Całą noc spędziła na obmyślaniu swoich przyszłych wyczynów.
Czy zamierzała przy okazji trochę pozatruwać życie skoczkom? Zapewne. Bo w
sumie dlaczego nie?
Wstała z samego rana, żeby udać się na skocznię jeszcze
przed początkiem kwalifikacji. Specjalnie „zapomniała” zabrać ze sobą
kamerzysty – materiał kręcony trzęsącą się ręką na amatorskiej kamerze powinien
zachwycić jej niedługo-już-nie-szefa.
Potrzebowała jakiegoś wstępu, krótkiej paplaniny o tym,
jakie to skoki są fajne, a krajobraz Zakopanego bajeczny. Otworzyła więc okno z
widokiem na ciemny las, a kamerę skierowała na ściółkę pełną papierowych
śmieci.
- Zakopane. To tutaj odbywają się co roku zawody w skokach
narciarskich. Protoplastą tej dziwnej dyscypliny byli bracia Wright. Za kilka godzin
rozpoczną się kwalifikacje do najważniejszego, indywidualnego konkursu w
mijaniu się z grawitacją. A teraz rozpostrzyjcie swoje szanowne pośladki w
skórzanych kanapach – zapraszam w głąb świata skoczków. - zatrzasnęła kamerę i
schowała ją do podręcznej torby.
Już miała wychodzić, ale zapomniała o najważniejszej rzeczy,
która sama przypomniała jej o sobie pazurami.
- No już, już. Przepraszam, pewnie, że cię tu nie zostawię.
– capnęła kotkę tak mocno, że ta wydała z siebie żałosny pomruk.
Okazało się, że skocznia jest bardzo blisko hotelu. Ale i
tak nic nie powstrzymałoby Christiny od pojechania tam samochodem – halo,
przecież na zewnątrz piździ jak na Syberii! No dobra, może nie aż tak, ale dla
niej nawet gruba zimowa kurtka nie chroniła wystarczająco przed minusową
temperaturą. Kicia za to chętnie przespacerowałaby się na dworze – od
temperatury w samochodzie pewnie niedługo zacznie tracić sierść jak latem.
Pod skocznią już zbierali się kibice. Niektórzy nawet w
bardzo ciekawych nastrojach, szczególnie ci w ogródkach piwnych. Swoim sokolim
okiem szybko wytropiła tych najbardziej upitych. Kamera na zewnątrz, kot w
samochodzie – przedstawienie czas zacząć.
Podeszła do nich i zrobiła zbliżenie – długo nie trzeba było
czekać.
- Patrz Zbychu, z telewizji!
- To nie drzyj tak ryja tylko się uśmiechnij i pomachaj!
I wszyscy zaczęli na raz skakać, machać, dmuchać w wuwuzele
i robić co się da, żeby się załapać w kadr.
Zaczęło się zjeżdżać coraz więcej samochodów, z których
wyskakiwali faceci w sportowych strojach.
O tak, na to właśnie czekała. Ze
swoim identyfikatorem mogła wejść wszędzie – WSZĘDZIE i zamierzała to sprytnie
wykorzystać. Wywalą ją drzwiami, to wejdzie oknem – nie będzie na nią mocnych,
choćby i pół metra wyższych.
Jak gdyby nigdy nic przechadzała się między drewnianymi
domkami skoczków, wyczekując jakiejś rewelacji. I znów nie było z tym żadnego
problemu – tym razem jej uszu dobiegły ciekawe dźwięki z norweskiego domku.
Wszystko fajnie, tylko nie sięgała do okna. Ale to nic,
przecież obok były poręcze - przegnite, drewniane poręcze, które na pewno
utrzymają jej 45-kilogramowe ciało przez minutkę.
Wspięła się i przykleiła do szyby razem z kamerą, po czym
podziękowała Bogu za stworzenie Toma Hilde.
Norweg postanowił odprężyć się przed serią próbną i zrobić
mały playback show.
- Look at my horse, my horse is amazing, lalalala, lalalalalala.
Get on my horse, I’ll take you to the universe!**
- Ta, chciałbyś – mruknęła do siebie i słuchała dalej.
Nie znał wszystkich
słów, ale nie szkodzi, bo doskonale nadrabiał choreografią. Gibał się w przód i
w tył jak paralityk, przyklaskując dłońmi to z prawej, to z lewej. Na koniec
zatrząsnął się jak galareta i ubrał kombinezon. Wcześniej miał na sobie tylko
bokserki w małe słoniki.
Z tyłu ktoś głośno trzasnął i siarczyście zaklął pod nosem.
- Pieprzone gnojki! Nic im się nie chce, tylko chodź i
wynoś, przynieś wynieś pozamiataj! – zirytowana sprzątaczka wrzucała do
kontenera już chyba dziesiąty worek ze śmieciami.
- Przepraszam, mówi pani o skoczkach?
- No a o kim? Pani jest z telewizji? To niech pani słucha,
niech się świat dowie, jacy to syfiarze. O, a ten najlepszy ze wszystkich! –
zbulwersowana pokazała palcem na Andreasa, który właśnie wyszedł z domku i od
razu tego pożałował.
– W domu cię tak
nauczyli, żeby kłaść naczynia z niedojedzonym żarciem na podłodze? Mało się
przez niego nie zabiłam! – krzyknęła do niego i postukała się w czoło – Żreć wszyscy
by chcieli, a sprzątać nie ma komu!
Christina nie wytrzymała i parsknęła śmiechem na widok jego
miny. Chłopak po chwili dopasował jej twarz do sytuacji, w której spotkał ją po
raz pierwszy i z ust wyrwało mu się tylko ciche „o Jezu”. Wiedział, że będzie
siać zamęt, czuł to już wtedy, ale dalej miał nadzieję, że jakoś go to ominie.
Jednak prawda, że nadzieja matką głupich.
Schował się z powrotem i obiecał sobie, że już nigdy znikąd nie
wyjdzie bez potrzeby. Ale w końcu nadszedł ten moment, by powlec się na wyciąg.
Dopiero upewniając się, że na pewno nikt podejrzany znów nie kręci się wokoło
wylazł i szybko przetransportował się do celu.
Na górze spotkał Schlierenzauera, który miał jeszcze sporo
czasu, ale tylko w tym przejściowym pokoju był rowerek do spinningu*, na którym
Gregor lubił rozgrzewać zziębnięte ciało przed skokiem.
- O, Wellinger, chodź na moment. – Niemiec trochę się
niecierpliwił, bo i tak wyszedł z domku za późno przez tę stukniętą
dziennikarkę, ale łaskawie podszedł do starszego kolegi.
- No, co?
- Robiłem ostatnio porządki w swoich starociach i trafiłem
na coś ciekawego. I o tym bym chciał z tobą porozmawiać.
- Yyy, fajnie, ale od rozmów o porządkach w „starociach” są
specjalne osoby, nazywają się psychologowie i nie robią tego za darmo, więc…
- Czekaj czekaj, panie cięty język. Znalazłem coś
dotyczącego niejakiej Thei Wellinger. Mówi ci to coś?
- No tak, stary. Moja popieprzona siostra się tak nazywa.
Ale co…
Nogi Gregora momentalnie odmówiły posłuszeństwa i spadły z
pedałów, które nadal się kręcąc kilka razy boleśnie uderzyły go w łydki.
- Ej, zaczekaj, co z nią!? – Andi krzyknął, ale Gregor tylko
machnął na niego ręką i wyleciał jak oparzony. Gdzie i po co? Cholera wie, ale
na pewno spóźni się na swój skok. Cały Schlierenzauer – w końcu jak kochają, to
poczekają, a są rzeczy ważne i ważniejsze – kwalifikacje i tak mógł sobie
rozbić o kant tyłka. Niemniej jednak Wellinger nie mógł uwierzyć w to jak
dziwnie zachowywali się ludzie wokół niego – najpierw szalony pies gończy,
teraz Schlieri, który chyba sam nie wiedział, o co mu chodziło. Spojrzał na
kalendarz – i choć wszystko na to wskazywało, nie było to prima aprilis.
Christina jeszcze chwilę pokręciła się tu i ówdzie, ale
widząc, że nic już nie zdziała poszła na obiad do karczmy obok skoczni.
Chłopaki sobie skakali, ale nieszczególnie ją to interesowało. Wolała spędzić
nadchodzące dwie godziny przeglądając Internet – nagłośnienie było tak mocne,
że i tak słyszała kto i ile skoczył. Przejrzała to, co udało jej się nagrać –
10 minut zdecydowanie kompromitujące ją, kibiców i skoczków, czyli plan jak na
razie działał bez zarzutu.
W końcu nadszedł czas, żeby zapakować się do samochodu, ale
perspektywa przejścia kilkuset metrów ubłoconym śniegiem nie napawała radością.
Ale było warto – auto nagrzało się jak piasek na plaży w upalne dni.
Zatrzasnęła drzwi i już miała ruszać, kiedy zobaczyła znów
tę wysoką postać w pomarańczowej czapeczce, ciągnącą za sobą narty i sportową
torbę. „Boże, znowu te biedne dzieci – daj na jedzenie, daj na bilet, podwieź
do hotelu. Sierotki Marysie” – pomyślała, ale ostatecznie wyjęła jeszcze na
chwilę kluczyk ze stacyjki.
- Ej ty! Co, samochód ci spieprzył? – krzyknęła przez
uchylone okno, ale Andreas udawał, że nie słyszy. – No już się nie obrażaj,
tylko chodź, podwiozę cię.
Andi nie miał najmniejszej ochoty na kolejne starcie z dziennikarką,
ale wizja targania tego wszystkiego do hotelu wcale nie była lepsza. Ze
zrezygnowanym grymasem na twarzy powlókł się do czerwonego audi, swoje manele
wrzucił na tylne siedzenie i sam już prawie siadał obok niej kiedy zauważył, że
na tym fotelu już ktoś siedzi. Kot Behemot.
- No na co tak patrzysz? Weź ją na kolana. – rzuciła do
niego i zaczęła odpalać auto.
Skoczek skrzywił się, ale zrobił tak, jak mówiła. Po chwili
kot zwinął się w kulkę i zasnął, a Christina znów przypomniała sobie o jego
obecności.
- Tę czapkę to ci Viessmann przykleił do czoła czy co? –
kolejny raz mu dogryzła, a chłopak zirytowany zdjął nakrycie głowy i palcami
rozczesał włosy.
- Lepiej? Czy jeszcze do czegoś się przyczepisz?
- Już nie, ale mógłbyś zapiąć pas, bo nie chcę cię mieć na
sumieniu, Andreas.
- Skąd wiesz, jak się nazywam?
- Hmm, pomyślmy – może stąd, że zapowiadali cię jak
skakałeś? – odpowiedziała mu w sarkastycznym tonie. – Zapnij ten pas.
Ugh, jak ona go denerwowała… Szarpnął czarny materiał i znów
zrobił to, o co prosiła – a raczej na nim wymogła. Najchętniej udusiłby tym
pasem niczego niespodziewającego się kota, ale wtedy on sam nie dojechałby do
hotelu żywy.
Droga do COS’u była za krótka, żeby Chris zdążyła nawymyślać
mu jeszcze bardziej. Chłopak nie umiał ukryć, jak bardzo go irytowała, co
sprawiało jej tym większą satysfakcję. Od małego uwielbiała dawać ludziom takie
prztyczki. Od rodziców i nauczycieli dostawało jej się za to, że pyskuje. Na
szczęście wybrała sobie zawód, w którym mogła popisywać się swoimi ironicznymi
zdolnościami, o których raz po raz przekonywał się Andreas.
Bez słowa wysiedli i zaczęli iść w tym samym kierunku.
Dopiero musząc się rozdzielić na korytarzu chłopak stwierdził, że wypadałoby
podziękować.
- Na razie i dzięki za podwózkę.
- Nie ma sprawy. I bardziej zgodne z prawdą byłoby „do
zobaczenia” – puściła mu oko i ruszyła w swoją stronę.
Oboje rzucili się na łóżko i włączyli telewizor. Tyle tylko,
że każde w swoim pokoju. No i Christina z uśmiechem na twarzy, Andreas
niekoniecznie.
Tak, denerwowała go. Ale nie mógł jednoznacznie powiedzieć,
że czuł do niej antypatię. Ech, byłoby zdecydowanie łatwiej jej nie lubić,
gdyby była brzydka. A tak? Pałętał mu się po głowie jej śnieżnobiały uśmiech,
jeszcze bielszy przez kontrast z czerwoną szminką, kiedy robiła mu te swoje
żarciki. Tak, Andreas, to takie do ciebie podobne – zamknij się w swoich
czterech ścianach i snuj w myślach co by było gdyby. No właśnie, gdyby co?
Gdyby w tej chwili ona myślała to samo o nim? Czy gdyby okazało się, że dogryza
mu, bo jej się spodobał? Nie, Andi. Dogryzała ci, bo byłeś dla niej łatwym
obiektem, gówniarzem, który i tak nie wpadnie na lepszą ripostę niż jej
docinki. W swoim dialogu z samym sobą w ogóle nie brał pod uwagę tego, że mimo
wszelkich złośliwości postanowiła zrobić dla niego coś miłego, nawet jeśli
jedynie po to, by znów go powkurzać.
Westchnął ciężko i próbował przez resztę wieczoru skupić się
na telewizorze, bezskutecznie odsuwając od siebie temat Christiny.
Główny obiekt rozważań Niemca także postanowił spędzić
wieczór w samotności. Kotka obraziła się na nią za to, że Andreas zajął jej
miejsce w samochodzie i olewała ją przez resztę dnia.
Pocieszny był ten Andreas. Przez myśl przeszło jej nawet
słowo „uroczy”, ale to już byłoby nadużycie. Jeśli komentatorzy mówili prawdę
to miał dopiero 18 lat. Christina zdążyła dawno zapomnieć jak to jest być
nastolatką, ba – wkrótce kończyła 30-stkę. Tym bardziej nie mogła zrozumieć
dlaczego taki małolat pląta jej się po głowie. Okej, podobało jej się to, jak
reaguje na wszystkie docinki – tak bardzo starał się nie pokazywać irytacji i
tak bardzo mu nie wychodziło.
Następnego dnia odpuściła sobie stalkowanie skoczków.
Wybrała się na Krupówki, w końcu nigdy tam nie była, a przy okazji zwiedzania
mogła nakręcić parę obrazków śmiesznie zachowujących się, pomalowanych na
biało-czerwono kibiców.
Niespecjalnie obchodził ją konkurs drużynowy, czekała na
indywidualny, jednak wracając do hotelu minęła samochody, z których wysypywali
się rozradowani Niemcy. Później sprawdziła w Internecie, że zajęli drugie
miejsce. Nie mogła nie uśmiechnąć się na myśl o młodzieńczej pasji Andreasa,
który właśnie odnosił swoje pierwsze sukcesy. Tym bardziej ciekawił ją
jutrzejszy konkurs i to, jak chłopak się zaprezentuje.
Dlatego też pojechała na skocznię zaraz po tym, jak zrobili
to sami zainteresowani. Była w lekkim szoku, gdy po wyjściu z auta zobaczyła,
co dzieje się z pogodą. Wiał przeraźliwy wiatr, w dodatku zacinało deszczem. Nie
miała dobrych przeczuć co do tego konkursu – w taką pogodę nie poszłaby nawet
po bułki do sklepu, bez wątpienia sędziowie dojdą do podobnych wniosków.
Ale tym razem przewidywania Christiny nie sprawdziły się.
Organizatorzy za wszelką cenę chcieli przeprowadzić zawody, nawet kosztem
zdrowia zawodników. Zirytowało ją to – nienawidziła, gdy do sportu mieszają się
biznesmeni. Oczywiście to było nieuniknione, bo ktoś tą całą imprezę musiał
finansować, ale to już była gruba przesada.
Obserwowała zza kulisów to, co się działo. Nadal wiatr
niemiłosiernie miotał skoczkami w każdą stronę. Konkurs rozciągał się w
nieskończoność przez ciągłe przerwy, kiedy to warunki na tyle się pogarszały,
że pozwolenie na skok byłoby czystym szaleństwem.
Andreas niestety nie miał tyle szczęścia, co we wczorajszej
drużynówce. On i Thomas Diethart oddali bardzo słabe skoki przy najgorszych
warunkach ze wszystkich skoczków. Wprawdzie pozwolono im na powtórkę, ale i tym
razem skoczyli kiepsko.
Widziała z daleka jak kierował się do domku. Zaraz za
skocznią z impetem cisnął o ziemię narty i kask. Był wściekły. Christina nie
wyobrażała sobie, że chłopak może tak emocjonalnie zareagować na to, co się
stało. Spodziewała się raczej smutku, opuszczonej głowy, wyrazu rozczarowania,
ale nie furii. Nie łam się kotek, takie życie. Raz na wozie, raz pod wozem, a
częściej jednak to drugie. Znała to – uczucie, gdy robisz jeden krok do przodu
i zaraz potem dwa w tył. Dlatego rozumiała to, co przeżywał i nawet mu
współczuła.
Była pewna, że już się nie spotkają. Ona wieczorem zaczęła
się pakować, chciała jak najszybciej być w domu. Niemiecka kadra też pewnie nie
będzie z tym zwlekać. Myślała, żeby wcześniej zanieść walizkę do auta, a
dopiero potem dopakować do końca torebkę i ruszać w podróż. Jednak znów
natknęła się na Andreasa, w analogicznej sytuacji jak trzy dni temu, gdy się
poznali. Chłopak usłyszał przerywany dźwięk szurania po drewnie i miauczenie.
Nie musiał się długo zastanawiać, kto idzie.
Podszedł do niej i bez słowa wyrwał jej walizkę.
- Połowę hotelu obudziłabyś tym szuraniem – odpowiedział na
nieme pytanie kobiety. Christina intuicyjnie wyczuła, że to nie czas na robienie
sobie z niego żartów.
- Jak sobie radzisz? - niebardzo wiedziała, co ma
powiedzieć, więc postanowiła być zwyczajnie uprzejma. Teraz to on był w szoku –
przyzwyczaił się do tego, że z jej ust słyszał same cięte teksty.
- Z twoją walizką? Nieźle, chociaż chyba cegły w niej
trzymasz.
Mimowolnie się uśmiechnęła, ale wiedziała, że to odbijanie piłeczki
nie jest spowodowane jego dobrym humorem.
- Pytam serio.
Westchnął przeciągle i nie odzywał się do czasu, aż wpakował
walizkę do bagażnika jej auta.
- Tak serio to chyba sama widziałaś.
No tak. Głupie pytanie. Jak miał się czuć?
- Przykro mi, naprawdę. Za to słyszałam, że wczoraj nieźle
wam poszło. – zobaczyła lekki błysk w jego oczach, ale na krótko.
- To nie to samo.
- Wiem, ale też się liczy.
Milczeli przez chwilę, stojąc przy czerwonym audi na
berlińskich numerach. W końcu, nie wiedzieć czemu zrobiło się jakoś dziwnie,
więc Christina przerwała ciszę.
- Wracasz do środka?
Zaczęła iść, on za nią. Po chwili nadszedł moment, gdy
trzeba było się rozejść. Andreas już otwierał usta, żeby się pożegnać, ale
dziewczynie przyszedł do głowy idealny pomysł.
- Chodź do mnie, coś ci pokażę – pociągnęła go za ramię i
szybkim krokiem zaprowadziła do swojego pokoju.
Kazała mu usiąść na łóżku i sama usiadła obok niego. Chłopak
był totalnie zdezorientowany. Scenariusz jak z komedii romantycznej –
dziewczyna najpierw jest cięta, a potem ni z gruchy ni z pietruchy sama cię
zaciąga do łóżka. Skarcił się w myślach za takie porównanie, bo przeczuwał,
dobrze zresztą, że wcale nie o to chodziło.
Christina wyciągnęła z torby kamerę i uruchamiając ją
wprowadziła Andreasa w temat.
- Pamiętasz jak sprzątaczka obsmarowywała ci przy mnie
tyłek?
- Mhm – chłopak lekko się zaczerwienił na wspomnienie tamtej
sytuacji, bo do tej pory koledzy się z niego nabijali i mówili do niego „czyścioch”.
- Pewnie sobie pomyślałeś, że robię sobie z ciebie jaja,
nie?
- Szczerze? Myślałem, że ci odbiło.
Bezczelny gówniarz.
- No więc nie. – i tu zaczęły się wyjaśnienia. Opisała mu po
krótce po co był jej ten materiał.
- I to naprawdę poleci w telewizji?
- No, jeśli w ogóle zdecydują się to wyemitować. Ale pewnie
nie będą mieli wyjścia.
Chłopak pokiwał głową. Jeszcze nie słyszał, żeby ktoś
odwalił taką akcję.
- No dobra, ale chyba nie tylko ja i sprzątaczka tam
jesteśmy?
Christina uśmiechnęła się chytrze i przycisnęła ‘play’.
Przy wstępie lekko się obruszył, ale nie mógł ukryć
uśmiechu. Przy pijanych kibicach próbujących mówić po niemiecku już na głos się
śmiał, ale Hilde przebił wszystko. Andreas tak trząsł się ze śmiechu, że
ześlizgnął się z łóżka i prawie turlał po podłodze. W efekcie Christinę też
napadła głupawka i wylądowała zaraz obok niego. Przez następne pół godziny
chichrali się, a Andreas próbował imitować taniec Norwega, podśpiewując sobie
jak on.
Kiedy udało im się uspokoić zdali sobie sprawę z tego, która
jest godzina. Skoczek miał pół godziny do odjazdu autokaru, a Christina też nie
powinna z tym zwlekać.
- Zmykaj już, bo znowu pojadą bez ciebie, a tym razem nie
licz, że mój kot ustąpi ci miejsca w samochodzie – powiedziała, wyczuwając, że
znów może sobie pozwolić na nutkę złośliwości.
- Racja. – uchylił drzwi i już przekroczył próg, gdy nagle
sobie coś uświadomił. – Zaraz zaraz, chwila. Chciałem ci podziękować, a nawet
nie wiem jak się nazywasz.
Christina posłała mu wredny uśmieszek i cofnęła się do
środka, wygrzebując coś z torebki.
- Trzymaj, może kiedyś ci się przyda. – rzuciła mu jakąś
małą kartkę, którą złapał w locie. Christina Heckmann, dziennikarka i
reporterka sportowa. Plus jej numer telefonu. Poczuł się dziwnie wyróżniony,
prawie jakby dała mu ten numer na zwykłej kartce, najlepiej z odciskiem jej
pomalowanych ust pod spodem. Co z tego, że każdy mógł mieć tę wizytówkę –
chłopak nie chciał sobie psuć tym humoru, nie teraz.
- Dzięki. Za poprawienie humoru i wizytówkę.
- Nie ma sprawy. A teraz leć, bo kicia zaraz wydrapie ci
oczy.
Wyszedł, posyłając jej ostatni uśmiech i popędził przed
siebie. Brawo, Christina, zrobiłaś dobry uczynek. A teraz zbieraj manatki i
opuść to miejsce raz na zawsze.
Upewniła się, że o niczym nie zapomniała. Ogarnęła lekko,
żeby całkiem nie psuć niemieckiemu narodowi reputacji w kwestii sprzątania i
zauważyła na łóżku coś pomarańczowego.
Oho, komuś puścił klej na czole… Andreas zaaferowany tym, co
pokazała mu Christina zapomniał swojej wszędobylskiej czapki. Właściwie mogła
za nim pobiec i mu ją oddać, ale… Postanowiła zostawić sobie pamiątkę tego
ciekawego weekendu. Była więcej niż pewna, że już nie spotka tego pociesznego chłopca,
bo jak i po co?
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
* - nieprawda - w Zakopanem taki rowerek był zaraz obok polskiego domku i tam właśnie rozgrzewał się Gregor - przy okazji pozdrowienia dla wszystkich, którzy też byli tam w tym roku ;)
** - może nie w wykonaniu Toma, ale zawsze - Amazing Horse
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
* - nieprawda - w Zakopanem taki rowerek był zaraz obok polskiego domku i tam właśnie rozgrzewał się Gregor - przy okazji pozdrowienia dla wszystkich, którzy też byli tam w tym roku ;)
** - może nie w wykonaniu Toma, ale zawsze - Amazing Horse
_______________________________________________________________________
Jeśli też oddałabyś wszystko za widok tańczącego Hilde - zostaw komentarz ;)
I'll take you to the universe :)
OdpowiedzUsuńżaden problem, szczególnie dla Toma :D
OdpowiedzUsuńHahahahahahahahaha sprzątaczka hahahahahaha! O matko ... siedzę i śmieje się od pięciu minut :D Ma kobita przerąbane z tymi skoczkami. Ale że Andi najbardziej niewychowany? No nie spodziewałam się tego po nim. Oj nie ładnie. Cóż ... nie dziwię się że Christina kazała mu zdjąć tą czapkę ... lepiej wygląda bez niej xD Ale zaskoczyła mnie końcówka gdzie zaprosiła go do siebie i poprawiła humor -> no ok dziwie to zabrzmiało, ale wiesz o co chodzi xD
OdpowiedzUsuńOj tam, od razu niewychowany - po prostu sprzątanie nie jest jego najmocniejszą stroną :D
OdpowiedzUsuńChristina nie jest taka zła i jeszcze nie raz poprawi mu humor :P
Hahahaha Hilde i Amazing Horse rządzą! Leżę ze śmiechu. Swoją drogą Christina miała dobry pomysł z tym materiałem. A ja coś czuję, ze jeszcze spotka się z Wellingerem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dzięki za komentarz i przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale mialam problemy z internetem :) Pewnie, że się spotkają i to już zaraz :D
UsuńChristina nazbierała dobre materiały, nie ma co! :D Pijani kibice, śpiewający Tom i niewychowany śmieciarz Andi :D no proszę, tego bym się po nim nie spodziewała :P Pani sprzątająca się nieźle wkurzyła ^^ jestem ciekawa jak zareaguje szef na materiał Christiny, z pewnością będzie bardzo zadowolony :D I co tam, że taka różnica wieku, Andi o niej myślał, ona o nim...I to mimowolnie było takie słodkie ^^ I później jak go zaprosiła do siebie i sobie humorek poprawił :D Podoba się, bardzo mi :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Cieszę się, że się podoba :D Jak mi internet i czas pozwoli to wkrótce pojawi się tu coś nowego ;)
UsuńDzięki za komentarz i zaraz pędzę na Twojego bloga ;)
Nowy rozdział na http://wellingerandreas.blogspot.com/ zapraszam serdecznie :*
OdpowiedzUsuńhahahaha boże ta scenka z Tomem, dałabym wszystko żeby to zobaczyć :D
OdpowiedzUsuńludzie będą mieli co oglądać w tv, już im zazdroszczę :D
ciekawi mnie ta różnica wieku między nimi, zapowiada się ciekawie :P
Hilde w realu i tak jest strasznie zabawnym człowiekiem :D
Usuń51 year-old Marketing Assistant Benetta Baines, hailing from Cookshire enjoys watching movies like "Time That Remains, The" and Hiking. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à -Dos Steam Runabout "La Marquise". przegladaj tych gosciu
OdpowiedzUsuń