środa, 5 lutego 2014

3. "God, thank you for Tom Hilde..."

Całą noc spędziła na obmyślaniu swoich przyszłych wyczynów. Czy zamierzała przy okazji trochę pozatruwać życie skoczkom? Zapewne. Bo w sumie dlaczego nie?
Wstała z samego rana, żeby udać się na skocznię jeszcze przed początkiem kwalifikacji. Specjalnie „zapomniała” zabrać ze sobą kamerzysty – materiał kręcony trzęsącą się ręką na amatorskiej kamerze powinien zachwycić jej niedługo-już-nie-szefa.

Potrzebowała jakiegoś wstępu, krótkiej paplaniny o tym, jakie to skoki są fajne, a krajobraz Zakopanego bajeczny. Otworzyła więc okno z widokiem na ciemny las, a kamerę skierowała na ściółkę pełną papierowych śmieci.
- Zakopane. To tutaj odbywają się co roku zawody w skokach narciarskich. Protoplastą tej dziwnej dyscypliny byli bracia Wright. Za kilka godzin rozpoczną się kwalifikacje do najważniejszego, indywidualnego konkursu w mijaniu się z grawitacją. A teraz rozpostrzyjcie swoje szanowne pośladki w skórzanych kanapach – zapraszam w głąb świata skoczków. - zatrzasnęła kamerę i schowała ją do podręcznej torby.

Już miała wychodzić, ale zapomniała o najważniejszej rzeczy, która sama przypomniała jej o sobie pazurami.
- No już, już. Przepraszam, pewnie, że cię tu nie zostawię. – capnęła kotkę tak mocno, że ta wydała z siebie żałosny pomruk.

Okazało się, że skocznia jest bardzo blisko hotelu. Ale i tak nic nie powstrzymałoby Christiny od pojechania tam samochodem – halo, przecież na zewnątrz piździ jak na Syberii! No dobra, może nie aż tak, ale dla niej nawet gruba zimowa kurtka nie chroniła wystarczająco przed minusową temperaturą. Kicia za to chętnie przespacerowałaby się na dworze – od temperatury w samochodzie pewnie niedługo zacznie tracić sierść jak latem.

Pod skocznią już zbierali się kibice. Niektórzy nawet w bardzo ciekawych nastrojach, szczególnie ci w ogródkach piwnych. Swoim sokolim okiem szybko wytropiła tych najbardziej upitych. Kamera na zewnątrz, kot w samochodzie – przedstawienie czas zacząć.
Podeszła do nich i zrobiła zbliżenie – długo nie trzeba było czekać.

- Heloł, pani ładna! Gut gut, okej, jawohl faflukten nasermater! – pijani podstarzali panowie zanieśli się histerycznym śmiechem, a Christina ledwo powstrzymała parsknięcie.
- Patrz Zbychu, z telewizji!
- To nie drzyj tak ryja tylko się uśmiechnij i pomachaj!

I wszyscy zaczęli na raz skakać, machać, dmuchać w wuwuzele i robić co się da, żeby się załapać w kadr.
Zaczęło się zjeżdżać coraz więcej samochodów, z których wyskakiwali faceci w sportowych strojach. 
O tak, na to właśnie czekała. Ze swoim identyfikatorem mogła wejść wszędzie – WSZĘDZIE i zamierzała to sprytnie wykorzystać. Wywalą ją drzwiami, to wejdzie oknem – nie będzie na nią mocnych, choćby i pół metra wyższych.
Jak gdyby nigdy nic przechadzała się między drewnianymi domkami skoczków, wyczekując jakiejś rewelacji. I znów nie było z tym żadnego problemu – tym razem jej uszu dobiegły ciekawe dźwięki z norweskiego domku.

Wszystko fajnie, tylko nie sięgała do okna. Ale to nic, przecież obok były poręcze - przegnite, drewniane poręcze, które na pewno utrzymają jej 45-kilogramowe ciało przez minutkę.
Wspięła się i przykleiła do szyby razem z kamerą, po czym podziękowała Bogu za stworzenie Toma Hilde.
Norweg postanowił odprężyć się przed serią próbną i zrobić mały playback show.

- Look at my horse, my horse is amazing, lalalala, lalalalalala. Get on my horse, I’ll take you to the universe!**

- Ta, chciałbyś – mruknęła do siebie i słuchała dalej.
Nie znał wszystkich słów, ale nie szkodzi, bo doskonale nadrabiał choreografią. Gibał się w przód i w tył jak paralityk, przyklaskując dłońmi to z prawej, to z lewej. Na koniec zatrząsnął się jak galareta i ubrał kombinezon. Wcześniej miał na sobie tylko bokserki w małe słoniki.

Z tyłu ktoś głośno trzasnął i siarczyście zaklął pod nosem.
- Pieprzone gnojki! Nic im się nie chce, tylko chodź i wynoś, przynieś wynieś pozamiataj! – zirytowana sprzątaczka wrzucała do kontenera już chyba dziesiąty worek ze śmieciami.
- Przepraszam, mówi pani o skoczkach?
- No a o kim? Pani jest z telewizji? To niech pani słucha, niech się świat dowie, jacy to syfiarze. O, a ten najlepszy ze wszystkich! – zbulwersowana pokazała palcem na Andreasa, który właśnie wyszedł z domku i od razu tego pożałował.
 – W domu cię tak nauczyli, żeby kłaść naczynia z niedojedzonym żarciem na podłodze? Mało się przez niego nie zabiłam! – krzyknęła do niego i postukała się w czoło – Żreć wszyscy by chcieli, a sprzątać nie ma komu!
Christina nie wytrzymała i parsknęła śmiechem na widok jego miny. Chłopak po chwili dopasował jej twarz do sytuacji, w której spotkał ją po raz pierwszy i z ust wyrwało mu się tylko ciche „o Jezu”. Wiedział, że będzie siać zamęt, czuł to już wtedy, ale dalej miał nadzieję, że jakoś go to ominie. Jednak prawda, że nadzieja matką głupich.

Schował się z powrotem i obiecał sobie, że już nigdy znikąd nie wyjdzie bez potrzeby. Ale w końcu nadszedł ten moment, by powlec się na wyciąg. Dopiero upewniając się, że na pewno nikt podejrzany znów nie kręci się wokoło wylazł i szybko przetransportował się do celu.

Na górze spotkał Schlierenzauera, który miał jeszcze sporo czasu, ale tylko w tym przejściowym pokoju był rowerek do spinningu*, na którym Gregor lubił rozgrzewać zziębnięte ciało przed skokiem.
- O, Wellinger, chodź na moment. – Niemiec trochę się niecierpliwił, bo i tak wyszedł z domku za późno przez tę stukniętą dziennikarkę, ale łaskawie podszedł do starszego kolegi.
- No, co?
- Robiłem ostatnio porządki w swoich starociach i trafiłem na coś ciekawego. I o tym bym chciał z tobą porozmawiać.
- Yyy, fajnie, ale od rozmów o porządkach w „starociach” są specjalne osoby, nazywają się psychologowie i nie robią tego za darmo, więc…
- Czekaj czekaj, panie cięty język. Znalazłem coś dotyczącego niejakiej Thei Wellinger. Mówi ci to coś?
- No tak, stary. Moja popieprzona siostra się tak nazywa. Ale co…
Nogi Gregora momentalnie odmówiły posłuszeństwa i spadły z pedałów, które nadal się kręcąc kilka razy boleśnie uderzyły go w łydki.
- Ej, zaczekaj, co z nią!? – Andi krzyknął, ale Gregor tylko machnął na niego ręką i wyleciał jak oparzony. Gdzie i po co? Cholera wie, ale na pewno spóźni się na swój skok. Cały Schlierenzauer – w końcu jak kochają, to poczekają, a są rzeczy ważne i ważniejsze – kwalifikacje i tak mógł sobie rozbić o kant tyłka. Niemniej jednak Wellinger nie mógł uwierzyć w to jak dziwnie zachowywali się ludzie wokół niego – najpierw szalony pies gończy, teraz Schlieri, który chyba sam nie wiedział, o co mu chodziło. Spojrzał na kalendarz – i choć wszystko na to wskazywało, nie było to prima aprilis.


Christina jeszcze chwilę pokręciła się tu i ówdzie, ale widząc, że nic już nie zdziała poszła na obiad do karczmy obok skoczni. Chłopaki sobie skakali, ale nieszczególnie ją to interesowało. Wolała spędzić nadchodzące dwie godziny przeglądając Internet – nagłośnienie było tak mocne, że i tak słyszała kto i ile skoczył. Przejrzała to, co udało jej się nagrać – 10 minut zdecydowanie kompromitujące ją, kibiców i skoczków, czyli plan jak na razie działał bez zarzutu.
W końcu nadszedł czas, żeby zapakować się do samochodu, ale perspektywa przejścia kilkuset metrów ubłoconym śniegiem nie napawała radością. Ale było warto – auto nagrzało się jak piasek na plaży w upalne dni.
Zatrzasnęła drzwi i już miała ruszać, kiedy zobaczyła znów tę wysoką postać w pomarańczowej czapeczce, ciągnącą za sobą narty i sportową torbę. „Boże, znowu te biedne dzieci – daj na jedzenie, daj na bilet, podwieź do hotelu. Sierotki Marysie” – pomyślała, ale ostatecznie wyjęła jeszcze na chwilę kluczyk ze stacyjki.
- Ej ty! Co, samochód ci spieprzył? – krzyknęła przez uchylone okno, ale Andreas udawał, że nie słyszy. – No już się nie obrażaj, tylko chodź, podwiozę cię.
Andi nie miał najmniejszej ochoty na kolejne starcie z dziennikarką, ale wizja targania tego wszystkiego do hotelu wcale nie była lepsza. Ze zrezygnowanym grymasem na twarzy powlókł się do czerwonego audi, swoje manele wrzucił na tylne siedzenie i sam już prawie siadał obok niej kiedy zauważył, że na tym fotelu już ktoś siedzi. Kot Behemot.
- No na co tak patrzysz? Weź ją na kolana. – rzuciła do niego i zaczęła odpalać auto.
Skoczek skrzywił się, ale zrobił tak, jak mówiła. Po chwili kot zwinął się w kulkę i zasnął, a Christina znów przypomniała sobie o jego obecności.
- Tę czapkę to ci Viessmann przykleił do czoła czy co? – kolejny raz mu dogryzła, a chłopak zirytowany zdjął nakrycie głowy i palcami rozczesał włosy.
- Lepiej? Czy jeszcze do czegoś się przyczepisz?
- Już nie, ale mógłbyś zapiąć pas, bo nie chcę cię mieć na sumieniu, Andreas.
- Skąd wiesz, jak się nazywam?
- Hmm, pomyślmy – może stąd, że zapowiadali cię jak skakałeś? – odpowiedziała mu w sarkastycznym tonie. – Zapnij ten pas.

Ugh, jak ona go denerwowała… Szarpnął czarny materiał i znów zrobił to, o co prosiła – a raczej na nim wymogła. Najchętniej udusiłby tym pasem niczego niespodziewającego się kota, ale wtedy on sam nie dojechałby do hotelu żywy.
Droga do COS’u była za krótka, żeby Chris zdążyła nawymyślać mu jeszcze bardziej. Chłopak nie umiał ukryć, jak bardzo go irytowała, co sprawiało jej tym większą satysfakcję. Od małego uwielbiała dawać ludziom takie prztyczki. Od rodziców i nauczycieli dostawało jej się za to, że pyskuje. Na szczęście wybrała sobie zawód, w którym mogła popisywać się swoimi ironicznymi zdolnościami, o których raz po raz przekonywał się Andreas.

Bez słowa wysiedli i zaczęli iść w tym samym kierunku. Dopiero musząc się rozdzielić na korytarzu chłopak stwierdził, że wypadałoby podziękować.
- Na razie i dzięki za podwózkę.
- Nie ma sprawy. I bardziej zgodne z prawdą byłoby „do zobaczenia” – puściła mu oko i ruszyła w swoją stronę.

Oboje rzucili się na łóżko i włączyli telewizor. Tyle tylko, że każde w swoim pokoju. No i Christina z uśmiechem na twarzy, Andreas niekoniecznie.
Tak, denerwowała go. Ale nie mógł jednoznacznie powiedzieć, że czuł do niej antypatię. Ech, byłoby zdecydowanie łatwiej jej nie lubić, gdyby była brzydka. A tak? Pałętał mu się po głowie jej śnieżnobiały uśmiech, jeszcze bielszy przez kontrast z czerwoną szminką, kiedy robiła mu te swoje żarciki. Tak, Andreas, to takie do ciebie podobne – zamknij się w swoich czterech ścianach i snuj w myślach co by było gdyby. No właśnie, gdyby co? Gdyby w tej chwili ona myślała to samo o nim? Czy gdyby okazało się, że dogryza mu, bo jej się spodobał? Nie, Andi. Dogryzała ci, bo byłeś dla niej łatwym obiektem, gówniarzem, który i tak nie wpadnie na lepszą ripostę niż jej docinki. W swoim dialogu z samym sobą w ogóle nie brał pod uwagę tego, że mimo wszelkich złośliwości postanowiła zrobić dla niego coś miłego, nawet jeśli jedynie po to, by znów go powkurzać.
Westchnął ciężko i próbował przez resztę wieczoru skupić się na telewizorze, bezskutecznie odsuwając od siebie temat Christiny.
Główny obiekt rozważań Niemca także postanowił spędzić wieczór w samotności. Kotka obraziła się na nią za to, że Andreas zajął jej miejsce w samochodzie i olewała ją przez resztę dnia.
Pocieszny był ten Andreas. Przez myśl przeszło jej nawet słowo „uroczy”, ale to już byłoby nadużycie. Jeśli komentatorzy mówili prawdę to miał dopiero 18 lat. Christina zdążyła dawno zapomnieć jak to jest być nastolatką, ba – wkrótce kończyła 30-stkę. Tym bardziej nie mogła zrozumieć dlaczego taki małolat pląta jej się po głowie. Okej, podobało jej się to, jak reaguje na wszystkie docinki – tak bardzo starał się nie pokazywać irytacji i tak bardzo mu nie wychodziło.


Następnego dnia odpuściła sobie stalkowanie skoczków. Wybrała się na Krupówki, w końcu nigdy tam nie była, a przy okazji zwiedzania mogła nakręcić parę obrazków śmiesznie zachowujących się, pomalowanych na biało-czerwono kibiców.
Niespecjalnie obchodził ją konkurs drużynowy, czekała na indywidualny, jednak wracając do hotelu minęła samochody, z których wysypywali się rozradowani Niemcy. Później sprawdziła w Internecie, że zajęli drugie miejsce. Nie mogła nie uśmiechnąć się na myśl o młodzieńczej pasji Andreasa, który właśnie odnosił swoje pierwsze sukcesy. Tym bardziej ciekawił ją jutrzejszy konkurs i to, jak chłopak się zaprezentuje.
Dlatego też pojechała na skocznię zaraz po tym, jak zrobili to sami zainteresowani. Była w lekkim szoku, gdy po wyjściu z auta zobaczyła, co dzieje się z pogodą. Wiał przeraźliwy wiatr, w dodatku zacinało deszczem. Nie miała dobrych przeczuć co do tego konkursu – w taką pogodę nie poszłaby nawet po bułki do sklepu, bez wątpienia sędziowie dojdą do podobnych wniosków.
Ale tym razem przewidywania Christiny nie sprawdziły się. Organizatorzy za wszelką cenę chcieli przeprowadzić zawody, nawet kosztem zdrowia zawodników. Zirytowało ją to – nienawidziła, gdy do sportu mieszają się biznesmeni. Oczywiście to było nieuniknione, bo ktoś tą całą imprezę musiał finansować, ale to już była gruba przesada.
Obserwowała zza kulisów to, co się działo. Nadal wiatr niemiłosiernie miotał skoczkami w każdą stronę. Konkurs rozciągał się w nieskończoność przez ciągłe przerwy, kiedy to warunki na tyle się pogarszały, że pozwolenie na skok byłoby czystym szaleństwem.
Andreas niestety nie miał tyle szczęścia, co we wczorajszej drużynówce. On i Thomas Diethart oddali bardzo słabe skoki przy najgorszych warunkach ze wszystkich skoczków. Wprawdzie pozwolono im na powtórkę, ale i tym razem skoczyli kiepsko.
Widziała z daleka jak kierował się do domku. Zaraz za skocznią z impetem cisnął o ziemię narty i kask. Był wściekły. Christina nie wyobrażała sobie, że chłopak może tak emocjonalnie zareagować na to, co się stało. Spodziewała się raczej smutku, opuszczonej głowy, wyrazu rozczarowania, ale nie furii. Nie łam się kotek, takie życie. Raz na wozie, raz pod wozem, a częściej jednak to drugie. Znała to – uczucie, gdy robisz jeden krok do przodu i zaraz potem dwa w tył. Dlatego rozumiała to, co przeżywał i nawet mu współczuła.

Była pewna, że już się nie spotkają. Ona wieczorem zaczęła się pakować, chciała jak najszybciej być w domu. Niemiecka kadra też pewnie nie będzie z tym zwlekać. Myślała, żeby wcześniej zanieść walizkę do auta, a dopiero potem dopakować do końca torebkę i ruszać w podróż. Jednak znów natknęła się na Andreasa, w analogicznej sytuacji jak trzy dni temu, gdy się poznali. Chłopak usłyszał przerywany dźwięk szurania po drewnie i miauczenie. Nie musiał się długo zastanawiać, kto idzie.
Podszedł do niej i bez słowa wyrwał jej walizkę.
- Połowę hotelu obudziłabyś tym szuraniem – odpowiedział na nieme pytanie kobiety. Christina intuicyjnie wyczuła, że to nie czas na robienie sobie z niego żartów.
- Jak sobie radzisz? - niebardzo wiedziała, co ma powiedzieć, więc postanowiła być zwyczajnie uprzejma. Teraz to on był w szoku – przyzwyczaił się do tego, że z jej ust słyszał same cięte teksty.
- Z twoją walizką? Nieźle, chociaż chyba cegły w niej trzymasz.
Mimowolnie się uśmiechnęła, ale wiedziała, że to odbijanie piłeczki nie jest spowodowane jego dobrym humorem.
- Pytam serio.
Westchnął przeciągle i nie odzywał się do czasu, aż wpakował walizkę do bagażnika jej auta.
- Tak serio to chyba sama widziałaś.
No tak. Głupie pytanie. Jak miał się czuć?
- Przykro mi, naprawdę. Za to słyszałam, że wczoraj nieźle wam poszło. – zobaczyła lekki błysk w jego oczach, ale na krótko.
- To nie to samo.
- Wiem, ale też się liczy.
Milczeli przez chwilę, stojąc przy czerwonym audi na berlińskich numerach. W końcu, nie wiedzieć czemu zrobiło się jakoś dziwnie, więc Christina przerwała ciszę.
- Wracasz do środka?
Zaczęła iść, on za nią. Po chwili nadszedł moment, gdy trzeba było się rozejść. Andreas już otwierał usta, żeby się pożegnać, ale dziewczynie przyszedł do głowy idealny pomysł.
- Chodź do mnie, coś ci pokażę – pociągnęła go za ramię i szybkim krokiem zaprowadziła do swojego pokoju.
Kazała mu usiąść na łóżku i sama usiadła obok niego. Chłopak był totalnie zdezorientowany. Scenariusz jak z komedii romantycznej – dziewczyna najpierw jest cięta, a potem ni z gruchy ni z pietruchy sama cię zaciąga do łóżka. Skarcił się w myślach za takie porównanie, bo przeczuwał, dobrze zresztą, że wcale nie o to chodziło.
Christina wyciągnęła z torby kamerę i uruchamiając ją wprowadziła Andreasa w temat.
- Pamiętasz jak sprzątaczka obsmarowywała ci przy mnie tyłek?
- Mhm – chłopak lekko się zaczerwienił na wspomnienie tamtej sytuacji, bo do tej pory koledzy się z niego nabijali i mówili do niego „czyścioch”.
- Pewnie sobie pomyślałeś, że robię sobie z ciebie jaja, nie?
- Szczerze? Myślałem, że ci odbiło.

Bezczelny gówniarz.

- No więc nie. – i tu zaczęły się wyjaśnienia. Opisała mu po krótce po co był jej ten materiał.
- I to naprawdę poleci w telewizji?
- No, jeśli w ogóle zdecydują się to wyemitować. Ale pewnie nie będą mieli wyjścia.
Chłopak pokiwał głową. Jeszcze nie słyszał, żeby ktoś odwalił taką akcję.
- No dobra, ale chyba nie tylko ja i sprzątaczka tam jesteśmy?
Christina uśmiechnęła się chytrze i przycisnęła ‘play’.
Przy wstępie lekko się obruszył, ale nie mógł ukryć uśmiechu. Przy pijanych kibicach próbujących mówić po niemiecku już na głos się śmiał, ale Hilde przebił wszystko. Andreas tak trząsł się ze śmiechu, że ześlizgnął się z łóżka i prawie turlał po podłodze. W efekcie Christinę też napadła głupawka i wylądowała zaraz obok niego. Przez następne pół godziny chichrali się, a Andreas próbował imitować taniec Norwega, podśpiewując sobie jak on.

Kiedy udało im się uspokoić zdali sobie sprawę z tego, która jest godzina. Skoczek miał pół godziny do odjazdu autokaru, a Christina też nie powinna z tym zwlekać.
- Zmykaj już, bo znowu pojadą bez ciebie, a tym razem nie licz, że mój kot ustąpi ci miejsca w samochodzie – powiedziała, wyczuwając, że znów może sobie pozwolić na nutkę złośliwości.
- Racja. – uchylił drzwi i już przekroczył próg, gdy nagle sobie coś uświadomił. – Zaraz zaraz, chwila. Chciałem ci podziękować, a nawet nie wiem jak się nazywasz.
Christina posłała mu wredny uśmieszek i cofnęła się do środka, wygrzebując coś z torebki.
- Trzymaj, może kiedyś ci się przyda. – rzuciła mu jakąś małą kartkę, którą złapał w locie. Christina Heckmann, dziennikarka i reporterka sportowa. Plus jej numer telefonu. Poczuł się dziwnie wyróżniony, prawie jakby dała mu ten numer na zwykłej kartce, najlepiej z odciskiem jej pomalowanych ust pod spodem. Co z tego, że każdy mógł mieć tę wizytówkę – chłopak nie chciał sobie psuć tym humoru, nie teraz.
- Dzięki. Za poprawienie humoru i wizytówkę.
- Nie ma sprawy. A teraz leć, bo kicia zaraz wydrapie ci oczy.
Wyszedł, posyłając jej ostatni uśmiech i popędził przed siebie. Brawo, Christina, zrobiłaś dobry uczynek. A teraz zbieraj manatki i opuść to miejsce raz na zawsze.

Upewniła się, że o niczym nie zapomniała. Ogarnęła lekko, żeby całkiem nie psuć niemieckiemu narodowi reputacji w kwestii sprzątania i zauważyła na łóżku coś pomarańczowego.

Oho, komuś puścił klej na czole… Andreas zaaferowany tym, co pokazała mu Christina zapomniał swojej wszędobylskiej czapki. Właściwie mogła za nim pobiec i mu ją oddać, ale… Postanowiła zostawić sobie pamiątkę tego ciekawego weekendu. Była więcej niż pewna, że już nie spotka tego pociesznego chłopca, bo jak i po co?


OGŁOSZENIA PARAFIALNE

* - nieprawda - w Zakopanem taki rowerek był zaraz obok polskiego domku i tam właśnie rozgrzewał się Gregor - przy okazji pozdrowienia dla wszystkich, którzy też byli tam w tym roku ;)

** - może nie w wykonaniu Toma, ale zawsze - Amazing Horse
_______________________________________________________________________
Jeśli też oddałabyś wszystko za widok tańczącego Hilde - zostaw komentarz ;)


12 komentarzy:

  1. I'll take you to the universe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. żaden problem, szczególnie dla Toma :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahahahahahaha sprzątaczka hahahahahaha! O matko ... siedzę i śmieje się od pięciu minut :D Ma kobita przerąbane z tymi skoczkami. Ale że Andi najbardziej niewychowany? No nie spodziewałam się tego po nim. Oj nie ładnie. Cóż ... nie dziwię się że Christina kazała mu zdjąć tą czapkę ... lepiej wygląda bez niej xD Ale zaskoczyła mnie końcówka gdzie zaprosiła go do siebie i poprawiła humor -> no ok dziwie to zabrzmiało, ale wiesz o co chodzi xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tam, od razu niewychowany - po prostu sprzątanie nie jest jego najmocniejszą stroną :D
    Christina nie jest taka zła i jeszcze nie raz poprawi mu humor :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaha Hilde i Amazing Horse rządzą! Leżę ze śmiechu. Swoją drogą Christina miała dobry pomysł z tym materiałem. A ja coś czuję, ze jeszcze spotka się z Wellingerem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz i przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale mialam problemy z internetem :) Pewnie, że się spotkają i to już zaraz :D

      Usuń
  6. Christina nazbierała dobre materiały, nie ma co! :D Pijani kibice, śpiewający Tom i niewychowany śmieciarz Andi :D no proszę, tego bym się po nim nie spodziewała :P Pani sprzątająca się nieźle wkurzyła ^^ jestem ciekawa jak zareaguje szef na materiał Christiny, z pewnością będzie bardzo zadowolony :D I co tam, że taka różnica wieku, Andi o niej myślał, ona o nim...I to mimowolnie było takie słodkie ^^ I później jak go zaprosiła do siebie i sobie humorek poprawił :D Podoba się, bardzo mi :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :D Jak mi internet i czas pozwoli to wkrótce pojawi się tu coś nowego ;)

      Dzięki za komentarz i zaraz pędzę na Twojego bloga ;)

      Usuń
  7. Nowy rozdział na http://wellingerandreas.blogspot.com/ zapraszam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahaha boże ta scenka z Tomem, dałabym wszystko żeby to zobaczyć :D
    ludzie będą mieli co oglądać w tv, już im zazdroszczę :D
    ciekawi mnie ta różnica wieku między nimi, zapowiada się ciekawie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hilde w realu i tak jest strasznie zabawnym człowiekiem :D

      Usuń
  9. 51 year-old Marketing Assistant Benetta Baines, hailing from Cookshire enjoys watching movies like "Time That Remains, The" and Hiking. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à-Dos Steam Runabout "La Marquise". przegladaj tych gosciu

    OdpowiedzUsuń