poniedziałek, 14 kwietnia 2014

9. More

_________________________________________________________________________
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Tym razem wyjątkowo kilka słów od prowadzącej wjedzie na początku. 
Po pierwsze: chciałam Was zaprosić do zakładki "Oni" - zauważyłam po statystykach, że niewiele z Was ją zauważyło, a coś mi się zdaje, że może się spodobać ;)
Po drugie: rozdział zawiera treści nieodpowiednie dla czytelników niepełnoletnich oraz takie, które mogą urazić niektórych dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność. (Szacun, jak ktoś będzie wiedział, z czego to ściągnęłam :D)
__________________________________________________________________________


- Andreas. Andreas, obudź się.
I tak od kilku minut. Bez odbioru. Jak się spodziewała, chłopak był nie do ruszenia. Na jej głos w ogóle nie reagował, a kiedy próbowała go poszturchiwać tylko mruczał coś pod nosem, aż w końcu obrócił się do niej plecami i spał w najlepsze.
No pięknie. I co ona teraz zrobi? Odholuje go do pokoju dźwigiem? O nie.
- Do cholery, wstawaj. Wstawaj, wstawaj, wstawaj! – wzięła go za ramię i miotała nim w każdą stronę, aż się doczekała. Jaśnie pan uchylił jedno oko i uraczył ją zirytowanym spojrzeniem.
- Co jest? Pali się? – powiedział zachrypniętym głosem i przykrył się szczelniej.
- Miałeś nie zasypiać, pamiętasz? A teraz zbieraj się do siebie, pewnie już cię szukają.
- No na pewno. – prychnął w odpowiedzi i przewrócił się na drugi bok. Ani myślał się stamtąd ruszać.
Bezczelny gnojek.
- Czyli śpisz dalej?
- Spróbuj mnie powstrzymać.
Żaden problem.

Odczekała chwilę, dając mu fałszywe poczucie bezpieczeństwa, po czym po cichu odliczyła: na trzy, czte-ry! Przy ostatniej sylabie Andi uchylił jedną powiekę, ale nie zdążył się uchronić przed tragedią. Chris z użyciem całej swojej siły łaskotała go, wbijając palce pod żebra, nie zwracając uwagi na jego krzyki.
- Przestań, błagam! Chris! – wrzeszczał na zmianę ze śmianiem się jak obłąkany, ale dziennikarka była nieugięta.
- A wstaniesz? – spytała i na chwilę wstrzymała natarcie, wciąż trzymając ręce na jego brzuchu. Chłopak już miał odpowiedzieć, ale się zawahał. Po momencie ciszy uśmiechnął się i rzucił krótkie „nie”. Tym razem jednak był przygotowany na atak i wyciągnął przed siebie ręce - gotowy powstrzymać bestię, jaką obudził w Christinie.
Złapał ją za przedramiona i próbował przechylić szalę na swoją stronę. Słowem – chciał się zemścić. Skąd miał wiedzieć, że Chris jak na kobietę jest całkiem silna? Biedny blondasek. Już wkrótce siedziała na nim okrakiem i po chwili siłowania przygwoździła jego nadgarstki do materaca. 
Oboje dyszeli po ciężkiej walce, trwającej dobre dziesięć minut. Ile to trzeba się w życiu namęczyć… Ale Chris zawsze dostawała to, czego chciała i nieważne ile siły i determinacji musiała w to włożyć. Aktualnie tym, co chciała był on. A tak się składało, że leżał pod nią – bezbronny jak małe dziecko. Pozwoliła sobie na kilka sekund wpatrywania się w intensywnie niebieskie oczy, czego nie omieszkał zauważyć. Wybacz, Heckmann, ale każdy sportowiec korzysta czasem ze słabości innych.
Podczas, gdy ona rozmyślała sobie, jak ładnie wygląda, kiedy jest taki pokrzywdzony przez los chłopak szarpnął rękoma i przewrócił ją na plecy tak szybko, że nie miała szans na reakcję.
- To za łaskotanie – powiedział, wbijając jej palce pod żebra. – A to za budzenie.
Bez żadnych skrupułów dźgał ją po całym ciele, w szczególności po brzuchu. Chris nie miała już siły krzyczeć, a po chwili i jemu zabrakło energii. Opadł na nią, podtrzymując się jedynie na łokciach ułożonych po obu stronach jej głowy.
Jakiś czas wracali do normalnego stanu, bez zadyszki. Dopiero po opadnięciu atmosfery pola bitwy oboje lekko się spięli. Jednocześnie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego w jakiej leżą pozycji. Andreas w ferworze walki ułożył się między jej nogami, a ona oplotła mu biodra łydkami, próbując go odpychać, kiedy łaskotał.
W głowach zapaliły im się czerwone lampki. Co robić – odsunąć się i udawać, że nie ma żadnego napięcia, czy leżeć tak, aż cali zdrętwieją? Z każdą sekundą robiło się coraz bardziej niezręcznie, ale żadne nie mogło się zebrać na jakikolwiek ruch. Do czasu.

Andreasowi nie dawało spokoju to, jak blisko siebie są ich ciała. Czuł jej oddech, pracującą przy tym przeponę, poruszenie i napięcie każdego mięśnia. Zachowywał się zupełnie jak ona, gdy górowała nad nim i wpatrywała się w najbardziej błękitne oczy, jakie istniały w Bawarii. Wcale nie chciał się odsuwać, wręcz przeciwnie – chciał być jeszcze bliżej. Chciał więcej.
Dlatego nie mógł się powstrzymać. Nie przed tym jednym. Powoli obniżał głowę, nie zrywając przy tym kontaktu wzrokowego. Kiedy dotknął ustami jej szyi Chris przeszedł dreszcz, jednak inaczej, niż zwykle. Wraz z nim dopadła ją fala podniecenia -coraz większa, im więcej mokrych śladów zostawiał wzdłuż jej szczęki.
Kątem oka zauważył, jak uchyliła wargi. Od razu przeniósł się w górę i pocałował ją. Bez żadnego wstępnego cmokania – wpił się w jej usta z całą namiętnością, jaką miał w sobie. Dziewczyna przesunęła dłońmi po jego ramionach, w końcu obejmując go i jeszcze bliżej przyciągając do siebie. Zdziwił się – za każdym razem, gdy byli w podobnej sytuacji wykręcała się, musiała gdzieś wyjść, nie miała czasu. Odbierał to tak, jakby szukała pretekstu by ostudzić jego zapał, żeby czasem nie doszło do niczego więcej – choć Andreas wcale do tego nie dążył. A teraz? Jeszcze kilkanaście minut temu wyrzucała go z łóżka. To mogło oznaczać, że to ten moment.
Sama myśl przeraziła chłopaka. Nie dlatego, że nie chciał – był facetem i jak każdy inny samiec posiadał w mózgu miejsce zarezerwowane specjalnie na to. Dziesiątki razy wyobrażał ją sobie nago – w różnych konfiguracjach, ale wtedy był przekonany, że i tak nigdy nie będzie jej miał. Potem musiał powstrzymywać się przed zbytnią natarczywością, gdy kusiła go przykrótkim ręcznikiem czy dotykiem, od którego dostawał gęsiej skórki. Teraz wiedział, że chciała tego tak bardzo, jak on – co byłoby wspaniałą wiadomością gdyby nie stres, który palił go od środka.
Nigdy nie pytał o to, ilu miała facetów. W ogóle nigdy nie rozmawiali na takie tematy. Ale na pewno była bardziej doświadczona. Co, jeśli zrobi coś nie tak albo będzie drętwo? Od czego zacząć? Dalej całować, dotykać, czy może od razu zrzucić z niej ubrania?
Wyczuła, że się spiął i chyba nie za bardzo wiedział, za co się zabrać. A ona wiedziała, co robi? Przeszło jej przez myśl, że może nie powinna… Ale szybko to w sobie stłumiła. Zamiast rozmyślać w nieskończoność nad moralnymi rozterkami postanowiła ułatwić to zadanie. Wsunęła mu dłonie pod koszulkę, gładząc delikatną skórę pleców, po czym całkowicie go zaskoczyła – koszulka powędrowała w górę i przy małej pomocy Andiego wylądowała na podłodze. Spojrzała mu w oczy tak, by nie pozostawić żadnych wątpliwości odnośnie intencji. Wiedział już, co robić.

Nadal się całowali, a Chris znów objęła go za kark, raz po raz wędrując rękami po plecach chłopaka lub wplątując mu palce we włosy. Błagała go w myślach, by się tak nie guzdrał. Nie mogła już dłużej wytrzymać, ale nie chciała go stresować jeszcze bardziej. Dlatego cierpliwie czekała, aż drżącymi dłońmi ściągnie z niej bluzkę i sparaliżuje go, gdy tylko okaże się, że nie miała pod spodem nic więcej.
Teraz i on zaczął się spieszyć – atmosfera wzrosła do poziomu wrzenia, a blondynka ponownie bezbłędnie go wyczuła. W jednej chwili zaczęli ściągać z siebie nawzajem resztę ubrań i bieliznę. Jedyne spowolnienie nastąpiło, gdy Andreas miał pozbawić ją ostatniej części garderoby – koronkowych szortów. Gdy w końcu się odważył zsuwał je powoli, muskając przy okazji jej uda i łydki.
Sięgnął ręką do kieszeni spodni. Dokładnie wiedziała, czego on szuka.
- Nie musisz. Biorę tabletki.
Przylgnął do niej. Nic nie powiedział, bo i tak nic nie przeszłoby mu przez gardło. Przesunął palcami po jej skroni, lekko wplątując palce w długie blond włosy. Obserwował, jak zamknęła oczy i odchyliła do tyłu głowę, głośno wydychając powietrze. On sam zacisnął zęby, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo obezwładniało go to, co odczuwał. Jednak z każdym kolejnym ruchem przestawał maskować nierówny oddech. Dźwięki, jakie oboje wydawali stawały się coraz głośniejsze.
Uchyliła powieki. Andreas, wsparty na łokciach poruszał się szybciej i szybciej, doprowadzając ją do szaleństwa. Siebie zresztą też. Wyczuła odpowiedni moment i mocno go przytuliła. Chłopak ukrył twarz w zagłębieniu jej szyi i mocno wbił palce powyżej dość wystającego biodra. Chris jęknęła – nie przez dość bolesny gest, ale przez falę gorąca, która do nich docierała.

* * *
Leżeli obok siebie cali przykryci kocem. Dopiero po kilku minutach doszli do siebie i powoli zaczynali zdawać sobie sprawę z tego, co się przed chwilą stało. Milczeli, co było dość niezręczne, dlatego Chris postanowiła to przerwać.
- Kiedy miałeś swój pierwszy raz?
Andi podniósł się lekko i spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- Jakieś sześć minut temu.
Gdy dotarło do niej co powiedział i co to oznaczało w praktyce niemal zadławiła się własnym językiem. Była pierwsza. Już na zawsze miał zapamiętać to, co wydarzyło się przed chwilą na tym łóżku. Nie była po prostu kolejną dziewczyną, z którą to zrobił – tak, jak on był którymś z kolei dla niej.
- Było aż tak źle? – spytał z nutą rezygnacji w głosie.
- Nie, wręcz przeciwnie. Po prostu pytam. – skłamała. Jasne, nie było źle. Nie było jednak żadnych wątpliwości, że nie miał doświadczenia. Ale nie sądziła, że w ogóle. Gdyby wiedziała wcześniej nie doszłoby do tego. Wciąż nie była pewna, co czuje i czy chce, żeby łączyło ich coś więcej poza przelotną relacją. Teraz już nie było odwrotu. Chociaż może i był…
Wciąż zszokowana tym, co powiedział o stanie swojej cnoty zapomniała, że jakąś godzinę wcześniej wyganiała go z pokoju, bo „pewnie już go szukają”.
- Andreas, musisz wracać do siebie.
- Wiem.
Przesunął się na brzeg łóżka i zaczął ubierać. Christina wstała i włożyła na siebie tę samą piżamę, którą miała na sobie zanim przyszedł. Kiedy obok niego usiadła był już gotowy do wyjścia. Nie za bardzo wiedząc, co zrobić lub powiedzieć ułożyła głowę na jego ramieniu. Chłopak obrócił się w jej stronę i krótko pocałował, po czym uśmiechnął się i szepnął: - Dobranoc.

* * *
Ostatni dzień Soczi. Ostatni normalny, bo jutro mieli się już tylko pakować i odlecieć do Niemiec. Niektórzy nadgorliwcy, jak Freitag byli dawno spakowani, ale w jego przypadku to akurat nic dziwnego – co niby mógł robić? Kiedy medalowa czwórka bawiła się u Austriaków i fotografowała z fanami on siedział w swoim pokoju. Wyciągali go wprawdzie, ale po co miałby z nimi wychodzić? On niczego nie wygrał, więc niczego nie świętował.
Andi jakoś nie myślał o pakowaniu. Ciągle nie wierzył w to, co się wydarzyło między nim a Christiną. Odnosił wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Zniknęło dziecko, którym był do tej pory. Od teraz mógł nazywać siebie „mężczyzną”. Chyba. Bo to, jak rozbijał na czynniki pierwsze ich relację nie było do końca dojrzałe. Od rana napisał jej kilka smsów, ale na żaden nie odpowiedziała. Martwiło go trochę, ale w końcu nie był jej jedynym zajęciem. Może zajmowała się czymś innym? Przecież dla niej to też był ostatni dzień.
Dopiero siedząc przy kolacji zaczął się zastanawiać, czy na pewno wszystko było w porządku. Dziubał widelcem po całym talerzu, doprowadzając Wanka do szału.
- Możesz przestać się bawić i jeść jak normalny człowiek?
- Aha, czyli jak ty? – odpowiedział mu rozeźlony. Czemu zawsze jego musiał się doczepić?
- Oho, pan olimpijczyk jest nie w humorze. Kto cię skrzywdził, Andi? Powiedz wujkowi.
Przy ich stoliku poniósł się cichy chichot. Naprawdę musieli go traktować jak dzieciucha? Westchnął zrezygnowany i wyszedł – nie mógł już dłużej wytrzymać w niepewności.
Od razu, jak znalazł się na świeżym powietrzu wykręcił jej numer. Abonent czasowo niedostępny. Jeszcze raz. I jeszcze. Coś było nie tak.

Poszedł do niej, ale jedynym, co pocałował była klamka. W recepcji powinien się czegoś dowiedzieć.

- Zwykle nie wolno udzielać takich informacji, no ale jak pan mówi, że to pilne i chodzi o wywiad… - przygruba, starsza pani zlustrowała wzrokiem jego sportowy strój i kartkowała swoje zapiski. – Christina Heckmann… Jest. Wymeldowała się dzisiaj razem z innym dziennikarzem.
_________________________________________________________________________
Jeśli też chciałybyście z Andim... no, po prostu zostawcie komentarz :D

niedziela, 6 kwietnia 2014

8. The winner takes it all

Po tamtym wieczorze Christina przestała myśleć o powrocie do domu. Soczi… nie było takie złe. Ale jak na złość właśnie wtedy, gdy zaczęło jej się podobać zostało zbyt mało czasu, by się tym cieszyć. Konkurs drużynowy był 17 lutego, a już po trzech dniach od niego opuszczali to, bądź co bądź piękne miasto nad Morzem Czarnym.
Jej nastroje co do Andreasa zazwyczaj chwiały się jak chorągiewka na wietrze, jednak coraz bardziej upewniała się w przekonaniu, że może ten mały, pryszczaty Bawarczyk nie jest taki zły. Gdyby tylko dało się uniknąć pierwszego przymiotnika… Zwykle nie miała z takimi rzeczami problemu – kiedy czegoś chciała, robiła to i cała reszta była mało ważna. Ale nie w tym przypadku. Dlaczego? Cholera wie. Może wynikało to stąd, że Andi miał w sobie coś z dziecięcej niewinności, która raz po raz uwidaczniała się w jego zachowaniu. Był ostatnią osobą, którą Chris kiedykolwiek chciałaby skrzywdzić, a ogarniało ją dziwne wrażenie, że jest to bardzo prawdopodobne.

* * *

Choć Andreas najchętniej rzuciłby wszystko i spędzał czas zawinięty z Christiną w jednym kokonie to Schuster skutecznie rozwiewał te marzenia. Dzień przed drużynówką miał być prawie jak sąd ostateczny i każdy skoczek o tym wiedział - tym bardziej, że w indywidualnych konkursach Niemcy świata nie zawojowali.
Welli z całego serca życzył medalu Freundowi, którego bardzo lubił. Niestety nie wyszło - wszystko co się dało sprzątnął im sprzed nosa Stoch. Za to w rywalizacji drużynowej Schuster miał wielką chrapkę na utarcie nosa Pointnerowi. Jego bandę nazywano faworytami do złota, ale co oni tam wiedzą. W końcu Soczi było jak dotąd bardzo niestandardową olimpiadą…
Z powyższych powodów 16 lutego był dniem na prężenie muskułów. Niektórzy z nich zrozumieli to dosłownie – za każdym razem, gdy Wank mijał trenera naprężał wszystkie mięśnie i kroczył dziarsko, prosto w tyłek Wernera. Z czapką Viessmana zamiast wazeliny. No ale jak ktoś nie umie skakać to dobrze mieć i inne umiejętności.
Freitag i tak wiedział, że nie poskacze. Coś niedobrego stało się z jego formą tuż przed igrzyskami. Nie rozpaczał z tego powodu ani też nie walczył jakoś szczególnie o poprawienie tego stanu. Nie był jednym z tych skoczków, którzy po nieudanym skoku ciskali nartami o ziemię. Raczej „ups, nie wyszło, przepraszam, do widzenia”. Zawsze, gdy cała kadra była w komplecie podczas, gdy Wank opowiadał kawały albo naśmiewał się z Wellingera Richard tylko unosił kąciki ust – jeśli żart był wystarczająco głupi. Andi, od kiedy zaczął skakać w PŚ momentalnie zauważył w nim coś dziwnego, tylko nie mógł zlokalizować źródła. A po pewnym czasie przestało go to nurtować – Freitag był mrukiem i już.

Po kolejnym wyczerpującym treningu Andreas bardzo, ale to bardzo miał ochotę zabić Schustera za to, jak ich męczył. Bo po co przed jednym z najbardziej stresujących momentów w życiu najzwyczajniej odpocząć? Przecież można podnieść jeszcze jedną sztangę i mało się przy tym nie udusić. Efekt był taki, że dreptając sobie w kierunku pokoju Christiny o godzinie 14-stej Welli ledwo wlókł się po ziemi. 
Perspektywa spotkania oczywiście go ożywiała. Ale na nogi postawił go dopiero widok, jaki rozciągnął się przed nim, gdy otworzyła drzwi.
- No, jesteś wreszcie, tak długo was trzymał? – rzuciła na przywitanie i cofnęła się do środka. Owinięta w sam jeden króciusieńki ręcznik.
O Panie. Tylko tyle potrafił wykrzesać jego mózg, kiedy już cała krew spłynęła w dół. Lustrował wzrokiem wszystkie krawędzie ręcznika z każdej możliwej strony. U dołu dość smukłe nogi, rozszerzające się delikatnie w górę, do ud, które niestety były nieco przysłonięte. Potem długo, długo nic aż do biustu. Przez materiał odbijały się… O Boże, czy to były...? Nie, nie mógł tak dłużej. Oderwał oczy od dekoltu dziennikarki i przeniósł je nieco wyżej, trafiając wprost na rozbawiony wyraz jej twarzy.
- Może lepiej pójdę się przebrać. – powiedziała z wrednym uśmieszkiem, specjalnie kręcąc tyłkiem gdy go mijała. Biedny Welli cały poczerwieniał i takim go zastała także po powrocie.
- Lepiej? – spytała z przekąsem siadając obok niego na łóżku już w jeansach i bluzce na ramiączkach.
- To zależy jak na to spojrzeć.
- Byle nie tak, jak przed chwilą, bo nigdy ci to nie zejdzie. – odpowiedziała i cmoknęła go w policzek, dopiero zmieniający barwę z czerwonej na różową.
Przeszedł go przyjemny dreszcz, tak jak za każdym razem, gdy go dotykała. Odruchowo przekręcił głowę, żeby na nią spojrzeć, a ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko.
- Muszę zaraz wyjść. – szepnęła, wyczuwając iskierki jakie między nimi przechodziły.
- Zaraz to dużo czasu.
Nic nie powiedziała, ale w myślach przyznała mu rację. Zresztą nie ukrywała, że od czasu ich ostatniego pocałunku minęło już trochę… Zabrakło jej siły, żeby dłużej się opierać i zbliżyła się do niego, delikatnie muskając jego wargi. Położyła mu dłonie na przedramionach, przesuwając je w górę aż doszła do szyi, na którą zarzuciła ręce, mocno przytulając się do chłopaka. Ruchy ich ust powoli nabierały tempa, a Andreas też postanowił zrobić użytek ze swoich rąk. Zaczął gładzić jej uda, kciukami błądząc po ich wewnętrznej stronie. W pokoju od razu zrobiło się jakoś cieplej, a puls Christiny nieznacznie przyspieszył. Od dawna nikt nie dotykał jej w taki sposób – nie zostawiając żadnych złudzeń co do intencji.
Łapki Andreasa powędrowały poprzez biodra do talii, na której mocno oparł dłonie. Na tyle mocno, że stabilna konstrukcja, jaką stworzyli swoimi ciałami obaliła się do pozycji horyzontalnej. Chris leżała na plecach, a na niej Wellinger, oboje się śmiali ze swojej niezgrabności.
- Naprawdę muszę już wychodzić.
- Jak to? Przecież dopiero przyszedłem.
- Wiem i bardzo się z tego cieszę – tu cmoknęła go w usta – ale jak na razie dalej nie mam pracy, choć wokół mnie sami sportowcy. A ja tylko się z tobą całuję, tak nie może być.
- A tam, ja nie narzekam. – wymruczał i próbował skraść jej buziaka, ale tym razem dziewczyna przekręciła głowę i korzystając z momentu zaskoczenia wypełzła spod niego.
- Wiem, Andi. Ale teraz na poważnie – ty musisz się skupić przed konkursem, a ja tu przyjechałam z pewną misją. Chciałabym, żebyś jutro dał mi temat do reportażu.
- Taaak, już raz byłem twoją muzą…

Znów oboje się roześmiali. Kto by pomyślał, że od głupiego Zakopanego wszystko się zacznie? Wprawdzie wciąż było między nimi wiele niedomówień – byli parą, przyjaciółmi, znajomymi? Christina miała nadzieję, że na takie rozmowy jeszcze sobie poczekają, bo nadal nie była pewna tego, na ile poważnie traktuje ich relację. Wydawało jej się, że musi zachować dystans za ich dwoje, bo na pewno brakuje go Andreasowi. On na dobrą sprawę już mógłby brać ślub, a najlepiej zamknąć się z dziennikarką w jednym pokoju i nigdy z niego nie wyjść. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że połączenie tak skrajnych osób może dać zaskakujące efekty. Pozytywne, jak i negatywne.
Andi upierał się, żeby tego dnia jeszcze się z nią zobaczyć, ale Chris kategorycznie zabroniła mu szwendania się po wiosce olimpijskiej nocą. Zresztą naprawdę nie miała czasu – postawiła sobie za cel urobienie Schlierenzauera w wywiad i właśnie zamierzała to zrealizować.
Kiedy już Welli oddelegował się w stronę swojego lokum i obiecał, że pójdzie prosto do łóżeczka jak każdy grzeczny skoczek przed konkursem,  Chris ruszyła na poszukiwania tego bardziej niegrzecznego i nieszczęśliwego, któremu sezon poskąpił sukcesów.

Kręciła się po uliczkach w tę i z powrotem, wypatrując Austriaka. Jakoś miała przeczucie, że są szanse na spotkanie go akurat wtedy. Zdobyła już na tyle doświadczenia w swojej pracy by zauważać pewne prawidłowości w zachowaniach sportowców. Będąc psychologiem można by napisać doktorat z samych wniosków nasuwających się po obserwacji grupek, które co chwilę ją mijały.
Jedni z nich byli wręcz „przeradowani”, mocno gestykulowali, śmiali się trochę głośniej niż normalnie, a wszystko po to, by dać światu jasny komunikat – tak, to ja – przyszły złoty medalista i właśnie dlatego robię z siebie pajaca, bo po co mam się denerwować, skoro i tak będę zwycięzcą? Inni ewidentnie próbowali zebrać w sobie siły do rywalizacji, ale jedyne, co im się udawało to kręcenie się bez celu, drepcząc po chodnikach jak pingwiny. Ci nie dawali światu żadnego sygnału – po prostu srali w gacie. Był też i trzeci typ – taki trochę człowiek-widmo. Gdzieś tam chodził, gdzieś tam stał, coś tam mówił, ale nikt go nie widział ani nie słyszał. W sumie chciałby z kimś pogadać, ale presja i stres sprawiały, że i tak nie byłby w stanie, więc snuje się jak cień. To cechowało tych sportowców, którzy osiągnęli już sporo, stąd oczekiwania wobec nich były często zbyt wygórowane. Nic więc dziwnego, że takim człowiekiem-cieniem przed drużynowym konkursem był właśnie Schlierenzauer.

* * *

Postanowił się przejść przed prysznicem i pójściem do łóżka. Gdzie? Właściwie wszystko jedno, byle na świeżym powietrzu. Bo ostatnio przebywanie z Sandrą zbyt długo w jednym pomieszczeniu przynosiło tylko zagęszczoną atmosferę. Wcale nie było tak, jak niektórzy myśleli – że traktował ją jak dodatek, że był z nią od niechcenia. Naprawdę ją kochał. Może był trudnym człowiekiem – fakt, ale jej obecnego zachowania nic nie usprawiedliwiało. Coraz ciężej się z nią dogadywał - Sandra w każdym i we wszystkim widziała zagrożenie dla niej. Każda rzecz, która na dłużej przyciągała uwagę Gregora była dla dziewczyny przeznaczona do natychmiastowej eliminacji. Stąd notoryczne przypominanie o swojej obecności w najmniej odpowiednich momentach. Z początku nawet podobało mu się, że tak o niego zabiega, ale kiedy raz po raz zawisała na jego ramieniu gdy z kimś rozmawiał przestało go to bawić. Jej ostatnią obsesją stała się Thea, o którą była bardzo zazdrosna. Na szczęście sama siostra Wellingera wolała skupić uwagę na nowo poznanym koledze, Michim niż na starym znajomym z dzieciństwa. Może to i dobrze – w odwrotnym przypadku oboje już by znaczyli dno Morza Czarnego, strąceni do niego prosto z bladych rączek Sandruni.
- Nie przeszkadzam? – Christina zaszła go od tyłu i odezwała się dopiero, gdy wyrównała z nim krok.
- Yyy, nie, skąd. – odpowiedział trochę oschle, bo nie spodziewał się, że ktoś tak brutalnie wyrwie go z rozmyślań. Nadrobił to uśmiechem na koniec zdania.
- Jak obiecałam, przyszłam przypomnieć o sobie odnośnie wywiadu.
- Tak tak, pamiętam. A więc…- usiedli na ławce i zaczęli przydługie negocjacje na temat terminu, z których wyszło, że wywiad żadnymi staraniami nie dojdzie do skutku jeszcze w Soczi. Nie mogli się domyślać, że kilkanaście metrów za nimi, niczym szpieg z Krainy Deszczowców wyrosła Sandra. Brakowało jej tylko długiego płaszcza i okrzyku „karramba”, bo ze skradaniem się nie miała żadnych problemów.
- W takim razie Monachium, co do dokładnego terminu jeszcze się dogadamy. I tak będę musiał zjawić się tam u jednego ze sponsorów, więc skorzystamy z okazji.
Skorzystamy z okazji?!
- Świetnie! Już nie mogę się doczekać. Proszę, tu masz moją wizytówkę – zadzwoń, jak już będziesz wiedział kiedy zahaczysz o Monachium, żebym za wcześnie nie uciekła do Berlina.
Już nie mogę się doczekać?! O nie!
- Przepraszam bardzo, kochanie, ale czego ta pani nie może się tak doczekać, co?
Oboje wzdrygnęli się na dźwięk wkurzonej Sandry wprost zza ich pleców. Gregor spojrzał na nią jak na wariatkę i nawet nie wiedział, co ma powiedzieć. Christina raczej nie miała z tym problemu.
- Ta pani jest dziennikarką i umawia się z tym panem na wywiad.
- Tak? A od kiedy na wywiady trzeba przyjeżdżać do domu dziennikarza?
- A od kiedy jesteśmy na przesłuchaniu? W ogóle z kim mam przyjemność? – już chciała dodać „wątpliwą”, ale ugryzła się w język.
- Sandra, narzeczona Gregora.
Chris posłała chłopakowi zdumione spojrzenie – że też takie kreatury chodziły po świecie. No ale, idąc za klasykiem – wielka miłość nie wybiera. Stwierdziła, że im dłużej będzie tam siedzieć tym bardziej opóźni się wybuch złości Schlierenzauera – a w tamtym momencie naprawdę chciała, żeby jego blondi dostało się za niewyparzoną gębę.
- To fajnie – tylko jak dla kogo. – Będę czekać na telefon. Na razie i powodzenia jutro.
Oddaliła się, omiatając jeszcze ostatni raz wzrokiem Sandrę, która wręcz kipiała. Nie czekała na odpowiedź Schlierenzauera, ale nawet będąc daleko od nich słyszała, jak się kłócą. Przez tę pokazówkę jakoś cieplej pomyślała o Andreasie, który w porównaniu do wybranki Schlieriego był aniołem. Żeby tylko jutro dostał skrzydeł podczas skoku – bo przy ostatnim chyba ktoś mu je podciął. I to chyba nawet ona sama.

***

W dniu sądu ostatecznego Andreas nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chciał się spotkać z Christiną, jednak ta kategorycznie zabroniła mu przychodzić. W smsie obiecała, że zobaczą się zaraz po konkursie,  ale przed nie ma żadnego rozpraszania. Welli musiał wiec pożerać swoje paznokcie najpierw w samotności, potem w towarzystwie kolegów z drużyny – kiedy już mieli rozdzielić się i w parach wyskakać jakiś medal.
Nerwowa atmosfera udzieliła się i Christinie. Jak znowu mu nie pójdzie to po raz kolejny będzie to jej wina. Porządnie zawróciła mu w głowie i starała się jakoś złagodzić efekty, ale ciężko było trzymać go na dystans. Sama też wcale tego nie chciała – lubiła spędzać z nim czas, szczególnie kiedy udowadniał jej, że nie taki z niego mały, pryszczaty Bawarczyk, na jakiego wyglądał. Jednak spotkanie przed konkursem nie przyniosłoby nic dobrego – pewnie znów skończyłoby się namiętnym pocałunkiem z wędrującymi rękami, po czym chłopak musiałby dochodzić do siebie cały dzień.
Stała w miejscu wyznaczonym dla prasy. Dziennikarze w Soczi stanowili zbitą grupkę, jednak do tej pory niekoniecznie się z nimi integrowała – ktoś skutecznie odciągał jej uwagę od innych ludzi. Próbowała jakoś opanować zdenerwowanie, ale co chwilę łapała się na tym, że przed lądowaniem każdego skoczka ściskało ją w żołądku. Kiedy zdążyła się tak w to wciągnąć? Mogła dalej próbować się okłamywać, ale na tym etapie nie była całkowicie obojętna.

Wszystko działo się tak nagle… Skok za skokiem, po każdej sekwencji prowadziło inne państwo. Spojrzała w górę, usłyszała strzępki słów. Andreas Wellinger, Germany. Zagryzła wargę. Tylko tego nie spieprz! Ruszył i… 133 metry. Wypuściła powietrze wstrzymywane w płucach od dłuższej chwili. Zauważyła to coś w jego uśmiechu świadczące o tym, że co do następnego skoku też nie powinno być wątpliwości. Pewność siebie na dobre do niego wróciła i już nic nie mogło się zmienić. Niemcy postanowili rozwalić ten konkurs i nawet Herr Pointner nie miał tu nic do gadania.
Po jego drugim skoku już tylko ścisnęła kciuki i przyłożyła do ust pięści, opóźniając wybuch radości. Jeśli nie na złoto, to na pewno mogli liczyć na srebro lub brąz.
Austria czy Niemcy, Austria czy… Niemcy! Pierwsza euforia objawiła się dźwiękiem krzyków i wuwuzel. Potem skoczkowie zaczęli turlać się po śniegu w jakimś radosnym transie, nie mogąc przestać. Chris sama miała ochotę popłakać się ze szczęścia, a uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy obserwowała czterech dorosłych skaczących po sobie Niemców. Uwagę zwracała szczególnie na jednego z nich, którego pierwszy udział w Igrzyskach zakończył się złotem.
Andreas nie mógł w to uwierzyć. Miał 18 lat, dopiero co przerzucił się całkowicie na skoki narciarskie, po raz pierwszy pojechał na olimpiadę, wcześniej skacząc dość nierówno i co? Wreszcie coś udało mu się od początku do końca. Myśląc o Soczi nie nastawiał się na nic, traktował to jako przygodę – powtarzalne zdarzenie, które nie będzie jego jedną jedyną życiową szansą. Robił to tylko po to, by się gorzko nie rozczarować, ale w efekcie los bardzo miło go zaskoczył. Tak miło, że nie wiedział co się wokół niego dzieje. Świat nagle zwariował, a po środku byli oni.
Mnóstwo osób podchodziło im pogratulować. Andi rozglądał się w poszukiwaniu bardziej znanych twarzy i napotkał Theę. Od razu do niej pognał i nie zwracając uwagi na ilość używanej siły ścisnął ją i uniósł w górę, wciąż wykrzykując swój radosny bełkot. Uspokoił się dopiero, kiedy ktoś stuknął go w plecy – Schlierenzauerowi też zebrało się na gratulacje. Lubili się wprawdzie, ale i tak Welli poczuł satysfakcję – skakał dziś lepiej od samego mistrza, który na dodatek dał mu wyraz swojego uznania. Ten dzień nie mógł być lepszy, chociaż… Wyszukiwał w tłumie każdą niską blondynkę i po kolei stwierdzał, że żadna nie była Christiną. Naprawdę po tym, co między nimi zaszło nie przyszłaby nawet zobaczyć konkursu?

Po opadnięciu początkowych emocji Chris już trzeźwiej obserwowała sytuację. Widziała, jak Andreas ściskał się z siostrą i rozmawiał z Gregorem. Jego koledzy z kadry byli otoczeni wianuszkiem skaczących wokół nich osób z ekipy i nie tylko. Jedynie Andreas nie brał w tym udziału – stał z boku i się rozglądał.
Po chwili zorientowała się czego, a raczej kogo szukał. Przez ułamek sekundy się ucieszyła, ale potem pomyślała obiektywnie. Chłopak dopiero co zaliczył największe osiągnięcie w życiu i zamiast świętować to z kolegami jego myśli wędrują do niej. Rozumiała to, ale nie mogła pozwolić na to, żeby aż tak się przywiązał – dla jego własnego dobra. Dlatego zwinęła się stamtąd jak najszybciej umiała, opuszczając teren skoczni pierwszym lepszym wyjściem. Pędziła do hotelu nie oglądając się za siebie, kilka razy prawie przewracając się na śliskim podłożu.
- Ładnie to tak uciekać? – męski głos dotarł do niej akurat wtedy, gdy poczuła na swojej talii czyjś uścisk. Zatrzymała się i obróciła – no jasne, a któż by inny!
- Zostawiłam mleko na gazie.
- O, robisz budyń? Idę z tobą…
- Nigdzie nie idziesz, głupku, chyba że na dekorację kwiatową. – powiedziała z udawaną złością, na tyle skutecznie, że Andiemu zblakł szczęśliwy wyraz twarzy, co szybko wywołało w niej poczucie winy. Łapiąc za przedramiona przyciągnęła go bliżej jak małe dziecko, uprzednio upewniając się, że teren jest czysty. – Andi, strasznie się cieszę, że się udało, naprawdę. Widziałam jak skakałeś i nie wiem jak mam ci gratulować. Ale powinieneś być teraz gdzie indziej, dlatego chciałam ci uciec. Tylko za szybko chodzisz.
Chcąc nie chcąc Wellinger się uśmiechnął i pokiwał głową.
- Może i masz rację, ale zanim znów znikniesz… - pochylił się i pocałował ją. Krótko, ale bardzo intensywnie – wystarczająco, by Chris przeszły dreszcze i naszło zwątpienie, czy aby na pewno nie zabrać go na ten „budyń”. Ale tym razem postanowił się jej posłuchać - po kilkunastu sekundach odsunął się i tylko krótko pomachał, po czym niemal pobiegł w kierunku skoczni.

* * *

Momenty, w których Andreasa nie było wokół niej były jedynymi produktywnymi chwilami podczas tego pobytu. Jego obecność odbierała jej chęć na cokolwiek innego i musiała się wykazywać silną wolą, by przerywać tę sielankę.
Okazją do popracowania było świętowanie medalu, trwające od dnia konkursu do nocy po dekoracji. Przez ten czas wymieniali się smsami, które najczęściej pierwszy wysyłał Andi. Nie widzieli się raptem jeden dzień, a on nie mógł przestać wracać do niej myślami. Pierwszy raz w życiu zakochał się na poważnie, nic więc dziwnego, że tak to na niego działało.
Nie, dzisiaj się go nie pozbędzie. Posłuchał jej, ale nie mógł już dłużej trzymać się z dala. Szczególnie, że wypił sporo - jak na niego - alkoholu, który dodawał mu odwagi.

Późno wróciła do pokoju. Paru znajomych dziennikarzy namówiło ją na piwo. W sumie było całkiem sympatycznie, gdyby nie to, że kogoś jej tam brakowało. Próbowała w sobie stłumić to uczucie, ale nie wychodziło. Pewnie teraz bawił się z kolegami, jak zrobiłby każdy młody chłopak na jego miejscu. Nie mogła mieć pretensji, przecież sama go do tego namawiała. Ale nic nie umiała poradzić na to, że wolałaby być z w towarzystwie tej jednej osoby.
Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, a w takiej sytuacji najlepiej po prostu pójść spać. Sięgnęła po koszulkę, która robiła jej za piżamę i ściągnęła bluzkę, którą miała na sobie.
- Cześć, piękna.
Chris prawie pisnęła ze strachu. Obróciła i okryła się w jednej sekundzie – w końcu u góry miała tylko skąpy biustonosz.
- Odbiło ci!? Wystraszyłeś mnie! – krzyknęła i podeszła do „oprawcy”, sowicie okładając go rękami. Andreas pewnie by się obronił gdyby nie to, że pokładał się ze śmiechu.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, bo zauważyłem, że czasem nie zamykasz drzwi. I nie zabijaj mnie, mam całe życie przed sobą. – powiedział rozbawiony, a Chris dobiegł dziwny zapach, który jednak doskonale rozpoznawała.
- Piłeś coś?
- No pewnie, a co miałem robić? Sama kazałaś.
- Świętować, a nie pić. Oboje wiemy, że masz do tego talent jak 12-letnia harcerka.
- Już nie marudź, przyszedłem cię zobaczyć. – i dopiero wtedy zauważył, że była niemal półnaga. Od razu odechciało mu się mówić – język ugrzęzł mu w gardle, a w okolicach brzucha poczuł dziwne mrowienie. Była taka… pociągająca. Ale nie, nawet po alkoholu nie miał tyle odwagi, by zrobić coś więcej niż całowanie.
Odwróciła się, żeby ubrać wreszcie piżamę. Andreas stał jak wryty, co po chwili ją zainteresowało.
- Przyszedłeś mnie zobaczyć i będziesz tak stał całą noc w bezruchu z tego powodu?
- Nie, ale chyba to jedyny pomysł, jaki mam na ten wieczór. Jestem zmęczony.
- Wierzę. Ale dobrze się składa, bo ja też. – podeszła do niego i wzięła za rękę. – Może po prostu włączymy telewizor i się położymy?
Propozycja była chyba najlepszą z możliwych. Dwa ostatnie dni wyczerpały go na tyle, że niemal słyszał jak wzywa go łóżko. Bez gadania dał się zaprowadzić na miękki materac, w którym od razu się zatopił. Mógłby zasnąć od razu, ale obecność Chris, która po chwili ułożyła się obok niego w pewien sposób go krępowała.
Oczy raz po raz samoistnie mu się zamykały, ale śmiech dziewczyny, która oglądała jakiś głupi program telewizyjny wyrywał go ze snu.
- Tylko nie zasypiaj. – pogroziła mu palcem i dalej oglądała telewizję. Jeszcze tego brakowało, żeby tu zasnął – nie dałaby rady przesunąć go nawet o centymetr, a co dopiero dobudzić i oddelegować do siebie. Gdyby nie wrócił na noc do pokoju, który dzielił z innym skoczkiem byłaby katastrofa.
Jeszcze chwilkę, chwileczkę i przejdzie. Jedno oko, drugie oko – szeroko otwarte. Nie zaśnie, nie, da radę, przecież nie fatygował się tu żeby odpocząć, tylko…
Poczuła ciężar na swoim ramieniu. Głowa Andreasa wylądowała na jej barku, a on sam zaczął głęboko oddychać.
Westchnęła. Wiedziała, że tak to się skończy – był wyczerpany. Dlatego z bólem serca postanowiła dać mu chociaż pół godziny drzemki, choć wolałaby… Robić co innego. Widziała w nim coraz więcej mężczyzny i coraz mniej chłopca. Momentami zachowywał się jak gówniarz, ale jego umięśnione przedramiona i szerokie plecy na pewno nie należały do dziecka. To, jak ją przytulał i całował… Jego nieśmiałość tylko dodawała uroku. Chciała więcej.
- Szkoda, że zasnąłeś… - szepnęła i nakryła go kocem.

Więcej.
_________________________________________________________________________
Jeśli też zaprosiłabyś Andiego na budyń - zostaw komentarz! ;)

Witam po długiej przerwie spowodowanej niemocą twórczą, brakiem czasu i w późniejszym czasie brakiem internetu. Rekompensuję tę ciszę długaśnym rozdziałem, który w zasadzie jest baaardzo ściśle związany z następnym, ale to by było za dużo jak na jeden raz. W każdym razie mogę obiecać, że następna część przygód A&C będzie zawierała w sobie co najmniej dwie niespodzianki. No i powinna się ukazać w nadchodzącym tygodniu.
Troszkę się urwie słodko-pierdzący ton, a zresztą - same zobaczycie ;)
Buziaki :*