł na nią, podtrzymując się jedynie na łokciach ułożonych po obu stronach jej głowy.
Jakiś czas wracali do normalnego stanu, bez zadyszki. Dopiero po opadnięciu atmosfery pola bitwy oboje lekko się spięli. Jednocześnie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego w jakiej leżą pozycji. Andreas w ferworze walki ułożył się między jej nogami, a ona oplotła mu biodra łydkami, próbując go odpychać, kiedy łaskotał.
W głowach zapaliły im się czerwone lampki. Co robić – odsunąć się i udawać, że nie ma żadnego napięcia, czy leżeć tak, aż cali zdrętwieją? Z każdą sekundą robiło się coraz bardziej niezręcznie, ale żadne nie mogło się zebrać na jakikolwiek ruch. Do czasu.

Andreasowi nie dawało spokoju to, jak blisko siebie są ich ciała. Czuł jej oddech, pracującą przy tym przeponę, poruszenie i napięcie każdego mięśnia. Zachowywał się zupełnie jak ona, gdy górowała nad nim i wpatrywała się w najbardziej błękitne oczy, jakie istniały w Bawarii. Wcale nie chciał się odsuwać, wręcz przeciwnie – chciał być jeszcze bliżej. Chciał więcej.
Dlatego nie mógł się powstrzymać. Nie przed tym jednym. Powoli obniżał głowę, nie zrywając przy tym kontaktu wzrokowego. Kiedy dotknął ustami jej szyi Chris przeszedł dreszcz, jednak inaczej, niż zwykle. Wraz z nim dopadła ją fala podniecenia -coraz większa, im więcej mokrych śladów zostawiał wzdłuż jej szczęki.
Kątem oka zauważył, jak uchyliła wargi. Od razu przeniósł się w górę i pocałował ją. Bez żadnego wstępnego cmokania – wpił się w jej usta z całą namiętnością, jaką miał w sobie. Dziewczyna przesunęła dłońmi po jego ramionach, w końcu obejmując go i jeszcze bliżej przyciągając do siebie. Zdziwił się – za każdym razem, gdy byli w podobnej sytuacji wykręcała się, musiała gdzieś wyjść, nie miała czasu. Odbierał to tak, jakby szukała pretekstu by ostudzić jego zapał, żeby czasem nie doszło do niczego więcej – choć Andreas wcale do tego nie dążył. A teraz? Jeszcze kilkanaście minut temu wyrzucała go z łóżka. To mogło oznaczać, że to ten moment.
Sama myśl przeraziła chłopaka. Nie dlatego, że nie chciał – był facetem i jak każdy inny samiec posiadał w mózgu miejsce zarezerwowane specjalnie na to. Dziesiątki razy wyobrażał ją sobie nago – w różnych konfiguracjach, ale wtedy był przekonany, że i tak nigdy nie będzie jej miał. Potem musiał powstrzymywać się przed zbytnią natarczywością, gdy kusiła go przykrótkim ręcznikiem czy dotykiem, od którego dostawał gęsiej skórki. Teraz wiedział, że chciała tego tak bardzo, jak on – co byłoby wspaniałą wiadomością gdyby nie stres, który palił go od środka.
Nigdy nie pytał o to, ilu miała facetów. W ogóle nigdy nie rozmawiali na takie tematy. Ale na pewno była bardziej doświadczona. Co, jeśli zrobi coś nie tak albo będzie drętwo? Od czego zacząć? Dalej całować, dotykać, czy może od razu zrzucić z niej ubrania?
Wyczuła, że się spiął i chyba nie za bardzo wiedział, za co się zabrać. A ona wiedziała, co robi? Przeszło jej przez myśl, że może nie powinna… Ale szybko to w sobie stłumiła. Zamiast rozmyślać w nieskończoność nad moralnymi rozterkami postanowiła ułatwić to zadanie. Wsunęła mu dłonie pod koszulkę, gładząc delikatną skórę pleców, po czym całkowicie go zaskoczyła – koszulka powędrowała w górę i przy małej pomocy Andiego wylądowała na podłodze. Spojrzała mu w oczy tak, by nie pozostawić żadnych wątpliwości odnośnie intencji. Wiedział już, co robić.

Nadal się całowali, a Chris znów objęła go za kark, raz po raz wędrując rękami po plecach chłopaka lub wplątując mu palce we włosy. Błagała go w myślach, by się tak nie guzdrał. Nie mogła już dłużej wytrzymać, ale nie chciała go stresować jeszcze bardziej. Dlatego cierpliwie czekała, aż drżącymi dłońmi ściągnie z niej bluzkę i sparaliżuje go, gdy tylko okaże się, że nie miała pod spodem nic więcej.
Teraz i on zaczął się spieszyć – atmosfera wzrosła do poziomu wrzenia, a blondynka ponownie bezbłędnie go wyczuła. W jednej chwili zaczęli ściągać z siebie nawzajem resztę ubrań i bieliznę. Jedyne spowolnienie nastąpiło, gdy Andreas miał pozbawić ją ostatniej części garderoby – koronkowych szortów. Gdy w końcu się odważył zsuwał je powoli, muskając przy okazji jej uda i łydki.
Sięgnął ręką do kieszeni spodni. Dokładnie wiedziała, czego on szuka.
- Nie musisz. Biorę tabletki.
Przylgnął do niej. Nic nie powiedział, bo i tak nic nie przeszłoby mu przez gardło. Przesunął palcami po jej skroni, lekko wplątując palce w długie blond włosy. Obserwował, jak zamknęła oczy i odchyliła do tyłu głowę, głośno wydychając powietrze. On sam zacisnął zęby, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo obezwładniało go to, co odczuwał. Jednak z każdym kolejnym ruchem przestawał maskować nierówny oddech. Dźwięki, jakie oboje wydawali stawały się coraz głośniejsze.
Uchyliła powieki. Andreas, wsparty na łokciach poruszał się szybciej i szybciej, doprowadzając ją do szaleństwa. Siebie zresztą też. Wyczuła odpowiedni moment i mocno go przytuliła. Chłopak ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi i mocno wbił palce powyżej dość wystającego biodra. Chris jęknęła – nie przez dość bolesny gest, ale przez falę gorąca, która do nich docierała.

* * *
Leżeli obok siebie cali przykryci kocem. Dopiero po kilku minutach doszli do siebie i powoli zaczynali zdawać sobie sprawę z tego, co się przed chwilą stało. Milczeli, co było dość niezręczne, dlatego Chris postanowiła to przerwać.
- Kiedy miałeś swój pierwszy raz?
Andi podniósł się lekko i spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- Jakieś sześć minut temu.
Gdy dotarło do niej co powiedział i co to oznaczało w praktyce niemal zadławiła się własnym językiem. Była pierwsza. Już na zawsze miał zapamiętać to, co wydarzyło się przed chwilą na tym łóżku. Nie była po prostu kolejną dziewczyną, z którą to zrobił – tak, jak on był którymś z kolei dla niej.
- Było aż tak źle? – spytał z nutą rezygnacji w głosie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Po prostu pytam. – skłamała. Jasne, nie było źle. Nie było jednak żadnych wątpliwości, że nie miał doświadczenia. Ale nie sądziła, że w ogóle. Gdyby wiedziała wcześniej nie doszłoby do tego. Wciąż nie była pewna, co czuje i czy chce, żeby łączyło ich coś więcej poza przelotną relacją. Teraz już nie było odwrotu. Chociaż może i był…
Wciąż zszokowana tym, co powiedział o stanie swojej cnoty zapomniała, że jakąś godzinę wcześniej wyganiała go z pokoju, bo „pewnie już go szukają”.
- Andreas, musisz wracać do siebie.
- Wiem.
Przesunął się na brzeg łóżka i zaczął ubierać. Christina wstała i włożyła na siebie tę samą piżamę, którą miała na sobie zanim przyszedł. Kiedy obok niego usiadła był już gotowy do wyjścia. Nie za bardzo wiedząc, co zrobić lub powiedzieć ułożyła głowę na jego ramieniu. Chłopak obrócił się w jej stronę i krótko pocałował, po czym uśmiechnął się i szepnął: - Dobranoc.

* * *
Ostatni dzień Soczi. Ostatni normalny, bo jutro mieli się już tylko pakować i odlecieć do Niemiec. Niektórzy nadgorliwcy, jak Freitag byli dawno spakowani, ale w jego przypadku to akurat nic dziwnego – co niby mógł robić? Kiedy medalowa czwórka bawiła się u Austriaków i fotografowała z fanami on siedział w swoim pokoju. Wyciągali go wprawdzie, ale po co miałby z nimi wychodzić? On niczego nie wygrał, więc niczego nie świętował.
Andi jakoś nie myślał o pakowaniu. Ciągle nie wierzył w to, co się wydarzyło między nim a Christiną. Odnosił wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Zniknęło dziecko, którym był do tej pory. Od teraz mógł nazywać siebie „mężczyzną”. Chyba. Bo to, jak rozbijał na czynniki pierwsze ich relację nie było do końca dojrzałe. Od rana napisał jej kilka smsów, ale na żaden nie odpowiedziała. Martwiło go trochę, ale w końcu nie był jej jedynym zajęciem. Może zajmowała się czymś innym? Przecież dla niej to też był ostatni dzień.
Dopiero siedząc przy kolacji zaczął się zastanawiać, czy na pewno wszystko było w porządku. Dziubał widelcem po całym talerzu, doprowadzając Wanka do szału.
- Możesz przestać się bawić i jeść jak normalny człowiek?
- Aha, czyli jak ty? – odpowiedział mu rozeźlony. Czemu zawsze jego musiał się doczepić?
- Oho, pan olimpijczyk jest nie w humorze. Kto cię skrzywdził, Andi? Powiedz wujkowi.
Przy ich stoliku poniósł się cichy chichot. Naprawdę musieli go traktować jak dzieciucha? Westchnął zrezygnowany i wyszedł – nie mógł już dłużej wytrzymać w niepewności.
Od razu, jak znalazł się na świeżym powietrzu wykręcił jej numer. Abonent czasowo niedostępny. Jeszcze raz. I jeszcze. Coś było nie tak.

Poszedł do niej, ale jedynym, co pocałował była klamka. W recepcji powinien się czegoś dowiedzieć.

- Zwykle nie wolno udzielać takich informacji, no ale jak pan mówi, że to pilne i chodzi o wywiad… - przygruba, starsza pani zlustrowała wzrokiem jego sportowy strój i kartkowała swoje zapiski. – Christina Heckmann… Jest. Wymeldowała się dzisiaj razem z innym dziennikarzem.
_________________________________________________________________________
Jeśli też chciałybyście z Andim... no, po prostu zostawcie komentarz :D

niedziela, 6 kwietnia 2014

8. The winner takes it all

Po tamtym wieczorze Christina przestała myśleć o powrocie do domu. Soczi… nie było takie złe. Ale jak na złość właśnie wtedy, gdy zaczęło jej się podobać zostało zbyt mało czasu, by się tym cieszyć. Konkurs drużynowy był 17 lutego, a już po trzech dniach od niego opuszczali to, bądź co bądź piękne miasto nad Morzem Czarnym.
Jej nastroje co do Andreasa zazwyczaj chwiały się jak chorągiewka na wietrze, jednak coraz bardziej upewniała się w przekonaniu, że może ten mały, pryszczaty Bawarczyk nie jest taki zły. Gdyby tylko dało się uniknąć pierwszego przymiotnika… Zwykle nie miała z takimi rzeczami problemu – kiedy czegoś chciała, robiła to i cała reszta była mało ważna. Ale nie w tym przypadku. Dlaczego? Cholera wie. Może wynikało to stąd, że Andi miał w sobie coś z dziecięcej niewinności, która raz po raz uwidaczniała się w jego zachowaniu. Był ostatnią osobą, którą Chris kiedykolwiek chciałaby skrzywdzić, a ogarniało ją dziwne wrażenie, że jest to bardzo prawdopodobne.

* * *

Choć Andreas najchętniej rzuciłby wszystko i spędzał czas zawinięty z Christiną w jednym kokonie to Schuster skutecznie rozwiewał te marzenia. Dzień przed drużynówką miał być prawie jak sąd ostateczny i każdy skoczek o tym wiedział - tym bardziej, że w indywidualnych konkursach Niemcy świata nie zawojowali.
Welli z całego serca życzył medalu Freundowi, którego bardzo lubił. Niestety nie wyszło - wszystko co się dało sprzątnął im sprzed nosa Stoch. Za to w rywalizacji drużynowej Schuster miał wielką chrapkę na utarcie nosa Pointnerowi. Jego bandę nazywano faworytami do złota, ale co oni tam wiedzą. W końcu Soczi było jak dotąd bardzo niestandardową olimpiadą…
Z powyższych powodów 16 lutego był dniem na prężenie muskułów. Niektórzy z nich zrozumieli to dosłownie – za każdym razem, gdy Wank mijał trenera naprężał wszystkie mięśnie i kroczył dziarsko, prosto w tyłek Wernera. Z czapką Viessmana zamiast wazeliny. No ale jak ktoś nie umie skakać to dobrze mieć i inne umiejętności.
Freitag i tak wiedział, że nie poskacze. Coś niedobrego stało się z jego formą tuż przed igrzyskami. Nie rozpaczał z tego powodu ani też nie walczył jakoś szczególnie o poprawienie tego stanu. Nie był jednym z tych skoczków, którzy po nieudanym skoku ciskali nartami o ziemię. Raczej „ups, nie wyszło, przepraszam, do widzenia”. Zawsze, gdy cała kadra była w komplecie podczas, gdy Wank opowiadał kawały albo naśmiewał się z Wellingera Richard tylko unosił kąciki ust – jeśli żart był wystarczająco głupi. Andi, od kiedy zaczął skakać w PŚ momentalnie zauważył w nim coś dziwnego, tylko nie mógł zlokalizować źródła. A po pewnym czasie przestało go to nurtować – Freitag był mrukiem i już.

Po kolejnym wyczerpującym treningu Andreas bardzo, ale to bardzo miał ochotę zabić Schustera za to, jak ich męczył. Bo po co przed jednym z najbardziej stresujących momentów w życiu najzwyczajniej odpocząć? Przecież można podnieść jeszcze jedną sztangę i mało się przy tym nie udusić. Efekt był taki, że dreptając sobie w kierunku pokoju Christiny o godzinie 14-stej Welli ledwo wlókł się po ziemi. 
Perspektywa spotkania oczywiście go ożywiała. Ale na nogi postawił go dopiero widok, jaki rozciągnął się przed nim, gdy otworzyła drzwi.
- No, jesteś wreszcie, tak długo was trzymał? – rzuciła na przywitanie i cofnęła się do środka. Owinięta w sam jeden króciusieńki ręcznik.
O Panie. Tylko tyle potrafił wykrzesać jego mózg, kiedy już cała krew spłynęła w dół. Lustrował wzrokiem wszystkie krawędzie ręcznika z każdej możliwej strony. U dołu dość smukłe nogi, rozszerzające się delikatnie w górę, do ud, które niestety były nieco przysłonięte. Potem długo, długo nic aż do biustu. Przez materiał odbijały się… O Boże, czy to były...? Nie, nie mógł tak dłużej. Oderwał oczy od dekoltu dziennikarki i przeniósł je nieco wyżej, trafiając wprost na rozbawiony wyraz jej twarzy.
- Może lepiej pójdę się przebrać. – powiedziała z wrednym uśmieszkiem, specjalnie kręcąc tyłkiem gdy go mijała. Biedny Welli cały poczerwieniał i takim go zastała także po powrocie.
- Lepiej? – spytała z przekąsem siadając obok niego na łóżku już w jeansach i bluzce na ramiączkach.
- To zależy jak na to spojrzeć.
- Byle nie tak, jak przed chwilą, bo nigdy ci to nie zejdzie. – odpowiedziała i cmoknęła go w policzek, dopiero zmieniający barwę z czerwonej na różową.
Przeszedł go przyjemny dreszcz, tak jak za każdym razem, gdy go dotykała. Odruchowo przekręcił głowę, żeby na nią spojrzeć, a ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko.
- Muszę zaraz wyjść. – szepnęła, wyczuwając iskierki jakie między nimi przechodziły.
- Zaraz to dużo czasu.
Nic nie powiedziała, ale w myślach przyznała mu rację. Zresztą nie ukrywała, że od czasu ich ostatniego pocałunku minęło już trochę… Zabrakło jej siły, żeby dłużej się opierać i zbliżyła się do niego, delikatnie muskając jego wargi. Położyła mu dłonie na przedramionach, przesuwając je w górę aż doszła do szyi, na którą zarzuciła ręce, mocno przytulając się do chłopaka. Ruchy ich ust powoli nabierały tempa, a Andreas też postanowił zrobić użytek ze swoich rąk. Zaczął gładzić jej uda, kciukami błądząc po ich wewnętrznej stronie. W pokoju od razu zrobiło się jakoś cieplej, a puls Christiny nieznacznie przyspieszył. Od dawna nikt nie dotykał jej w taki sposób – nie zostawiając żadnych złudzeń co do intencji.
Łapki Andreasa powędrowały poprzez biodra do talii, na której mocno oparł dłonie. Na tyle mocno, że stabilna konstrukcja, jaką stworzyli swoimi ciałami obaliła się do pozycji horyzontalnej. Chris leżała na plecach, a na niej Wellinger, oboje się śmiali ze swojej niezgrabności.
- Naprawdę muszę już wychodzić.
- Jak to? Przecież dopiero przyszedłem.
- Wiem i bardzo się z tego cieszę – tu cmoknęła go w usta – ale jak na razie dalej nie mam pracy, choć wokół mnie sami sportowcy. A ja tylko się z tobą całuję, tak nie może być.
- A tam, ja nie narzekam. – wymruczał i próbował skraść jej buziaka, ale tym razem dziewczyna przekręciła głowę i korzystając z momentu zaskoczenia wypełzła spod niego.
- Wiem, Andi. Ale teraz na poważnie – ty musisz się skupić przed konkursem, a ja tu przyjechałam z pewną misją. Chciałabym, żebyś jutro dał mi temat do reportażu.
- Taaak, już raz byłem twoją muzą…

Znów oboje się roześmiali. Kto by pomyślał, że od głupiego Zakopanego wszystko się zacznie? Wprawdzie wciąż było między nimi wiele niedomówień – byli parą, przyjaciółmi, znajomymi? Christina miała nadzieję, że na takie rozmowy jeszcze sobie poczekają, bo nadal nie była pewna tego, na ile poważnie traktuje ich relację. Wydawało jej się, że musi zachować dystans za ich dwoje, bo na pewno brakuje go Andreasowi. On na dobrą sprawę już mógłby brać ślub, a najlepiej zamknąć się z dziennikarką w jednym pokoju i nigdy z niego nie wyjść. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że połączenie tak skrajnych osób może dać zaskakujące efekty. Pozytywne, jak i negatywne.
Andi upierał się, żeby tego dnia jeszcze się z nią zobaczyć, ale Chris kategorycznie zabroniła mu szwendania się po wiosce olimpijskiej nocą. Zresztą naprawdę nie miała czasu – postawiła sobie za cel urobienie Schlierenzauera w wywiad i właśnie zamierzała to zrealizować.
Kiedy już Welli oddelegował się w stronę swojego lokum i obiecał, że pójdzie prosto do łóżeczka jak każdy grzeczny skoczek przed konkursem,  Chris ruszyła na poszukiwania tego bardziej niegrzecznego i nieszczęśliwego, któremu sezon poskąpił sukcesów.

Kręciła się po uliczkach w tę i z powrotem, wypatrując Austriaka. Jakoś miała przeczucie, że są szanse na spotkanie go akurat wtedy. Zdobyła już na tyle doświadczenia w swojej pracy by zauważać pewne prawidłowości w zachowaniach sportowców. Będąc psychologiem można by napisać doktorat z samych wniosków nasuwających się po obserwacji grupek, które co chwilę ją mijały.
Jedni z nich byli wręcz „przeradowani”, mocno gestykulowali, śmiali się trochę głośniej niż normalnie, a wszystko po to, by dać światu jasny komunikat – tak, to ja – przyszły złoty medalista i właśnie dlatego robię z siebie pajaca, bo po co mam się denerwować, skoro i tak będę zwycięzcą? Inni ewidentnie próbowali zebrać w sobie siły do rywalizacji, ale jedyne, co im się udawało to kręcenie się bez celu, drepcząc po chodnikach jak pingwiny. Ci nie dawali światu żadnego sygnału – po prostu srali w gacie. Był też i trzeci typ – taki trochę człowiek-widmo. Gdzieś tam chodził, gdzieś tam stał, coś tam mówił, ale nikt go nie widział ani nie słyszał. W sumie chciałby z kimś pogadać, ale presja i stres sprawiały, że i tak nie byłby w stanie, więc snuje się jak cień. To cechowało tych sportowców, którzy osiągnęli już sporo, stąd oczekiwania wobec nich były często zbyt wygórowane. Nic więc dziwnego, że takim człowiekiem-cieniem przed drużynowym konkursem był właśnie Schlierenzauer.

* * *

Postanowił się przejść przed prysznicem i pójściem do łóżka. Gdzie? Właściwie wszystko jedno, byle na świeżym powietrzu. Bo ostatnio przebywanie z Sandrą zbyt długo w jednym pomieszczeniu przynosiło tylko zagęszczoną atmosferę. Wcale nie było tak, jak niektórzy myśleli – że traktował ją jak dodatek, że był z nią od niechcenia. Naprawdę ją kochał. Może był trudnym człowiekiem – fakt, ale jej obecnego zachowania nic nie usprawiedliwiało. Coraz ciężej się z nią dogadywał - Sandra w każdym i we wszystkim widziała zagrożenie dla niej. Każda rzecz, która na dłużej przyciągała uwagę Gregora była dla dziewczyny przeznaczona do natychmiastowej eliminacji. Stąd notoryczne przypominanie o swojej obecności w najmniej odpowiednich momentach. Z początku nawet podobało mu się, że tak o niego zabiega, ale kiedy raz po raz zawisała na jego ramieniu gdy z kimś rozmawiał przestało go to bawić. Jej ostatnią obsesją stała się Thea, o którą była bardzo zazdrosna. Na szczęście sama siostra Wellingera wolała skupić uwagę na nowo poznanym koledze, Michim niż na starym znajomym z dzieciństwa. Może to i dobrze – w odwrotnym przypadku oboje już by znaczyli dno Morza Czarnego, strąceni do niego prosto z bladych rączek Sandruni.
- Nie przeszkadzam? – Christina zaszła go od tyłu i odezwała się dopiero, gdy wyrównała z nim krok.
- Yyy, nie, skąd. – odpowiedział trochę oschle, bo nie spodziewał się, że ktoś tak brutalnie wyrwie go z rozmyślań. Nadrobił to uśmiechem na koniec zdania.
- Jak obiecałam, przyszłam przypomnieć o sobie odnośnie wywiadu.
- Tak tak, pamiętam. A więc…- usiedli na ławce i zaczęli przydługie negocjacje na temat terminu, z których wyszło, że wywiad żadnymi staraniami nie dojdzie do skutku jeszcze w Soczi. Nie mogli się domyślać, że kilkanaście metrów za nimi, niczym szpieg z Krainy Deszczowców wyrosła Sandra. Brakowało jej tylko długiego płaszcza i okrzyku „karramba”, bo ze skradaniem się nie miała żadnych problemów.
- W takim razie Monachium, co do dokładnego terminu jeszcze się dogadamy. I tak będę musiał zjawić się tam u jednego ze sponsorów, więc skorzystamy z okazji.
Skorzystamy z okazji?!
- Świetnie! Już nie mogę się doczekać. Proszę, tu masz moją wizytówkę – zadzwoń, jak już będziesz wiedział kiedy zahaczysz o Monachium, żebym za wcześnie nie uciekła do Berlina.
Już nie mogę się doczekać?! O nie!
- Przepraszam bardzo, kochanie, ale czego ta pani nie może się tak doczekać, co?
Oboje wzdrygnęli się na dźwięk wkurzonej Sandry wprost zza ich pleców. Gregor spojrzał na nią jak na wariatkę i nawet nie wiedział, co ma powiedzieć. Christina raczej nie miała z tym problemu.
- Ta pani jest dziennikarką i umawia się z tym panem na wywiad.
- Tak? A od kiedy na wywiady trzeba przyjeżdżać do domu dziennikarza?
- A od kiedy jesteśmy na przesłuchaniu? W ogóle z kim mam przyjemność? – już chciała dodać „wątpliwą”, ale ugryzła się w język.
- Sandra, narzeczona Gregora.
Chris posłała chłopakowi zdumione spojrzenie – że też takie kreatury chodziły po świecie. No ale, idąc za klasykiem – wielka miłość nie wybiera. Stwierdziła, że im dłużej będzie tam siedzieć tym bardziej opóźni się wybuch złości Schlierenzauera – a w tamtym momencie naprawdę chciała, żeby jego blondi dostało się za niewyparzoną gębę.
- To fajnie – tylko jak dla kogo. – Będę czekać na telefon. Na razie i powodzenia jutro.
Oddaliła się, omiatając jeszcze ostatni raz wzrokiem Sandrę, która wręcz kipiała. Nie czekała na odpowiedź Schlierenzauera, ale nawet będąc daleko od nich słyszała, jak się kłócą. Przez tę pokazówkę jakoś cieplej pomyślała o Andreasie, który w porównaniu do wybranki Schlieriego był aniołem. Żeby tylko jutro dostał skrzydeł podczas skoku – bo przy ostatnim chyba ktoś mu je podciął. I to chyba nawet ona sama.

***

W dniu sądu ostatecznego Andreas nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chciał się spotkać z Christiną, jednak ta kategorycznie zabroniła mu przychodzić. W smsie obiecała, że zobaczą się zaraz po konkursie,  ale przed nie ma żadnego rozpraszania. Welli musiał wiec pożerać swoje paznokcie najpierw w samotności, potem w towarzystwie kolegów z drużyny – kiedy już mieli rozdzielić się i w parach wyskakać jakiś medal.
Nerwowa atmosfera udzieliła się i Christinie. Jak znowu mu nie pójdzie to po raz kolejny będzie to jej wina. Porządnie zawróciła mu w głowie i starała się jakoś złagodzić efekty, ale ciężko było trzymać go na dystans. Sama też wcale tego nie chciała – lubiła spędzać z nim czas, szczególnie kiedy udowadniał jej, że nie taki z niego mały, pryszczaty Bawarczyk, na jakiego wyglądał. Jednak spotkanie przed konkursem nie przyniosłoby nic dobrego – pewnie znów skończyłoby się namiętnym pocałunkiem z wędrującymi rękami, po czym chłopak musiałby dochodzić do siebie cały dzień.
Stała w miejscu wyznaczonym dla prasy. Dziennikarze w Soczi stanowili zbitą grupkę, jednak do tej pory niekoniecznie się z nimi integrowała – ktoś skutecznie odciągał jej uwagę od innych ludzi. Próbowała jakoś opanować zdenerwowanie, ale co chwilę łapała się na tym, że przed lądowaniem każdego skoczka ściskało ją w żołądku. Kiedy zdążyła się tak w to wciągnąć? Mogła dalej próbować się okłamywać, ale na tym etapie nie była całkowicie obojętna.

Wszystko działo się tak nagle… Skok za skokiem, po każdej sekwencji prowadziło inne państwo. Spojrzała w górę, usłyszała strzępki słów. Andreas Wellinger, Germany. Zagryzła wargę. Tylko tego nie spieprz! Ruszył i… 133 metry. Wypuściła powietrze wstrzymywane w płucach od dłuższej chwili. Zauważyła to coś w jego uśmiechu świadczące o tym, że co do następnego skoku też nie powinno być wątpliwości. Pewność siebie na dobre do niego wróciła i już nic nie mogło się zmienić. Niemcy postanowili rozwalić ten konkurs i nawet Herr Pointner nie miał tu nic do gadania.
Po jego drugim skoku już tylko ścisnęła kciuki i przyłożyła do ust pięści, opóźniając wybuch radości. Jeśli nie na złoto, to na pewno mogli liczyć na srebro lub brąz.
Austria czy Niemcy, Austria czy… Niemcy! Pierwsza euforia objawiła się dźwiękiem krzyków i wuwuzel. Potem skoczkowie zaczęli turlać się po śniegu w jakimś radosnym transie, nie mogąc przestać. Chris sama miała ochotę popłakać się ze szczęścia, a uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy obserwowała czterech dorosłych skaczących po sobie Niemców. Uwagę zwracała szczególnie na jednego z nich, którego pierwszy udział w Igrzyskach zakończył się złotem.
Andreas nie mógł w to uwierzyć. Miał 18 lat, dopiero co przerzucił się całkowicie na skoki narciarskie, po raz pierwszy pojechał na olimpiadę, wcześniej skacząc dość nierówno i co? Wreszcie coś udało mu się od początku do końca. Myśląc o Soczi nie nastawiał się na nic, traktował to jako przygodę – powtarzalne zdarzenie, które nie będzie jego jedną jedyną życiową szansą. Robił to tylko po to, by się gorzko nie rozczarować, ale w efekcie los bardzo miło go zaskoczył. Tak miło, że nie wiedział co się wokół niego dzieje. Świat nagle zwariował, a po środku byli oni.
Mnóstwo osób podchodziło im pogratulować. Andi rozglądał się w poszukiwaniu bardziej znanych twarzy i napotkał Theę. Od razu do niej pognał i nie zwracając uwagi na ilość używanej siły ścisnął ją i uniósł w górę, wciąż wykrzykując swój radosny bełkot. Uspokoił się dopiero, kiedy ktoś stuknął go w plecy – Schlierenzauerowi też zebrało się na gratulacje. Lubili się wprawdzie, ale i tak Welli poczuł satysfakcję – skakał dziś lepiej od samego mistrza, który na dodatek dał mu wyraz swojego uznania. Ten dzień nie mógł być lepszy, chociaż… Wyszukiwał w tłumie każdą niską blondynkę i po kolei stwierdzał, że żadna nie była Christiną. Naprawdę po tym, co między nimi zaszło nie przyszłaby nawet zobaczyć konkursu?

Po opadnięciu początkowych emocji Chris już trzeźwiej obserwowała sytuację. Widziała, jak Andreas ściskał się z siostrą i rozmawiał z Gregorem. Jego koledzy z kadry byli otoczeni wianuszkiem skaczących wokół nich osób z ekipy i nie tylko. Jedynie Andreas nie brał w tym udziału – stał z boku i się rozglądał.
Po chwili zorientowała się czego, a raczej kogo szukał. Przez ułamek sekundy się ucieszyła, ale potem pomyślała obiektywnie. Chłopak dopiero co zaliczył największe osiągnięcie w życiu i zamiast świętować to z kolegami jego myśli wędrują do niej. Rozumiała to, ale nie mogła pozwolić na to, żeby aż tak się przywiązał – dla jego własnego dobra. Dlatego zwinęła się stamtąd jak najszybciej umiała, opuszczając teren skoczni pierwszym lepszym wyjściem. Pędziła do hotelu nie oglądając się za siebie, kilka razy prawie przewracając się na śliskim podłożu.
- Ładnie to tak uciekać? – męski głos dotarł do niej akurat wtedy, gdy poczuła na swojej talii czyjś uścisk. Zatrzymała się i obróciła – no jasne, a któż by inny!
- Zostawiłam mleko na gazie.
- O, robisz budyń? Idę z tobą…
- Nigdzie nie idziesz, głupku, chyba że na dekorację kwiatową. – powiedziała z udawaną złością, na tyle skutecznie, że Andiemu zblakł szczęśliwy wyraz twarzy, co szybko wywołało w niej poczucie winy. Łapiąc za przedramiona przyciągnęła go bliżej jak małe dziecko, uprzednio upewniając się, że teren jest czysty. – Andi, strasznie się cieszę, że się udało, naprawdę. Widziałam jak skakałeś i nie wiem jak mam ci gratulować. Ale powinieneś być teraz gdzie indziej, dlatego chciałam ci uciec. Tylko za szybko chodzisz.
Chcąc nie chcąc Wellinger się uśmiechnął i pokiwał głową.
- Może i masz rację, ale zanim znów znikniesz… - pochylił się i pocałował ją. Krótko, ale bardzo intensywnie – wystarczająco, by Chris przeszły dreszcze i naszło zwątpienie, czy aby na pewno nie zabrać go na ten „budyń”. Ale tym razem postanowił się jej posłuchać - po kilkunastu sekundach odsunął się i tylko krótko pomachał, po czym niemal pobiegł w kierunku skoczni.

* * *

Momenty, w których Andreasa nie było wokół niej były jedynymi produktywnymi chwilami podczas tego pobytu. Jego obecność odbierała jej chęć na cokolwiek innego i musiała się wykazywać silną wolą, by przerywać tę sielankę.
Okazją do popracowania było świętowanie medalu, trwające od dnia konkursu do nocy po dekoracji. Przez ten czas wymieniali się smsami, które najczęściej pierwszy wysyłał Andi. Nie widzieli się raptem jeden dzień, a on nie mógł przestać wracać do niej myślami. Pierwszy raz w życiu zakochał się na poważnie, nic więc dziwnego, że tak to na niego działało.
Nie, dzisiaj się go nie pozbędzie. Posłuchał jej, ale nie mógł już dłużej trzymać się z dala. Szczególnie, że wypił sporo - jak na niego - alkoholu, który dodawał mu odwagi.

Późno wróciła do pokoju. Paru znajomych dziennikarzy namówiło ją na piwo. W sumie było całkiem sympatycznie, gdyby nie to, że kogoś jej tam brakowało. Próbowała w sobie stłumić to uczucie, ale nie wychodziło. Pewnie teraz bawił się z kolegami, jak zrobiłby każdy młody chłopak na jego miejscu. Nie mogła mieć pretensji, przecież sama go do tego namawiała. Ale nic nie umiała poradzić na to, że wolałaby być z w towarzystwie tej jednej osoby.
Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, a w takiej sytuacji najlepiej po prostu pójść spać. Sięgnęła po koszulkę, która robiła jej za piżamę i ściągnęła bluzkę, którą miała na sobie.
- Cześć, piękna.
Chris prawie pisnęła ze strachu. Obróciła i okryła się w jednej sekundzie – w końcu u góry miała tylko skąpy biustonosz.
- Odbiło ci!? Wystraszyłeś mnie! – krzyknęła i podeszła do „oprawcy”, sowicie okładając go rękami. Andreas pewnie by się obronił gdyby nie to, że pokładał się ze śmiechu.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, bo zauważyłem, że czasem nie zamykasz drzwi. I nie zabijaj mnie, mam całe życie przed sobą. – powiedział rozbawiony, a Chris dobiegł dziwny zapach, który jednak doskonale rozpoznawała.
- Piłeś coś?
- No pewnie, a co miałem robić? Sama kazałaś.
- Świętować, a nie pić. Oboje wiemy, że masz do tego talent jak 12-letnia harcerka.
- Już nie marudź, przyszedłem cię zobaczyć. – i dopiero wtedy zauważył, że była niemal półnaga. Od razu odechciało mu się mówić – język ugrzęzł mu w gardle, a w okolicach brzucha poczuł dziwne mrowienie. Była taka… pociągająca. Ale nie, nawet po alkoholu nie miał tyle odwagi, by zrobić coś więcej niż całowanie.
Odwróciła się, żeby ubrać wreszcie piżamę. Andreas stał jak wryty, co po chwili ją zainteresowało.
- Przyszedłeś mnie zobaczyć i będziesz tak stał całą noc w bezruchu z tego powodu?
- Nie, ale chyba to jedyny pomysł, jaki mam na ten wieczór. Jestem zmęczony.
- Wierzę. Ale dobrze się składa, bo ja też. – podeszła do niego i wzięła za rękę. – Może po prostu włączymy telewizor i się położymy?
Propozycja była chyba najlepszą z możliwych. Dwa ostatnie dni wyczerpały go na tyle, że niemal słyszał jak wzywa go łóżko. Bez gadania dał się zaprowadzić na miękki materac, w którym od razu się zatopił. Mógłby zasnąć od razu, ale obecność Chris, która po chwili ułożyła się obok niego w pewien sposób go krępowała.
Oczy raz po raz samoistnie mu się zamykały, ale śmiech dziewczyny, która oglądała jakiś głupi program telewizyjny wyrywał go ze snu.
- Tylko nie zasypiaj. – pogroziła mu palcem i dalej oglądała telewizję. Jeszcze tego brakowało, żeby tu zasnął – nie dałaby rady przesunąć go nawet o centymetr, a co dopiero dobudzić i oddelegować do siebie. Gdyby nie wrócił na noc do pokoju, który dzielił z innym skoczkiem byłaby katastrofa.
Jeszcze chwilkę, chwileczkę i przejdzie. Jedno oko, drugie oko – szeroko otwarte. Nie zaśnie, nie, da radę, przecież nie fatygował się tu żeby odpocząć, tylko…
Poczuła ciężar na swoim ramieniu. Głowa Andreasa wylądowała na jej barku, a on sam zaczął głęboko oddychać.
Westchnęła. Wiedziała, że tak to się skończy – był wyczerpany. Dlatego z bólem serca postanowiła dać mu chociaż pół godziny drzemki, choć wolałaby… Robić co innego. Widziała w nim coraz więcej mężczyzny i coraz mniej chłopca. Momentami zachowywał się jak gówniarz, ale jego umięśnione przedramiona i szerokie plecy na pewno nie należały do dziecka. To, jak ją przytulał i całował… Jego nieśmiałość tylko dodawała uroku. Chciała więcej.
- Szkoda, że zasnąłeś… - szepnęła i nakryła go kocem.

Więcej.
_________________________________________________________________________
Jeśli też zaprosiłabyś Andiego na budyń - zostaw komentarz! ;)

Witam po długiej przerwie spowodowanej niemocą twórczą, brakiem czasu i w późniejszym czasie brakiem internetu. Rekompensuję tę ciszę długaśnym rozdziałem, który w zasadzie jest baaardzo ściśle związany z następnym, ale to by było za dużo jak na jeden raz. W każdym razie mogę obiecać, że następna część przygód A&C będzie zawierała w sobie co najmniej dwie niespodzianki. No i powinna się ukazać w nadchodzącym tygodniu.
Troszkę się urwie słodko-pierdzący ton, a zresztą - same zobaczycie ;)
Buziaki :*