niedziela, 6 kwietnia 2014

8. The winner takes it all

Po tamtym wieczorze Christina przestała myśleć o powrocie do domu. Soczi… nie było takie złe. Ale jak na złość właśnie wtedy, gdy zaczęło jej się podobać zostało zbyt mało czasu, by się tym cieszyć. Konkurs drużynowy był 17 lutego, a już po trzech dniach od niego opuszczali to, bądź co bądź piękne miasto nad Morzem Czarnym.
Jej nastroje co do Andreasa zazwyczaj chwiały się jak chorągiewka na wietrze, jednak coraz bardziej upewniała się w przekonaniu, że może ten mały, pryszczaty Bawarczyk nie jest taki zły. Gdyby tylko dało się uniknąć pierwszego przymiotnika… Zwykle nie miała z takimi rzeczami problemu – kiedy czegoś chciała, robiła to i cała reszta była mało ważna. Ale nie w tym przypadku. Dlaczego? Cholera wie. Może wynikało to stąd, że Andi miał w sobie coś z dziecięcej niewinności, która raz po raz uwidaczniała się w jego zachowaniu. Był ostatnią osobą, którą Chris kiedykolwiek chciałaby skrzywdzić, a ogarniało ją dziwne wrażenie, że jest to bardzo prawdopodobne.

* * *

Choć Andreas najchętniej rzuciłby wszystko i spędzał czas zawinięty z Christiną w jednym kokonie to Schuster skutecznie rozwiewał te marzenia. Dzień przed drużynówką miał być prawie jak sąd ostateczny i każdy skoczek o tym wiedział - tym bardziej, że w indywidualnych konkursach Niemcy świata nie zawojowali.
Welli z całego serca życzył medalu Freundowi, którego bardzo lubił. Niestety nie wyszło - wszystko co się dało sprzątnął im sprzed nosa Stoch. Za to w rywalizacji drużynowej Schuster miał wielką chrapkę na utarcie nosa Pointnerowi. Jego bandę nazywano faworytami do złota, ale co oni tam wiedzą. W końcu Soczi było jak dotąd bardzo niestandardową olimpiadą…
Z powyższych powodów 16 lutego był dniem na prężenie muskułów. Niektórzy z nich zrozumieli to dosłownie – za każdym razem, gdy Wank mijał trenera naprężał wszystkie mięśnie i kroczył dziarsko, prosto w tyłek Wernera. Z czapką Viessmana zamiast wazeliny. No ale jak ktoś nie umie skakać to dobrze mieć i inne umiejętności.
Freitag i tak wiedział, że nie poskacze. Coś niedobrego stało się z jego formą tuż przed igrzyskami. Nie rozpaczał z tego powodu ani też nie walczył jakoś szczególnie o poprawienie tego stanu. Nie był jednym z tych skoczków, którzy po nieudanym skoku ciskali nartami o ziemię. Raczej „ups, nie wyszło, przepraszam, do widzenia”. Zawsze, gdy cała kadra była w komplecie podczas, gdy Wank opowiadał kawały albo naśmiewał się z Wellingera Richard tylko unosił kąciki ust – jeśli żart był wystarczająco głupi. Andi, od kiedy zaczął skakać w PŚ momentalnie zauważył w nim coś dziwnego, tylko nie mógł zlokalizować źródła. A po pewnym czasie przestało go to nurtować – Freitag był mrukiem i już.

Po kolejnym wyczerpującym treningu Andreas bardzo, ale to bardzo miał ochotę zabić Schustera za to, jak ich męczył. Bo po co przed jednym z najbardziej stresujących momentów w życiu najzwyczajniej odpocząć? Przecież można podnieść jeszcze jedną sztangę i mało się przy tym nie udusić. Efekt był taki, że dreptając sobie w kierunku pokoju Christiny o godzinie 14-stej Welli ledwo wlókł się po ziemi. 
Perspektywa spotkania oczywiście go ożywiała. Ale na nogi postawił go dopiero widok, jaki rozciągnął się przed nim, gdy otworzyła drzwi.
- No, jesteś wreszcie, tak długo was trzymał? – rzuciła na przywitanie i cofnęła się do środka. Owinięta w sam jeden króciusieńki ręcznik.
O Panie. Tylko tyle potrafił wykrzesać jego mózg, kiedy już cała krew spłynęła w dół. Lustrował wzrokiem wszystkie krawędzie ręcznika z każdej możliwej strony. U dołu dość smukłe nogi, rozszerzające się delikatnie w górę, do ud, które niestety były nieco przysłonięte. Potem długo, długo nic aż do biustu. Przez materiał odbijały się… O Boże, czy to były...? Nie, nie mógł tak dłużej. Oderwał oczy od dekoltu dziennikarki i przeniósł je nieco wyżej, trafiając wprost na rozbawiony wyraz jej twarzy.
- Może lepiej pójdę się przebrać. – powiedziała z wrednym uśmieszkiem, specjalnie kręcąc tyłkiem gdy go mijała. Biedny Welli cały poczerwieniał i takim go zastała także po powrocie.
- Lepiej? – spytała z przekąsem siadając obok niego na łóżku już w jeansach i bluzce na ramiączkach.
- To zależy jak na to spojrzeć.
- Byle nie tak, jak przed chwilą, bo nigdy ci to nie zejdzie. – odpowiedziała i cmoknęła go w policzek, dopiero zmieniający barwę z czerwonej na różową.
Przeszedł go przyjemny dreszcz, tak jak za każdym razem, gdy go dotykała. Odruchowo przekręcił głowę, żeby na nią spojrzeć, a ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko.
- Muszę zaraz wyjść. – szepnęła, wyczuwając iskierki jakie między nimi przechodziły.
- Zaraz to dużo czasu.
Nic nie powiedziała, ale w myślach przyznała mu rację. Zresztą nie ukrywała, że od czasu ich ostatniego pocałunku minęło już trochę… Zabrakło jej siły, żeby dłużej się opierać i zbliżyła się do niego, delikatnie muskając jego wargi. Położyła mu dłonie na przedramionach, przesuwając je w górę aż doszła do szyi, na którą zarzuciła ręce, mocno przytulając się do chłopaka. Ruchy ich ust powoli nabierały tempa, a Andreas też postanowił zrobić użytek ze swoich rąk. Zaczął gładzić jej uda, kciukami błądząc po ich wewnętrznej stronie. W pokoju od razu zrobiło się jakoś cieplej, a puls Christiny nieznacznie przyspieszył. Od dawna nikt nie dotykał jej w taki sposób – nie zostawiając żadnych złudzeń co do intencji.
Łapki Andreasa powędrowały poprzez biodra do talii, na której mocno oparł dłonie. Na tyle mocno, że stabilna konstrukcja, jaką stworzyli swoimi ciałami obaliła się do pozycji horyzontalnej. Chris leżała na plecach, a na niej Wellinger, oboje się śmiali ze swojej niezgrabności.
- Naprawdę muszę już wychodzić.
- Jak to? Przecież dopiero przyszedłem.
- Wiem i bardzo się z tego cieszę – tu cmoknęła go w usta – ale jak na razie dalej nie mam pracy, choć wokół mnie sami sportowcy. A ja tylko się z tobą całuję, tak nie może być.
- A tam, ja nie narzekam. – wymruczał i próbował skraść jej buziaka, ale tym razem dziewczyna przekręciła głowę i korzystając z momentu zaskoczenia wypełzła spod niego.
- Wiem, Andi. Ale teraz na poważnie – ty musisz się skupić przed konkursem, a ja tu przyjechałam z pewną misją. Chciałabym, żebyś jutro dał mi temat do reportażu.
- Taaak, już raz byłem twoją muzą…

Znów oboje się roześmiali. Kto by pomyślał, że od głupiego Zakopanego wszystko się zacznie? Wprawdzie wciąż było między nimi wiele niedomówień – byli parą, przyjaciółmi, znajomymi? Christina miała nadzieję, że na takie rozmowy jeszcze sobie poczekają, bo nadal nie była pewna tego, na ile poważnie traktuje ich relację. Wydawało jej się, że musi zachować dystans za ich dwoje, bo na pewno brakuje go Andreasowi. On na dobrą sprawę już mógłby brać ślub, a najlepiej zamknąć się z dziennikarką w jednym pokoju i nigdy z niego nie wyjść. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że połączenie tak skrajnych osób może dać zaskakujące efekty. Pozytywne, jak i negatywne.
Andi upierał się, żeby tego dnia jeszcze się z nią zobaczyć, ale Chris kategorycznie zabroniła mu szwendania się po wiosce olimpijskiej nocą. Zresztą naprawdę nie miała czasu – postawiła sobie za cel urobienie Schlierenzauera w wywiad i właśnie zamierzała to zrealizować.
Kiedy już Welli oddelegował się w stronę swojego lokum i obiecał, że pójdzie prosto do łóżeczka jak każdy grzeczny skoczek przed konkursem,  Chris ruszyła na poszukiwania tego bardziej niegrzecznego i nieszczęśliwego, któremu sezon poskąpił sukcesów.

Kręciła się po uliczkach w tę i z powrotem, wypatrując Austriaka. Jakoś miała przeczucie, że są szanse na spotkanie go akurat wtedy. Zdobyła już na tyle doświadczenia w swojej pracy by zauważać pewne prawidłowości w zachowaniach sportowców. Będąc psychologiem można by napisać doktorat z samych wniosków nasuwających się po obserwacji grupek, które co chwilę ją mijały.
Jedni z nich byli wręcz „przeradowani”, mocno gestykulowali, śmiali się trochę głośniej niż normalnie, a wszystko po to, by dać światu jasny komunikat – tak, to ja – przyszły złoty medalista i właśnie dlatego robię z siebie pajaca, bo po co mam się denerwować, skoro i tak będę zwycięzcą? Inni ewidentnie próbowali zebrać w sobie siły do rywalizacji, ale jedyne, co im się udawało to kręcenie się bez celu, drepcząc po chodnikach jak pingwiny. Ci nie dawali światu żadnego sygnału – po prostu srali w gacie. Był też i trzeci typ – taki trochę człowiek-widmo. Gdzieś tam chodził, gdzieś tam stał, coś tam mówił, ale nikt go nie widział ani nie słyszał. W sumie chciałby z kimś pogadać, ale presja i stres sprawiały, że i tak nie byłby w stanie, więc snuje się jak cień. To cechowało tych sportowców, którzy osiągnęli już sporo, stąd oczekiwania wobec nich były często zbyt wygórowane. Nic więc dziwnego, że takim człowiekiem-cieniem przed drużynowym konkursem był właśnie Schlierenzauer.

* * *

Postanowił się przejść przed prysznicem i pójściem do łóżka. Gdzie? Właściwie wszystko jedno, byle na świeżym powietrzu. Bo ostatnio przebywanie z Sandrą zbyt długo w jednym pomieszczeniu przynosiło tylko zagęszczoną atmosferę. Wcale nie było tak, jak niektórzy myśleli – że traktował ją jak dodatek, że był z nią od niechcenia. Naprawdę ją kochał. Może był trudnym człowiekiem – fakt, ale jej obecnego zachowania nic nie usprawiedliwiało. Coraz ciężej się z nią dogadywał - Sandra w każdym i we wszystkim widziała zagrożenie dla niej. Każda rzecz, która na dłużej przyciągała uwagę Gregora była dla dziewczyny przeznaczona do natychmiastowej eliminacji. Stąd notoryczne przypominanie o swojej obecności w najmniej odpowiednich momentach. Z początku nawet podobało mu się, że tak o niego zabiega, ale kiedy raz po raz zawisała na jego ramieniu gdy z kimś rozmawiał przestało go to bawić. Jej ostatnią obsesją stała się Thea, o którą była bardzo zazdrosna. Na szczęście sama siostra Wellingera wolała skupić uwagę na nowo poznanym koledze, Michim niż na starym znajomym z dzieciństwa. Może to i dobrze – w odwrotnym przypadku oboje już by znaczyli dno Morza Czarnego, strąceni do niego prosto z bladych rączek Sandruni.
- Nie przeszkadzam? – Christina zaszła go od tyłu i odezwała się dopiero, gdy wyrównała z nim krok.
- Yyy, nie, skąd. – odpowiedział trochę oschle, bo nie spodziewał się, że ktoś tak brutalnie wyrwie go z rozmyślań. Nadrobił to uśmiechem na koniec zdania.
- Jak obiecałam, przyszłam przypomnieć o sobie odnośnie wywiadu.
- Tak tak, pamiętam. A więc…- usiedli na ławce i zaczęli przydługie negocjacje na temat terminu, z których wyszło, że wywiad żadnymi staraniami nie dojdzie do skutku jeszcze w Soczi. Nie mogli się domyślać, że kilkanaście metrów za nimi, niczym szpieg z Krainy Deszczowców wyrosła Sandra. Brakowało jej tylko długiego płaszcza i okrzyku „karramba”, bo ze skradaniem się nie miała żadnych problemów.
- W takim razie Monachium, co do dokładnego terminu jeszcze się dogadamy. I tak będę musiał zjawić się tam u jednego ze sponsorów, więc skorzystamy z okazji.
Skorzystamy z okazji?!
- Świetnie! Już nie mogę się doczekać. Proszę, tu masz moją wizytówkę – zadzwoń, jak już będziesz wiedział kiedy zahaczysz o Monachium, żebym za wcześnie nie uciekła do Berlina.
Już nie mogę się doczekać?! O nie!
- Przepraszam bardzo, kochanie, ale czego ta pani nie może się tak doczekać, co?
Oboje wzdrygnęli się na dźwięk wkurzonej Sandry wprost zza ich pleców. Gregor spojrzał na nią jak na wariatkę i nawet nie wiedział, co ma powiedzieć. Christina raczej nie miała z tym problemu.
- Ta pani jest dziennikarką i umawia się z tym panem na wywiad.
- Tak? A od kiedy na wywiady trzeba przyjeżdżać do domu dziennikarza?
- A od kiedy jesteśmy na przesłuchaniu? W ogóle z kim mam przyjemność? – już chciała dodać „wątpliwą”, ale ugryzła się w język.
- Sandra, narzeczona Gregora.
Chris posłała chłopakowi zdumione spojrzenie – że też takie kreatury chodziły po świecie. No ale, idąc za klasykiem – wielka miłość nie wybiera. Stwierdziła, że im dłużej będzie tam siedzieć tym bardziej opóźni się wybuch złości Schlierenzauera – a w tamtym momencie naprawdę chciała, żeby jego blondi dostało się za niewyparzoną gębę.
- To fajnie – tylko jak dla kogo. – Będę czekać na telefon. Na razie i powodzenia jutro.
Oddaliła się, omiatając jeszcze ostatni raz wzrokiem Sandrę, która wręcz kipiała. Nie czekała na odpowiedź Schlierenzauera, ale nawet będąc daleko od nich słyszała, jak się kłócą. Przez tę pokazówkę jakoś cieplej pomyślała o Andreasie, który w porównaniu do wybranki Schlieriego był aniołem. Żeby tylko jutro dostał skrzydeł podczas skoku – bo przy ostatnim chyba ktoś mu je podciął. I to chyba nawet ona sama.

***

W dniu sądu ostatecznego Andreas nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chciał się spotkać z Christiną, jednak ta kategorycznie zabroniła mu przychodzić. W smsie obiecała, że zobaczą się zaraz po konkursie,  ale przed nie ma żadnego rozpraszania. Welli musiał wiec pożerać swoje paznokcie najpierw w samotności, potem w towarzystwie kolegów z drużyny – kiedy już mieli rozdzielić się i w parach wyskakać jakiś medal.
Nerwowa atmosfera udzieliła się i Christinie. Jak znowu mu nie pójdzie to po raz kolejny będzie to jej wina. Porządnie zawróciła mu w głowie i starała się jakoś złagodzić efekty, ale ciężko było trzymać go na dystans. Sama też wcale tego nie chciała – lubiła spędzać z nim czas, szczególnie kiedy udowadniał jej, że nie taki z niego mały, pryszczaty Bawarczyk, na jakiego wyglądał. Jednak spotkanie przed konkursem nie przyniosłoby nic dobrego – pewnie znów skończyłoby się namiętnym pocałunkiem z wędrującymi rękami, po czym chłopak musiałby dochodzić do siebie cały dzień.
Stała w miejscu wyznaczonym dla prasy. Dziennikarze w Soczi stanowili zbitą grupkę, jednak do tej pory niekoniecznie się z nimi integrowała – ktoś skutecznie odciągał jej uwagę od innych ludzi. Próbowała jakoś opanować zdenerwowanie, ale co chwilę łapała się na tym, że przed lądowaniem każdego skoczka ściskało ją w żołądku. Kiedy zdążyła się tak w to wciągnąć? Mogła dalej próbować się okłamywać, ale na tym etapie nie była całkowicie obojętna.

Wszystko działo się tak nagle… Skok za skokiem, po każdej sekwencji prowadziło inne państwo. Spojrzała w górę, usłyszała strzępki słów. Andreas Wellinger, Germany. Zagryzła wargę. Tylko tego nie spieprz! Ruszył i… 133 metry. Wypuściła powietrze wstrzymywane w płucach od dłuższej chwili. Zauważyła to coś w jego uśmiechu świadczące o tym, że co do następnego skoku też nie powinno być wątpliwości. Pewność siebie na dobre do niego wróciła i już nic nie mogło się zmienić. Niemcy postanowili rozwalić ten konkurs i nawet Herr Pointner nie miał tu nic do gadania.
Po jego drugim skoku już tylko ścisnęła kciuki i przyłożyła do ust pięści, opóźniając wybuch radości. Jeśli nie na złoto, to na pewno mogli liczyć na srebro lub brąz.
Austria czy Niemcy, Austria czy… Niemcy! Pierwsza euforia objawiła się dźwiękiem krzyków i wuwuzel. Potem skoczkowie zaczęli turlać się po śniegu w jakimś radosnym transie, nie mogąc przestać. Chris sama miała ochotę popłakać się ze szczęścia, a uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy obserwowała czterech dorosłych skaczących po sobie Niemców. Uwagę zwracała szczególnie na jednego z nich, którego pierwszy udział w Igrzyskach zakończył się złotem.
Andreas nie mógł w to uwierzyć. Miał 18 lat, dopiero co przerzucił się całkowicie na skoki narciarskie, po raz pierwszy pojechał na olimpiadę, wcześniej skacząc dość nierówno i co? Wreszcie coś udało mu się od początku do końca. Myśląc o Soczi nie nastawiał się na nic, traktował to jako przygodę – powtarzalne zdarzenie, które nie będzie jego jedną jedyną życiową szansą. Robił to tylko po to, by się gorzko nie rozczarować, ale w efekcie los bardzo miło go zaskoczył. Tak miło, że nie wiedział co się wokół niego dzieje. Świat nagle zwariował, a po środku byli oni.
Mnóstwo osób podchodziło im pogratulować. Andi rozglądał się w poszukiwaniu bardziej znanych twarzy i napotkał Theę. Od razu do niej pognał i nie zwracając uwagi na ilość używanej siły ścisnął ją i uniósł w górę, wciąż wykrzykując swój radosny bełkot. Uspokoił się dopiero, kiedy ktoś stuknął go w plecy – Schlierenzauerowi też zebrało się na gratulacje. Lubili się wprawdzie, ale i tak Welli poczuł satysfakcję – skakał dziś lepiej od samego mistrza, który na dodatek dał mu wyraz swojego uznania. Ten dzień nie mógł być lepszy, chociaż… Wyszukiwał w tłumie każdą niską blondynkę i po kolei stwierdzał, że żadna nie była Christiną. Naprawdę po tym, co między nimi zaszło nie przyszłaby nawet zobaczyć konkursu?

Po opadnięciu początkowych emocji Chris już trzeźwiej obserwowała sytuację. Widziała, jak Andreas ściskał się z siostrą i rozmawiał z Gregorem. Jego koledzy z kadry byli otoczeni wianuszkiem skaczących wokół nich osób z ekipy i nie tylko. Jedynie Andreas nie brał w tym udziału – stał z boku i się rozglądał.
Po chwili zorientowała się czego, a raczej kogo szukał. Przez ułamek sekundy się ucieszyła, ale potem pomyślała obiektywnie. Chłopak dopiero co zaliczył największe osiągnięcie w życiu i zamiast świętować to z kolegami jego myśli wędrują do niej. Rozumiała to, ale nie mogła pozwolić na to, żeby aż tak się przywiązał – dla jego własnego dobra. Dlatego zwinęła się stamtąd jak najszybciej umiała, opuszczając teren skoczni pierwszym lepszym wyjściem. Pędziła do hotelu nie oglądając się za siebie, kilka razy prawie przewracając się na śliskim podłożu.
- Ładnie to tak uciekać? – męski głos dotarł do niej akurat wtedy, gdy poczuła na swojej talii czyjś uścisk. Zatrzymała się i obróciła – no jasne, a któż by inny!
- Zostawiłam mleko na gazie.
- O, robisz budyń? Idę z tobą…
- Nigdzie nie idziesz, głupku, chyba że na dekorację kwiatową. – powiedziała z udawaną złością, na tyle skutecznie, że Andiemu zblakł szczęśliwy wyraz twarzy, co szybko wywołało w niej poczucie winy. Łapiąc za przedramiona przyciągnęła go bliżej jak małe dziecko, uprzednio upewniając się, że teren jest czysty. – Andi, strasznie się cieszę, że się udało, naprawdę. Widziałam jak skakałeś i nie wiem jak mam ci gratulować. Ale powinieneś być teraz gdzie indziej, dlatego chciałam ci uciec. Tylko za szybko chodzisz.
Chcąc nie chcąc Wellinger się uśmiechnął i pokiwał głową.
- Może i masz rację, ale zanim znów znikniesz… - pochylił się i pocałował ją. Krótko, ale bardzo intensywnie – wystarczająco, by Chris przeszły dreszcze i naszło zwątpienie, czy aby na pewno nie zabrać go na ten „budyń”. Ale tym razem postanowił się jej posłuchać - po kilkunastu sekundach odsunął się i tylko krótko pomachał, po czym niemal pobiegł w kierunku skoczni.

* * *

Momenty, w których Andreasa nie było wokół niej były jedynymi produktywnymi chwilami podczas tego pobytu. Jego obecność odbierała jej chęć na cokolwiek innego i musiała się wykazywać silną wolą, by przerywać tę sielankę.
Okazją do popracowania było świętowanie medalu, trwające od dnia konkursu do nocy po dekoracji. Przez ten czas wymieniali się smsami, które najczęściej pierwszy wysyłał Andi. Nie widzieli się raptem jeden dzień, a on nie mógł przestać wracać do niej myślami. Pierwszy raz w życiu zakochał się na poważnie, nic więc dziwnego, że tak to na niego działało.
Nie, dzisiaj się go nie pozbędzie. Posłuchał jej, ale nie mógł już dłużej trzymać się z dala. Szczególnie, że wypił sporo - jak na niego - alkoholu, który dodawał mu odwagi.

Późno wróciła do pokoju. Paru znajomych dziennikarzy namówiło ją na piwo. W sumie było całkiem sympatycznie, gdyby nie to, że kogoś jej tam brakowało. Próbowała w sobie stłumić to uczucie, ale nie wychodziło. Pewnie teraz bawił się z kolegami, jak zrobiłby każdy młody chłopak na jego miejscu. Nie mogła mieć pretensji, przecież sama go do tego namawiała. Ale nic nie umiała poradzić na to, że wolałaby być z w towarzystwie tej jednej osoby.
Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, a w takiej sytuacji najlepiej po prostu pójść spać. Sięgnęła po koszulkę, która robiła jej za piżamę i ściągnęła bluzkę, którą miała na sobie.
- Cześć, piękna.
Chris prawie pisnęła ze strachu. Obróciła i okryła się w jednej sekundzie – w końcu u góry miała tylko skąpy biustonosz.
- Odbiło ci!? Wystraszyłeś mnie! – krzyknęła i podeszła do „oprawcy”, sowicie okładając go rękami. Andreas pewnie by się obronił gdyby nie to, że pokładał się ze śmiechu.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, bo zauważyłem, że czasem nie zamykasz drzwi. I nie zabijaj mnie, mam całe życie przed sobą. – powiedział rozbawiony, a Chris dobiegł dziwny zapach, który jednak doskonale rozpoznawała.
- Piłeś coś?
- No pewnie, a co miałem robić? Sama kazałaś.
- Świętować, a nie pić. Oboje wiemy, że masz do tego talent jak 12-letnia harcerka.
- Już nie marudź, przyszedłem cię zobaczyć. – i dopiero wtedy zauważył, że była niemal półnaga. Od razu odechciało mu się mówić – język ugrzęzł mu w gardle, a w okolicach brzucha poczuł dziwne mrowienie. Była taka… pociągająca. Ale nie, nawet po alkoholu nie miał tyle odwagi, by zrobić coś więcej niż całowanie.
Odwróciła się, żeby ubrać wreszcie piżamę. Andreas stał jak wryty, co po chwili ją zainteresowało.
- Przyszedłeś mnie zobaczyć i będziesz tak stał całą noc w bezruchu z tego powodu?
- Nie, ale chyba to jedyny pomysł, jaki mam na ten wieczór. Jestem zmęczony.
- Wierzę. Ale dobrze się składa, bo ja też. – podeszła do niego i wzięła za rękę. – Może po prostu włączymy telewizor i się położymy?
Propozycja była chyba najlepszą z możliwych. Dwa ostatnie dni wyczerpały go na tyle, że niemal słyszał jak wzywa go łóżko. Bez gadania dał się zaprowadzić na miękki materac, w którym od razu się zatopił. Mógłby zasnąć od razu, ale obecność Chris, która po chwili ułożyła się obok niego w pewien sposób go krępowała.
Oczy raz po raz samoistnie mu się zamykały, ale śmiech dziewczyny, która oglądała jakiś głupi program telewizyjny wyrywał go ze snu.
- Tylko nie zasypiaj. – pogroziła mu palcem i dalej oglądała telewizję. Jeszcze tego brakowało, żeby tu zasnął – nie dałaby rady przesunąć go nawet o centymetr, a co dopiero dobudzić i oddelegować do siebie. Gdyby nie wrócił na noc do pokoju, który dzielił z innym skoczkiem byłaby katastrofa.
Jeszcze chwilkę, chwileczkę i przejdzie. Jedno oko, drugie oko – szeroko otwarte. Nie zaśnie, nie, da radę, przecież nie fatygował się tu żeby odpocząć, tylko…
Poczuła ciężar na swoim ramieniu. Głowa Andreasa wylądowała na jej barku, a on sam zaczął głęboko oddychać.
Westchnęła. Wiedziała, że tak to się skończy – był wyczerpany. Dlatego z bólem serca postanowiła dać mu chociaż pół godziny drzemki, choć wolałaby… Robić co innego. Widziała w nim coraz więcej mężczyzny i coraz mniej chłopca. Momentami zachowywał się jak gówniarz, ale jego umięśnione przedramiona i szerokie plecy na pewno nie należały do dziecka. To, jak ją przytulał i całował… Jego nieśmiałość tylko dodawała uroku. Chciała więcej.
- Szkoda, że zasnąłeś… - szepnęła i nakryła go kocem.

Więcej.
_________________________________________________________________________
Jeśli też zaprosiłabyś Andiego na budyń - zostaw komentarz! ;)

Witam po długiej przerwie spowodowanej niemocą twórczą, brakiem czasu i w późniejszym czasie brakiem internetu. Rekompensuję tę ciszę długaśnym rozdziałem, który w zasadzie jest baaardzo ściśle związany z następnym, ale to by było za dużo jak na jeden raz. W każdym razie mogę obiecać, że następna część przygód A&C będzie zawierała w sobie co najmniej dwie niespodzianki. No i powinna się ukazać w nadchodzącym tygodniu.
Troszkę się urwie słodko-pierdzący ton, a zresztą - same zobaczycie ;)
Buziaki :*

17 komentarzy:

  1. ej, ale ja nie chcę, żeby im się urwał słodko-pierdzący ton! Ja chcę, żeby było jak jest, Andiego niech kot drapie, a Chris niech budyń miesza! No! :D wiesz co sądzę o tym rozdziale, miałaś komentarz na żywca, więc nie będę się powtarzać, tylko tak po cichutku rzucę: więcej Rysia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę - http://zzknafle.republika.pl/rys.ht17.jpg , http://i.wp.pl/a/f/film/088/31/42/0234231.jpg :*
      A tak serio to będzie, sama wiesz co, ale zabraniam Ci ujawniać pod groźbą śmierci tragicznej :D

      Usuń
  2. KOBIETO!
    Przez Ciebie moja koleżanka wyszła z pokoju z komórką przy uchu, mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem (rozmawiała właśnie ze swoją nad wyraz religijną matką, gdy ryknęłam śmiechem godnym ofiary nieudanego egzorcyzmu). Pokonałaś dziś samą siebie i na takie rozdziały mogę czekać miesiącami, jeśli później sprawiają, że płaczę ze śmiechu. Nie wiem co rozwaliło mnie bardziej — ten budyń czy Sandra i "karramba". Nie no, ja przepraszam, wyjdę na chwilę i zobaczę czy mojej normalnej wersji nie ma za drzwiami, bo ta, co czyta, jest jakaś dzika :P Rozdział taki długi, taki kochany a zarazem śmieszny! Dzięki Ci wielkie, wrócę do niego jeszcze kilka razy, bo wyszedł Ci przedni :) Uprzejmie zawiadamiam, że zwiększyłaś mój apetyt na kolejne takie perełki^^ Przesyłam wielkie buziaki dla Ciebie i uciekam, bo mleko mi się przypala :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha! To jak lustrował ją wzrokiem w tym ręczniczku — miodzio! :P

      Usuń
    2. Czyli dzisiaj jemy budyń u skoczkowej? :D
      Nie no, ale wszystko w normie - Ty przy moich rozdziałach się śmiejesz, a ja przy Twoich dostaję palpitacji serca z rozemocjonowania - głosuję za tym, żeby tak już zostało :D
      Całuję i czekam na nowego bloga oraz rozdział na Grzesiu :*

      Usuń
    3. To opowiadanie jest zdecydowanie moim ulubionym już od jakiegoś czasu :) Twój język i styl doskonale do mnie trafiają, tak samo jak poczucie humoru :) Tak mała ilość komentarzy to jakieś nieporozumienie... choć bywa tak, że te najbardziej warte uwagi historie pozostają niezauważone. Ja trzymam kciuki i podpisuję się za te wszystkie osoby, którym nie chce się zostawić komentarza, by zmotywować autorkę i podziękować jej za zmęczenie palców przy pisaniu :P

      Usuń
    4. Dziękuję - to miłe, że aż tak Ci się podoba. Ja nigdy nie jestem pewna tego, co napisałam, ale skoro chociaż kilka osób się przychylnie wypowiada... :)
      Prawda jest taka, że niekoniecznie się reklamuję. Nie ma mnie na twitterze, na tumblr właściwie też, bo tylko tam przeglądam. Z zasady komentuję tylko te blogi, które naprawdę mi się podobają, a nie zmuszam się do pisania miłych, ale fałszywych opinii tylko po to, żeby się rozreklamować. Na dodatek o nowych rozdziałach informuję tylko tych, którzy czytają.
      To opowiadanie jest czymś, co po prostu musi opuścić moją głowę, inaczej będzie się kotłować. Zawsze pisałam do szuflady, a po pewnym czasie byłam tym znudzona i przestawałam. Ten blog jest dla mnie szansą, by po raz pierwszy coś zrobić dobrze i w całości.
      Dlatego też mogłoby w ogóle nie być tu komentarzy, a ja i tak bym pisała, bo taką sobie wyznaczyłam misję :P

      Usuń
  3. Och jak ja lubię czytać o ich pocałunkach :D Normalnie jestem rozanielona :D
    I jak widać wcale im w tym nie przeszkadza różnica wieku i bardzo dobrze, bo według mnie to żaden problem nie jest, ale może za bardzo się kieruję swoją sytuacją, ale dobra...:D
    Sandrunia to mnie powala na łopatki, serio. Współczuję Gregorowi i mimo, że ją kocha na swój sposób to może powinien się zacząć zastanawiać nad dalszą przyszłością, bo skoro ona jest taka zazdrosna teraz to, co będzie później? Zabroni mu kontaktów z mamą, bądź siostrą? Ech, co za kobieta.
    Szkoda, że ich przygoda z Soczi dobiega końca...Ale gratuluję chłopakom złota, ot co! Należało się :D
    Dobrze, że Andi nam na zawał nie zszedł jak zobaczył Christinę najpierw w samym ręczniku, a później w biustonoszu :D No, także...No szkoda, że zasnął i to wielka! Chris chciała więcej i on pewnie też...Ach no taką okazję zmarnować :(
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby to ująć - co ma wisieć, nie utonie : D
      Dzięki piękne za komentarz :*

      Usuń
  4. Dzisiaj natrafiłam na twój blog i jednym tchem przeczytałam wszystkie rozdziały! ;d Urzekła mnie ta historia. Naprawdę świetnie piszesz. Uwielbiam historie, które czyta się z lekkością i przyjemnością.
    Cóż mogę więcej napisać? Czekam na kolejny rozdział, bo Andi j Christina strasznie mnie zaintrygowali!
    Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że czytasz (w sumie to pożerasz tekst wręcz :D), że się podoba i że ujawniasz się jako czytająca w postaci komentarza :)
      Nowy rozdział mam praktycznie w całości ułożony w głowie, więc w tym tygodniu na pewno znajdzie się na blogu :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. No proszę ... Christinie spodobało się jednak w Soczi. Ciekawe czy to wpływ atmosfery czy może pryszczatego Bawarczyka, który się obok niej kręci :P Cóż, paradowanie w kusym ręczniku przed facetem i to jeszcze tak młodziutkim chyba nie jest odpowiednie dla zdrowia .. oczywiście dla zdrowia facetów haha. Jeszcze Andi mógł by się zacząć jąkać i tak by mu zostało! xD No ale zdobył ten swój medal i mógł poświętować. No właśnie, Christina powinna wiedzieć że w słowniczku samców słowo 'świętować' znaczy to samo co 'opić się' ... a że Andi główki za mocnej nie ma to padł ... a kto wie co by było xD Pewnie ma co żałować ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się wcale nie dziwię, że jej się spodobało :D I myślę, że powód jest oczywisty ;)
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  6. hahaha leżę ze śmiechu <3
    + szczęściara z Christiny, ja to bym nie pogardziła tym młodym, pryszczatym Bawarczykiem :3
    chętnie bym też zaprosiła Andiego na budyń haha cokolwiek, ale z nim <3
    + zapraszam na nowy rozdział u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym nie pogardziła, haha :D Ale co zrobić, takie Christiny mają szczęście :)
      Już lecę do Ciebie :)

      Usuń
  7. Coraz częściej w opowiadaniach, które czytam pojawia się Sandra, której - nie oszukujmy się - nie lubię. Ciekawi mnie tylko, czy Gregor i Sandra odegrają tutaj jakąś znaczącą rolę?
    No dobra. Rozdział długi, świetnie napisany! No te scenki pomiędzy Christiną, a Wellingerem są wręcz urocze. On niby taki młody, niedoświadczony, za to ona już wiele w życiu przeżyła, a i tak tworzą świetny... duet, żeby nie powiedzieć "para", bo na to chyba za wcześnie, nie? Ale kto ich tam wie. :P
    Szkoda, że to już koniec IO w Soczi. Ach, powspominałoby się! Jestem ciekawa jak to dalej się między nimi potoczy i czy ktoś im nie popsuje tej pięknej sielanki. Nie wiem dlaczego, ale tak mi się wydaję i to osobą może być niejaki Gregor Schlierenzauer... chociaż ja to bym go najchętniej do każdego bloga wcisnęła jako głównego bohatera XD

    PS. Przepraszam, że tak późno zawsze u Ciebie komentuję, ale w tygodniu nie mam najzwyczajniej w świecie czasu. Dopiero od czwartku, piątku mam większy luz i nadrabiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Gregor jak Gregor, ale Sandra na pewno pozostanie w tym opowiadaniu postacią poboczną. Jej narzeczony odegra trochę większą rolę, ale raczej później i na pewno nie będzie głównym bohaterem. Jest to raczej wątek potrzebny do opowiadania mojej współlokatorki - Feuer und Wasser kommt nicht zusammen, a że nasze opowiadania się ze sobą łączą, to oczywiście i u mnie musi się znaleźć coś o Sandrze.

      PS. Lepiej późno, niż wcale :D

      Usuń