środa, 19 lutego 2014

4. Bayern, des samma mia

Dwa tygodnie później…

Przeciętni pracownicy nie wykonują swojej pracy na tyle źle, by z pełną premedytacją zostać za nią zwolnieni. Chistina pod żadnym względem nie była przeciętna, a cała szopka w Zakopanem miała mieć piorunujący efekt. Dziennikarka bywała ekscentryczna, ale na pewno nie była głupia, więc nie dała się tak po prostu wykopać  - zaraz po powrocie do Berlina zapakowała film razem ze swoją rezygnacją na piśmie, paczkę adresując do znienawidzonej redakcji.
W tym, co napisała do byłego już szefa nie przebierała w słowach, stąd zdziwienie, gdy pewnego popołudnia siedząc w salonie z maseczką na twarzy zobaczyła swojego ulubieńca, Andreasa opieprzanego przez sprzątaczkę.
- Ale numer… - powiedziała sama do siebie, bo nie wierzyła wcześniej w to, że faktycznie ktoś to wyemituje. Gdyby kiedyś jej odbiło i znalazłaby się na którymś z konkursów w skokach Tom Hilde nie byłby zadowolony.  
Nie zamierzała szukać nowej posady od razu. Wolała poświęcić trochę czasu sobie – wystarczająco długo nie była już u kosmetyczki i fryzjera. Od razu kupiła też bilet na mecz Bayernu, na który pierwszy raz od dawien dawna miała iść jako zwykły kibic. Nawet jeśli wiązało się to z wizytą u rodziców mieszkających w Monachium.

Relacje Christiny z rodziną były dość skomplikowane. O ile dalsi krewni dawali radę, to jej rodzice za bardzo zepsuli młodość kobiety, wciąż zmuszając do podejmowania konkretnych decyzji.
Jako jedynaczka była dla nich jedną, jedyną szansą na spełnienie marzeń, którym sami nie sprostali. Oboje byli prawnikami, więc białe koszule i poprawność polityczna stały w ich domu na pierwszym miejscu. Christina tego nie znosiła, dusiła się w tym dystyngowanym towarzystwie, więc próbowała jak najczęściej od tego uciekać. Nie wyszło jej to za dobrze, bo koniec końców uległa i sama studiowała prawo. Ba, studia nawet skończyła, ale wiedziała, że nie pójdzie w ślady ojca i matki i nigdy, przenigdy nie wskoczy w sztywnie wyprasowaną garsonkę by walczyć o czyjeś alimenty.
Rodzice nigdy nie zaakceptowali tego, że interesowała się sportem. Gdy zaczęła uprawiać gimnastykę artystyczną zamiast ślęczeć nad książkami dopingowali z całego serca, by jak najszybciej jej minęło. Ich zaklinanie przyniosło efekty, bo już po kilku latach uprawiania tej dyscypliny, mimo dobrego debiutu Christina musiała przestać – więzadła kolanowe odmówiły posłuszeństwa. Ale zainteresowanie światem sportu nie minęło i założyła sobie, że tak czy siak powiąże z nim przyszłość. A to oznaczało zero rozmów z rodzicami o pracy.
Właściwie w ogóle na zbyt wiele tematów nie mogli rozmawiać. Gdy schodziło na Berlin dąsali się, że nie mieszka w Monachium, chociaż ma tam mieszkanie. Na facetów – że wybrała kota. W ich oczach powinna być bawarską panią prawnik z eleganckim mężem i dwójką dzieci. Niedoczekanie.
Tak się składa, że Christina zdecydowane wolała towarzystwo rozwrzeszczanych, spoconych facetów uganiających się za jedną piłką. Właśnie z perspektywy widza, z trybun uwielbiała dopingować chlubę Bawarii. Kiedy Bayern wygrywał Ligę Mistrzów niemal umarła na zawał w ostatnich minutach meczu, po wszystkim płacząc jak dziecko. Miała hopla, na którego nie było żadnego lekarstwa.

W dzień meczu odbębniła swoje i zaraz po wizycie u rodziców pojechała na Allianz Arenę. Wyjątkowo wczuła się w dopingowanie. Tak bardzo, że dopiero w drugiej połowie dostrzegła dwoje dużych, niebieskich oczu, które wpatrywały się w nią z sektora obok. No nie, znowu ten gnojek. Nie mogła już udawać, że go nie widziała, więc uśmiechnęła się, co odwzajemnił Andreas.
Tak jak Christina miał na sobie koszulkę Bayernu. Jednak ten świat był mały – trafiali na siebie cały czas, co skłoniło dziennikarkę do myślenia – czy to się kiedyś skończy? W zasadzie lubiła tego chłopaka, był bardzo sympatyczny, tyle tylko, że w jej planach nie było miejsca na kolejne spotkanie z nim.
Oczywiście Andreas też się tego nie spodziewał. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że się nie cieszył. Dalej pamiętał to, jak zachowała się wobec niego przed wyjazdem z Zakopanego. A przynajmniej tak usprawiedliwiał w myślach to, jak szybko na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech, gdy ją zobaczył. Ugh, nawet nie była w jego typie. Tylko jaki był jego typ? Silikonowe lale z Brazzersa? Niestety, w świecie Andiego nie występowały żadne dziewczyny. Nie żeby nie było chętnych, ale zwyczajnie nie miał na to czasu, a kiedy już miał, to i tak mu nie wychodziło. Kiedy rozmawiał z kimś, kto mu się podobał nagle uchodziła z niego cała pewność siebie i mówił, jakby dopiero co spadł mu na głowę meteoryt. Z Chris było inaczej, bo i tak wiedział, że nigdy, nawet w alternatywnym wszechświecie nie miałby u niej szans. Była starsza, cholernie atrakcyjna, wygadana. To nie była jego liga.
Ale Andi nie zawracał sobie w tamtej chwili głowy. Bayern wygrał, a on w końcu namówił swoją siostrę do tego, żeby pojechała z nim do Soczi. Oczywiście musiał się posunąć do psychologicznej gierki, ale było warto. A myśląc o Olimpiadzie pomyślał o jeszcze jednej osobie, która mogła tam pojechać…
- Cześć! Nie wiedziałem, że kibicujesz Bayernowi. – podszedł do Chris na schodach, kiedy razem z innymi kibicami udawali się do wyjścia.
 - Ja też nie wiedziałam, że interesuje cię inny sport niż skakanie na dwóch deskach. – odpowiedziała zjadliwie, ale nie mogła ukryć dobrego humoru i cały czas uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Ej, Andi! Tu jesteśmy! – dobiegł ich krzyk zza pleców Andreasa. To jego kumple wybrali najmniej odpowiedni moment na przypomnienie sobie o nim.
- Poczekasz chwilę? – spytał i już zaraz był w drodze, by ich spławić. Christina nie wiedziała, po co ma na niego czekać, ale pokiwała głową i nie ruszała się z miejsca.
- Pakować się do auta, jedziemy. – zarządził jeden z kolegów Andreasa, który jednak miał odmienne zdanie na ten temat.
- Jedźcie beze mnie.
- Co, a to dlaczego? Kto to? – rzucił podejrzliwie kumpel Andiego, zerkając mu przez ramię.
- Nikt. Znaczy, moja ciocia, chcę z nią jeszcze chwilę pogadać.
Cała grupka parsknęła śmiechem.
- Serio, stary? Christina Heckmann to twoja ciocia i chodzi z tobą na mecze Bayernu?
Andreas spłonął takim rumieńcem, że gdyby przyłożyli mu rozżarzony węgiel do policzków prawdopodobnie byłoby mu zimno.
- Nieważne. Nie wracam z wami i już.
- Dobra, luzuj, rób jak chcesz. Chociaż czekaj. – chłopak wyciągnął z kieszeni portfel, wygrzebał w nim coś i rzucił Andreasowi. – Tak na wypadek, jakby rozmowa z „ciocią” za bardzo cię wciągnęła.
Andi złapał to w locie i wściekł się, jak zobaczył co to jest. Prezerwatywa. Schował ją do kieszeni tak szybko, jakby go parzyła, mając nadzieję, że Christina niczego nie widziała. Kretyni.
Pozdrowił kolegów środkowym palcem i uciekł do dziennikarki – przecież nie będzie czekała na niego w nieskończoność, na tyle chyba ją znał.
- No i co tam słychać w wielkim świecie, Team Germany? – rzuciła do niego, gdy tylko do niej podszedł.
- W zasadzie nic ciekawego, treningi i takie tam.
Ta rozmowa nie mogła być już bardziej miałka, więc Christina postanowiła dorzucić coś od siebie, jak to miała w zwyczaju.
- A do szkoły to ty chodzisz? Bo coś nie wyglądasz jakbyś był fanem… - uśmiechnęła się z triumfem. Trafiła w sedno. Andi tylko się zaczerwienił i lekko uniósł kąciki ust dając do zrozumienia, że ma rację. – A teraz co? Jakiś konkurs czy dopiero olimpiada?
- Jeszcze Willingen po drodze, ale to za kilka dni.
- Mhm… - Christina zupełnie nie miała pomysłu, jak dalej poprowadzić ten jakże fascynujący dialog. Najlepszym rozwiązaniem byłoby go zakończyć, ale w sumie… W końcu Wellinger specjalnie zostawił swoich kolegów i pewnie teraz nawet nie ma jak wrócić do domu.
- Chodź do samochodu, jest zimno.
- A co zrobiłaś z kotem?
- Boisz się, że znowu chcę złożyć z ciebie ofiarę? - Christina parsknęła śmiechem. Andreas i Kitty traktowali się na zasadzie „ja cię ko…, ale nogą, ja cię ści…, ale drzwiami”. A jej dręczenie chłopaka biednym małym kotkiem sprawiało wyjątkowo wiele radości.
Wsiedli do samochodu, Andreas dość niepewnie, obawiając się, że nagle z sufitu dosięgną go pazury tego wstrętnego kota. Za to Christina nie wiedziała, co ma z nim teraz zrobić. Gnojek ewidentnie liczył na coś więcej, niż wymiana paru zdań i wynocha do domu na piechotę. Bo przecież nie będzie traciła dwóch godzin życia na wożenie jaśnie pana po Bawarii.
Wymienili jeszcze kilka raczej niegodnych uwagi zdań, kiedy Christinę olśniło – jak zawsze w samochodzie. Chyba temperatura, jaką tam hodowała wpływała na jej szare komórki ożywiająco, choć w dość pokręcony sposób.
- Czyli co, masz teraz mini wakacje?
- No coś w tym rodzaju.
Uśmiechnęła się i odpaliła samochód bez słowa. Chciał rakiet, laserów i fajerwerków? No i będzie miał. Tak czy siak postanowiła nauczyć małego gdzie w Monachium gubi się beret.
- - - -
Jak tylko wysiedli z auta podszedł do nich parkingowy. Chociaż Christina przez całą podróż, czyli 15 minut upierała się, że nie powie mu, gdzie jadą Andreas domyślał się, że na pewno nie na maraton gry w chińczyka. Kminił, gdzie mogą być, aż odwrócił się i przeszedł go dreszcz.
- P1, naprawdę? – powiedział niby obojętnym tonem, ale ciężko mu szło ukrywanie podekscytowania. P1 było jednym z najlepszych i najdroższych klubów w Monachium, o którym on i jego koledzy licealiści tylko słyszeli, bo i tak żaden szanujący się bramkarz nie pomyślałby o wpuszczeniu ich do środka.  – Ale jak ty zamierzasz tam wejść w koszulce Bayernu?
Spojrzał na Christinę i zauważył, że sportowy T-shirt gdzieś zniknął, a górną część jej ciała opinał czarny top obficie uwydatniający biust.
Nie gap się, debilu, one zawsze to widzą… - sam siebie napomniał w myślach, gdy przyłapał swoje oczy na samoczynnym uciekaniu w stronę pokaźnej klatki piersiowej blondynki.
- Kobieta musi być zawsze przygotowana na takie ewentualności, Andreas. – posłała mu promienny uśmiech. Wtedy też zauważył, że do swojego wyglądu dodała także krwiście czerwoną szminkę. Tego było za wiele na jego typowo męskie, zdominowane przez wzrok zmysły.
Oczywiście miał jeszcze pięćset tysięcy pytań, ale Christina nie była zainteresowana słuchaniem – po prostu złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
Już parę razy wprowadzała na takie imprezy osoby, które nie miały wymaganego wieku – czyli w przypadku tego klubu 21 lat. Miała wypracowany sposób – ona szła pokazać swoją kartę vipowską, zagadywała i wdzięczyła się do ochroniarzy, a młokosi przemykali do przodu jak gdyby nigdy nic. Zawsze się udawało i tym razem nie było inaczej.

Od razu skierowali się do baru – to nie wymagało większego ustalania, po prostu jednocześnie tam poszli i usadowili się na krzesłach.
- Czego byś się napił?
- Zdaję się na ciebie, widzę, że czujesz się jak u siebie. – rzucił do niej zaczepnie widząc, jak Christina wygodnie rozsiadła się niczym na tronie. Aczkolwiek pomysł z tym, żeby ona zamawiała nie należał do najlepszych. Przynajmniej nie dla Andreasa.
Wypili, co mieli wypić i Chris znów postanowiła zrobić chłopakowi psikusa. Nagle zeskoczyła z barowego stołka i poszła w głąb klubu, na parkiet, nie czekając wcale na jego reakcję. Było oczywiste, że za nią pójdzie i ona dobrze o tym wiedziała, ba – taki był zamiar.
Wmieszała się w tłum ludzi, który ją otaczał, powoli wczuwając się w rytm. Sweet Nothing Calvina Harissa – to był ten typ klubowej muzyki, przy której umiała się dobrze bawić. Zamknęła oczy i dała się całkowicie ponieść.
Nagle poczuła czyjeś dłonie na swojej talii i mimowolnie się uśmiechnęła. A więc chłopiec jednak zdecydował się dołączyć. W sumie nie spodziewała się, że zrobi to w tak odważny sposób, ale skoro tak się bawimy…
Odwróciła się i uśmiech od razu zszedł jej z twarzy. To nie był Andreas, tylko jakiś odpieprzony bogaty dupek w garniaku z rolexem na nadgarstku, który widocznie szukał sobie kogoś do towarzystwa. Na nieszczęście tego pana Christina nie była zainteresowana.
Zadziwiła, nawet lekko zszokowała ją własna reakcja. To naturalne, że spodziewała się Andreasa, ale czucie na sobie rąk jakiegoś faceta było gorsze niż wtedy, gdy myślała, że to Wellinger. Właściwie dlaczego? Sama nie umiała wytłumaczyć skąd wzięło się to rozczarowanie. Jasne, lubiła Andreasa, chociaż ich relacja była delikatnie ujmując dziwna, ale nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Wyobrażając sobie podobną sytuację z jego udziałem prędzej strzeliłaby mu w pysk, niż ucieszyła się z obłapiania. Jej podświadome reakcje nie odpowiadały temu, co podpowiadał rozsądek.

Andreas już miał do niej podejść, kiedy zauważył kręcącego się wokół niej gościa. Potem doszły jeszcze jego łapska i cały zapał Niemca zgasł w jednej sekundzie. Nie zamierzał przeszkadzać. To, że przyszli razem jeszcze o niczym nie świadczyło. I tak był to miły gest z jej strony– mogła przecież pożegnać się z nim i po prostu pojechać do domu. Dlatego wycofał się i wrócił tam, skąd przyszedł, by nie musieć patrzeć, jak jakiś facet robi to, o czym on mógł tylko pomarzyć. Ponownie rozsiadł się przy barze i kazał sobie podać to, co ostatnio zamawiała Christina – nie wiedział, co to było, ale dawało całkiem niezłego kopa.

Christina otrząsnęła się z początkowego szoku i przybrała nieco sztuczny uśmiech. Rozejrzała się – ani śladu Andreasa. Cóż, widocznie nie każdy jej plan był bez skazy. Koniec końców tańczyła z nieco zbyt nachalnym mężczyzną z ostentacyjną obojętnością – była szansa, że wtedy się odczepi. Ale okazał się dość zdeterminowany, bo nawet nie spostrzegła, gdy zaczął głaskać ją po plecach, schodząc coraz niżej. Teraz nie żałowała już tylko tego, że to nie Andreas, ale że w ogóle dała się w to wciągnąć.
Bezimienny w końcu przekroczył pewną granicę wytrzymałości kobiety, kiedy wplątał w jej włosy dłoń i przyciągnął ją do siebie, próbując na siłę pocałować. Chris odepchnęła go tak mocno, że wpadł na ludzi tańczących za nimi. Korzystając z chwili, kiedy ich przepraszał ulotniła się stamtąd tak szybko, jak umiała, ale on i tak ją dogonił, energicznie szarpiąc za ramię.
- Zostaw mnie, ty pieprzony gnoju! – krzyknęła, próbując się uwolnić. – Jestem tutaj z kimś i lepiej, jak dasz mi spokój.
- Myślisz, że możesz sobie pomiatać kim chcesz, ździr… - uciął, bo coś wyrwało mu dziewczynę z rąk.

Andreas wypił dwie szklanki nieznanej mu cieczy niemal duszkiem i był już mocno wstawiony. Na starym miejscu Chris rozsiadła się jakaś panienka, starająca się do niego wdzięczyć, ale skoczek nie był w humorze. Z nudów zaczął kręcić się na stołku, przy którymś razie dostrzegając z daleka to, co się działo na parkiecie. Niewiele się zastanawiając zerwał się i podbiegł do szarpiącej się dwójki.
- Ona jest ze mną. – powiedział wyjątkowo poważnym jak na niego tonem, obejmując Christinę ramieniem i przyciągając ją do siebie trochę za mocno, niż było trzeba.
Intruz tylko uniósł ręce w obronnym geście, ale było to raczej ironiczne.
- No to życzę miłej zabawy, suko.
Facet oddalił się, a Andreas poniesiony wodzą fantazji i alkoholu już chciał się za nim wyrwać, ale Chris w porę ścisnęła go za rękę dając znak, że to nie jest najlepszy pomysł. Tego jeszcze było im trzeba – publicznej bójki po pijaku w miejscu, w którym 18-latka w ogóle nie powinno być. Trener byłby zachwycony.
- Wszystko ok? – spytał, choć stan jego trzeźwości, a raczej nietrzeźwości sam wołał o pomstę do nieba.
- Tak, tylko wyjdźmy już stąd.
Zostawiła samochód na parkingu – odbierze go sobie jutro, a do domu pojadą taksówką. Rzecz jasna do jej domu. Chociaż akcja z panem flirciarzem popsuła kobiecie cały wieczór obserwowanie pijanego Wellingera było czystą przyjemnością. Gadał od rzeczy, przesadnie gestykulował i opowiadał żarty najgłupsze, jakie kiedykolwiek słyszała, śmiejąc się przy tym jakby ktoś go łaskotał. Zanim dotarli do celu Chris śmiała się razem z nim, choć częściej z niego.

- No dalej, nie będę cię tu wnosić na rękach jak panny młodej. - ledwo wturlał się po schodach na trzecie piętro. Christina ostentacyjnie czekała przy drzwiach aż pan skoczek łaskawie zaciągnie swoje cztery litery do jej mieszkania, żeby móc je zamknąć i oficjalnie zakończyć ten dziwny dzień.
Weszła do środka, ale nigdzie nie widziała Andiego. Dopiero w sypialni zauważyła, że dorobiła się nowego wyposażenia mieszkania – długiej na metr osiemdziesiąt kłody na samym środku łóżka. Poczuł się jak w domu, więc nie zdejmując ani kurtki, ani butów pieprznął się na jej miejscu i cóż, nie było z nim dobrze.
Chris oparła się o framugę drzwi i spojrzała ze sztucznym politowaniem.
- Ile wypiłeś?
- Cztery, te takie no, co zamówiłaś. – wybełkotał, prowadząc jednocześnie nierówną walkę z suwakiem kurtki.
- Ile!? Dziecko, te drinki nazywają się Silent Killer i teraz już dokładnie wiem, dlaczego.
- No i trudno, umarłem, napisz mi na grobie, że Bóg popełnił błąd.
- A w akcie urodzenia czasem tego nie miałeś?
Chłopak postanowił poudawać obrażonego i obrócił się tyłem do niej. Chris przestraszyła się, że może zasnąć, a wtedy już nawet buldożer by go stamtąd nie ściągnął.
- Halo, panie Wellinger, ale kanapa jest w salonie i tam się proszę przetransportować. – Andreas nie zamierzał się wcale przemieszczać, ale w końcu nie mógł już wytrzymać jej ujadania nad uchem - zwlókł się z łóżka i obijając się o ściany jakimś cudem dotarł do kanapy, znów kładąc się w opakowaniu.
Nie żeby Andreas w czymkolwiek jej przeszkadzał, ale na pewno nie zamierzała mu odstępować najlepszego miejsca w całym mieszkaniu. Przebrała się w piżamę i wsunęła pod kołdrę, rozciągając się na całe łóżko, w końcu rozprostowując ciało po męczącym dniu.
Wydarzenia całego wieczoru plątały jej się po głowie, na szczęście niedługo, bo tak zmęczona nie musiała długo czekać na sen, z którego dość szybko została wyrwana.

- Posuń się.

Christina popatrzyła na chłopaka wzrokiem nie dającym cienia złudzeń. Nie zamierzała ruszyć się ani o milimetr. Nie przemyślała chyba, że Andi był od niej pięć razy silniejszy i w końcu po proszeniu i błaganiu nie wytrzymał – wsunął pod nią ręce i od tak przerzucił ją sobie na drugi koniec łóżka z taką lekkością, jakby przerzucał piasek na plaży dziecięcą łopatką.
- Nie będziesz tu spał, w dodatku w zimowej kurtce! – z całej siły go pchała, ale niczego to nie wniosło.
- Nie ma problemu. – ściągnął z siebie wszystko oprócz bielizny i T-shirtu. - Będę, bo twoja kanapa śmierdzi kotem.
- A chcesz sprawdzić czym pachnie podłoga? -  nie dało się siłą, to da się sposobem. Chris zadawała mu krótkie ciosy w żebra, łaskocząc go przy tym i waląc kolanami. Skala była podobna, jak walka Pudziana z Najmanem – dużo chęci ze strony mniejszego w konfrontacji z siłą większego daje kiepski efekt. I tak właśnie było, gdy Andreas zakończył ostatecznie tę błazenadę silnym uściskiem swoich dłoni na jej nadgarstkach, wciskając je w materac.
- Uspokoisz się czy nie?
Wkurzona, że przegrała i będzie musiała z nim spać nie odezwała się słowem, tylko wpatrywała w te duże, niebieskie oczęta ostatni raz próbując go jakoś zgasić. Stało się coś odwrotnego – chłopak też się na nią gapił, a jej się zdawało, że minimalnie, ale jego twarz znalazła się trochę bliżej.

Wystarczyło obejrzeć kilka romansów żeby wiedzieć, do czego zmierzają takie sytuacje. Dlatego Christinie zapaliło się w głowie czerwone światełko. Kobieto, ogarnij się, on ma dopiero 18 lat, a ty zabierasz go na imprezę, upijasz, miętosisz się z nim w jednym łóżku i jeszcze… Bała się nawet o tym pomyśleć.

- Christino Heckmann, dziennikarko i redaktorko sportowa…- oho, zaczyna się. – Czy… - tak, wyjdę za ciebie cholerny złamasie! – Pojedziesz ze mną do Soczi?


OGŁOSZENIA PARAFIALNE

Przepraszam, że tyle czasu nic się tu nie pojawiło, ale Chris i Andi zaczekają, a studia nie ;> Jak na razie wracam, mam nadzieję, że od teraz już wszystko będzie regularnie. Dzięki wszystkim czytającym i komentującym - dodajecie skrzydeł lepiej, niż Red Bull - nawet jeśli pije go Schlierenzauer! ;)
__________________________________________________________________________
Jeśli też chciałabyś usłyszeć to pytanie od Andiego - zostaw komentarz ;)

8 komentarzy:

  1. Dzięki Ci, kobieto, bo sprawiłaś, że się konkretnie poryczałam ze śmiechu! Czytałam dwa rozdziały po kolei i pisząc ten komentarz wciąż się śmieję pod nosem — to jest takie inne i... genialne! Twoja bohaterka jest taką cwaniarą, a jej przemyślenia i odzywki względem Wellingera doprowadzają mnie do wielkiego banana na twarzy. Historia całkowicie świeża i odmienna od wszystkiego co miałam przyjemność czytać wcześniej. Trzymam za Ciebie mocno kciuki, a Ty pisz, wymyślaj i kombinuj. Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się nawet tak dobrego przyjęcia, dzięki za komentarz, aczkolwiek chyba przeceniasz moje umiejętności :D Zresztą, co tu dużo mówić - Twoje blogi o Gregorze i Andreasie sprowokowały u mnie pomysł stworzenia własnego, więc masz w tej historii jakiś udział :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział haha ;) Myśli Christiny na temat Andiego są bezbłędne :D Hahaha :D spotkanie na meczu...Rozwalili mnie jego zacni towarzysze, od razu jedno im w głowie i rzucają zaopatrzeniem hahaha :D Andi musiał słodko wyglądać jak się tak zarumienił :D Faktycznie, coś im ta rozmowa się nie kleiła, ale co by nie było to znaleźli się w klubie, a później w domu dziewczyny...Pijany Andi i od razu się na łóżko rzuca, bo kanapa pachnie kotem...No, co za biedak z niego. Padłam w momencie, kiedy zapytała się go o to, czy chce wiedzieć jak pachnie podłoga hahahaha :D Och, Andi, Andi, co to za propozycja...ciekawe czy na nią przystanie;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, zobaczymy, czy przystanie, wszystko wyjdzie w praniu :D

      Dzięki za miłe słowa. Wkrótce zamierzam przeczytać i skomentować wszystko na Twoim blogu, bo ostatnio nie miałam na to czasu :)

      Usuń
  3. Oficjalnie uwielbiam ten rozdział! Kurde, widzę dużo mam wspólnego z Christiną. Wiek pominę, bo to akurat znaczenia nie ma żadnego. Fascynacja piłką nożną ... jak ja tą kobietę rozumiem! Ok, nie jestem kibicem Bayernu (ale uwielbiam Lahma - a raczej jego umiejętności, żeby nie było :P) tylko Realu Madryt, ale football to football. Kot? U mnie pies, ale zwierzak to zwierzak. Przynajmniej rodziców nie mam tak nadętych jak ona, jeden plus.
    Hmm ale proszę ... spod skoczni przenieśli się na stadion. To się nazywa przeznaczenie! Ale żeby od razu CIOCIA? Serio Andi? Chociaż prezerwatywa mnie powaliła na łopatki! Ale koledzy mieli rację, jakby to nie miałoby zabrzmieć O.o
    No i akcja w klubie. Andi w roli ochroniarza i bohatera ... aż mnie ciarki przeszły. Szkoda tylko, że musiał najpierw nawalić się w '4 tyłki' ale gest w końcu trzeba docenić. Chociaż wrypanie się na czyjeś łóżko już nie bardzo. Końcówka rozczulająca! Wstęp niczym do oświadczyn a tu tylko, albo aż zaproszenie do Soczi. Nie wiem co ten Andi tak wszystkich zaprasza do tej Rosji, sam się boi czy jak? No ale ... mam rozumieć że Christina podświadomie się zgodziła na 'oświadczyny' ... proszę proszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to piąteczka, bo ja też kibicuje Realowi - jest w moim rankingu ulubionych klubów na drugim miejscu :D
      Dzięki za komentarz :*

      Usuń
  4. Siódma! Hehe :D wiesz co ja myślę o tym rozdziale :D jedyne co - więcej akcji Chris&Thea Team, jeśli wiesz co ja znaczę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, Ty mi tu nie cytuj Piotrka Żyły :D

      Wiem, co znaczysz i jestem za, w końcu wkrótce Soczi a kto wie, może i Christina się skusi... :D

      Usuń