Dwa tygodnie później…
Przeciętni pracownicy nie
wykonują swojej pracy na tyle źle, by z pełną premedytacją zostać za nią zwolnieni.
Chistina pod żadnym względem nie była przeciętna, a cała szopka w Zakopanem
miała mieć piorunujący efekt. Dziennikarka bywała ekscentryczna, ale na pewno
nie była głupia, więc nie dała się tak po prostu wykopać - zaraz po powrocie do Berlina zapakowała
film razem ze swoją rezygnacją na piśmie, paczkę adresując do znienawidzonej
redakcji.
W tym, co napisała do byłego już
szefa nie przebierała w słowach, stąd zdziwienie, gdy pewnego popołudnia
siedząc w salonie z maseczką na twarzy zobaczyła swojego ulubieńca, Andreasa
opieprzanego przez sprzątaczkę.
- Ale numer… - powiedziała sama
do siebie, bo nie wierzyła wcześniej w to, że faktycznie ktoś to wyemituje. Gdyby
kiedyś jej odbiło i znalazłaby się na którymś z konkursów w skokach Tom Hilde
nie byłby zadowolony.
Nie zamierzała szukać nowej
posady od razu. Wolała poświęcić trochę czasu sobie – wystarczająco długo nie
była już u kosmetyczki i fryzjera. Od razu kupiła też bilet na mecz Bayernu, na
który pierwszy raz od dawien dawna miała iść jako zwykły kibic. Nawet jeśli
wiązało się to z wizytą u rodziców mieszkających w Monachium.
Relacje Christiny z rodziną były
dość skomplikowane. O ile dalsi krewni dawali radę, to jej rodzice za bardzo
zepsuli młodość kobiety, wciąż zmuszając do podejmowania konkretnych decyzji.
Jako jedynaczka była dla nich
jedną, jedyną szansą na spełnienie marzeń, którym sami nie sprostali. Oboje
byli prawnikami, więc białe koszule i poprawność polityczna stały w ich domu na
pierwszym miejscu. Christina tego nie znosiła, dusiła się w tym dystyngowanym
towarzystwie, więc próbowała jak najczęściej od tego uciekać. Nie wyszło jej to
za dobrze, bo koniec końców uległa i sama studiowała prawo. Ba, studia nawet
skończyła, ale wiedziała, że nie pójdzie w ślady ojca i matki i nigdy,
przenigdy nie wskoczy w sztywnie wyprasowaną garsonkę by walczyć o czyjeś
alimenty.
Rodzice nigdy nie zaakceptowali
tego, że interesowała się sportem. Gdy zaczęła uprawiać gimnastykę artystyczną
zamiast ślęczeć nad książkami dopingowali z całego serca, by jak najszybciej
jej minęło. Ich zaklinanie przyniosło efekty, bo już po kilku latach uprawiania
tej dyscypliny, mimo dobrego debiutu Christina musiała przestać – więzadła
kolanowe odmówiły posłuszeństwa. Ale zainteresowanie światem sportu nie minęło
i założyła sobie, że tak czy siak powiąże z nim przyszłość. A to oznaczało zero
rozmów z rodzicami o pracy.
Właściwie w ogóle na zbyt wiele
tematów nie mogli rozmawiać. Gdy schodziło na Berlin dąsali się, że nie mieszka
w Monachium, chociaż ma tam mieszkanie. Na facetów – że wybrała kota. W ich
oczach powinna być bawarską panią prawnik z eleganckim mężem i dwójką dzieci.
Niedoczekanie.
Tak się składa, że Christina
zdecydowane wolała towarzystwo rozwrzeszczanych, spoconych facetów uganiających
się za jedną piłką. Właśnie z perspektywy widza, z trybun uwielbiała dopingować
chlubę Bawarii. Kiedy Bayern wygrywał Ligę Mistrzów niemal umarła na zawał w
ostatnich minutach meczu, po wszystkim płacząc jak dziecko. Miała hopla, na
którego nie było żadnego lekarstwa.
W dzień meczu odbębniła swoje i
zaraz po wizycie u rodziców pojechała na Allianz Arenę. Wyjątkowo wczuła się w
dopingowanie. Tak bardzo, że dopiero w drugiej połowie dostrzegła dwoje dużych,
niebieskich oczu, które wpatrywały się w nią z sektora obok. No nie, znowu ten
gnojek. Nie mogła już udawać, że go nie widziała, więc uśmiechnęła się, co
odwzajemnił Andreas.
Tak jak Christina miał na sobie
koszulkę Bayernu. Jednak ten świat był mały – trafiali na siebie cały czas, co
skłoniło dziennikarkę do myślenia – czy to się kiedyś skończy? W zasadzie
lubiła tego chłopaka, był bardzo sympatyczny, tyle tylko, że w jej planach nie
było miejsca na kolejne spotkanie z nim.
Oczywiście Andreas też się tego
nie spodziewał. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że się nie cieszył. Dalej
pamiętał to, jak zachowała się wobec niego przed wyjazdem z Zakopanego. A
przynajmniej tak usprawiedliwiał w myślach to, jak szybko na jego twarzy
pojawił się głupkowaty uśmiech, gdy ją zobaczył. Ugh, nawet nie była w jego
typie. Tylko jaki był jego typ? Silikonowe lale z Brazzersa? Niestety, w świecie
Andiego nie występowały żadne dziewczyny. Nie żeby nie było chętnych, ale
zwyczajnie nie miał na to czasu, a kiedy już miał, to i tak mu nie wychodziło.
Kiedy rozmawiał z kimś, kto mu się podobał nagle uchodziła z niego cała pewność
siebie i mówił, jakby dopiero co spadł mu na głowę meteoryt. Z Chris było
inaczej, bo i tak wiedział, że nigdy, nawet w alternatywnym wszechświecie nie
miałby u niej szans. Była starsza, cholernie atrakcyjna, wygadana. To nie była
jego liga.
Ale Andi nie zawracał sobie w tamtej
chwili głowy. Bayern wygrał, a on w końcu namówił swoją siostrę do tego, żeby
pojechała z nim do Soczi. Oczywiście musiał się posunąć do psychologicznej
gierki, ale było warto. A myśląc o Olimpiadzie pomyślał o jeszcze jednej
osobie, która mogła tam pojechać…
- Cześć! Nie wiedziałem, że
kibicujesz Bayernowi. – podszedł do Chris na schodach, kiedy razem z innymi
kibicami udawali się do wyjścia.
- Ja też nie wiedziałam, że interesuje cię
inny sport niż skakanie na dwóch deskach. – odpowiedziała zjadliwie, ale nie
mogła ukryć dobrego humoru i cały czas uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Ej, Andi! Tu jesteśmy! –
dobiegł ich krzyk zza pleców Andreasa. To jego kumple wybrali najmniej
odpowiedni moment na przypomnienie sobie o nim.
- Poczekasz chwilę? – spytał i
już zaraz był w drodze, by ich spławić. Christina nie wiedziała, po co ma na
niego czekać, ale pokiwała głową i nie ruszała się z miejsca.
- Pakować się do auta, jedziemy.
– zarządził jeden z kolegów Andreasa, który jednak miał odmienne zdanie na ten
temat.
- Jedźcie beze mnie.
- Co, a to dlaczego? Kto to? –
rzucił podejrzliwie kumpel Andiego, zerkając mu przez ramię.
- Nikt. Znaczy, moja ciocia, chcę
z nią jeszcze chwilę pogadać.
Cała grupka parsknęła śmiechem.
- Serio, stary? Christina
Heckmann to twoja ciocia i chodzi z tobą na mecze Bayernu?
Andreas spłonął takim rumieńcem,
że gdyby przyłożyli mu rozżarzony węgiel do policzków prawdopodobnie byłoby mu
zimno.
- Nieważne. Nie wracam z wami i
już.
- Dobra, luzuj, rób jak chcesz.
Chociaż czekaj. – chłopak wyciągnął z kieszeni portfel, wygrzebał w nim coś i
rzucił Andreasowi. – Tak na wypadek, jakby rozmowa z „ciocią” za bardzo cię
wciągnęła.
Andi złapał to w locie i wściekł
się, jak zobaczył co to jest. Prezerwatywa. Schował ją do kieszeni tak szybko,
jakby go parzyła, mając nadzieję, że Christina niczego nie widziała. Kretyni.
Pozdrowił kolegów środkowym
palcem i uciekł do dziennikarki – przecież nie będzie czekała na niego w
nieskończoność, na tyle chyba ją znał.
- No i co tam słychać w wielkim świecie,
Team Germany? – rzuciła do niego, gdy tylko do niej podszedł.
- W zasadzie nic ciekawego, treningi
i takie tam.
Ta rozmowa nie mogła być już
bardziej miałka, więc Christina postanowiła dorzucić coś od siebie, jak to
miała w zwyczaju.
- A do szkoły to ty chodzisz? Bo
coś nie wyglądasz jakbyś był fanem… - uśmiechnęła się z triumfem. Trafiła w
sedno. Andi tylko się zaczerwienił i lekko uniósł kąciki ust dając do
zrozumienia, że ma rację. – A teraz co? Jakiś konkurs czy dopiero olimpiada?
- Jeszcze Willingen po drodze,
ale to za kilka dni.
- Mhm… - Christina zupełnie nie
miała pomysłu, jak dalej poprowadzić ten jakże fascynujący dialog. Najlepszym
rozwiązaniem byłoby go zakończyć, ale w sumie… W końcu Wellinger specjalnie
zostawił swoich kolegów i pewnie teraz nawet nie ma jak wrócić do domu.
- Chodź do samochodu, jest zimno.
- A co zrobiłaś z kotem?
- Boisz się, że znowu chcę złożyć
z ciebie ofiarę? - Christina parsknęła śmiechem. Andreas i Kitty traktowali się
na zasadzie „ja cię ko…, ale nogą, ja cię ści…, ale drzwiami”. A jej dręczenie
chłopaka biednym małym kotkiem sprawiało wyjątkowo wiele radości.
Wsiedli do samochodu, Andreas
dość niepewnie, obawiając się, że nagle z sufitu dosięgną go pazury tego
wstrętnego kota. Za to Christina nie wiedziała, co ma z nim teraz zrobić.
Gnojek ewidentnie liczył na coś więcej, niż wymiana paru zdań i wynocha do domu
na piechotę. Bo przecież nie będzie traciła dwóch godzin życia na wożenie
jaśnie pana po Bawarii.
Wymienili jeszcze kilka raczej
niegodnych uwagi zdań, kiedy Christinę olśniło – jak zawsze w samochodzie.
Chyba temperatura, jaką tam hodowała wpływała na jej szare komórki ożywiająco,
choć w dość pokręcony sposób.
- Czyli co, masz teraz mini
wakacje?
- No coś w tym rodzaju.
Uśmiechnęła się i odpaliła
samochód bez słowa. Chciał rakiet, laserów i fajerwerków? No i będzie miał. Tak
czy siak postanowiła nauczyć małego gdzie w Monachium gubi się beret.
- - - -
Jak tylko wysiedli z auta
podszedł do nich parkingowy. Chociaż Christina przez całą podróż, czyli 15
minut upierała się, że nie powie mu, gdzie jadą Andreas domyślał się, że na
pewno nie na maraton gry w chińczyka. Kminił, gdzie mogą być, aż odwrócił się i
przeszedł go dreszcz.
- P1, naprawdę? – powiedział niby
obojętnym tonem, ale ciężko mu szło ukrywanie podekscytowania. P1 było jednym z
najlepszych i najdroższych klubów w Monachium, o którym on i jego koledzy
licealiści tylko słyszeli, bo i tak żaden szanujący się bramkarz nie pomyślałby
o wpuszczeniu ich do środka. – Ale jak
ty zamierzasz tam wejść w koszulce Bayernu?
Spojrzał na Christinę i zauważył,
że sportowy T-shirt gdzieś zniknął, a górną część jej ciała opinał czarny top
obficie uwydatniający biust.
Nie gap się, debilu, one zawsze
to widzą… - sam siebie napomniał w myślach, gdy przyłapał swoje oczy na
samoczynnym uciekaniu w stronę pokaźnej klatki piersiowej blondynki.
- Kobieta musi być zawsze
przygotowana na takie ewentualności, Andreas. – posłała mu promienny uśmiech.
Wtedy też zauważył, że do swojego wyglądu dodała także krwiście czerwoną
szminkę. Tego było za wiele na jego typowo męskie, zdominowane przez wzrok
zmysły.
Oczywiście miał jeszcze pięćset
tysięcy pytań, ale Christina nie była zainteresowana słuchaniem – po prostu
złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
Już parę razy wprowadzała na
takie imprezy osoby, które nie miały wymaganego wieku – czyli w przypadku tego
klubu 21 lat. Miała wypracowany sposób – ona szła pokazać swoją kartę vipowską,
zagadywała i wdzięczyła się do ochroniarzy, a młokosi przemykali do przodu jak
gdyby nigdy nic. Zawsze się udawało i tym razem nie było inaczej.
Od razu skierowali się do baru –
to nie wymagało większego ustalania, po prostu jednocześnie tam poszli i
usadowili się na krzesłach.
- Czego byś się napił?
- Zdaję się na ciebie, widzę, że
czujesz się jak u siebie. – rzucił do niej zaczepnie widząc, jak Christina
wygodnie rozsiadła się niczym na tronie. Aczkolwiek pomysł z tym, żeby ona
zamawiała nie należał do najlepszych. Przynajmniej nie dla Andreasa.
Wypili, co mieli wypić i Chris
znów postanowiła zrobić chłopakowi psikusa. Nagle zeskoczyła z barowego stołka
i poszła w głąb klubu, na parkiet, nie czekając wcale na jego reakcję. Było
oczywiste, że za nią pójdzie i ona dobrze o tym wiedziała, ba – taki był
zamiar.
Wmieszała się w tłum ludzi, który
ją otaczał, powoli wczuwając się w rytm. Sweet Nothing Calvina Harissa – to był
ten typ klubowej muzyki, przy której umiała się dobrze bawić. Zamknęła oczy i
dała się całkowicie ponieść.
Nagle poczuła czyjeś dłonie na
swojej talii i mimowolnie się uśmiechnęła. A więc chłopiec jednak zdecydował
się dołączyć. W sumie nie spodziewała się, że zrobi to w tak odważny
sposób, ale skoro tak się bawimy…
Odwróciła się i uśmiech od razu
zszedł jej z twarzy. To nie był Andreas, tylko jakiś odpieprzony bogaty dupek w
garniaku z rolexem na nadgarstku, który widocznie szukał sobie kogoś do
towarzystwa. Na nieszczęście tego pana Christina nie była zainteresowana.
Zadziwiła, nawet lekko zszokowała
ją własna reakcja. To naturalne, że spodziewała się Andreasa, ale czucie na
sobie rąk jakiegoś faceta było gorsze niż wtedy, gdy myślała, że to Wellinger.
Właściwie dlaczego? Sama nie umiała wytłumaczyć skąd wzięło się to
rozczarowanie. Jasne, lubiła Andreasa, chociaż ich relacja była delikatnie
ujmując dziwna, ale nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Wyobrażając sobie
podobną sytuację z jego udziałem prędzej strzeliłaby mu w pysk, niż ucieszyła
się z obłapiania. Jej podświadome reakcje nie odpowiadały temu, co podpowiadał
rozsądek.
Andreas już miał do niej podejść,
kiedy zauważył kręcącego się wokół niej gościa. Potem doszły jeszcze jego
łapska i cały zapał Niemca zgasł w jednej sekundzie. Nie zamierzał
przeszkadzać. To, że przyszli razem jeszcze o niczym nie świadczyło. I tak był to
miły gest z jej strony– mogła przecież pożegnać się z nim i po prostu pojechać
do domu. Dlatego wycofał się i wrócił tam, skąd przyszedł, by nie musieć
patrzeć, jak jakiś facet robi to, o czym on mógł tylko pomarzyć. Ponownie
rozsiadł się przy barze i kazał sobie podać to, co ostatnio zamawiała Christina
– nie wiedział, co to było, ale dawało całkiem niezłego kopa.
Christina otrząsnęła się z
początkowego szoku i przybrała nieco sztuczny uśmiech. Rozejrzała się – ani
śladu Andreasa. Cóż, widocznie nie każdy jej plan był bez skazy. Koniec końców
tańczyła z nieco zbyt nachalnym mężczyzną z ostentacyjną obojętnością – była
szansa, że wtedy się odczepi. Ale okazał się dość zdeterminowany, bo nawet nie
spostrzegła, gdy zaczął głaskać ją po plecach, schodząc coraz niżej. Teraz nie
żałowała już tylko tego, że to nie Andreas, ale że w ogóle dała się w to
wciągnąć.
Bezimienny w końcu przekroczył
pewną granicę wytrzymałości kobiety, kiedy wplątał w jej włosy dłoń i
przyciągnął ją do siebie, próbując na siłę pocałować. Chris odepchnęła go tak
mocno, że wpadł na ludzi tańczących za nimi. Korzystając z chwili, kiedy ich
przepraszał ulotniła się stamtąd tak szybko, jak umiała, ale on i tak ją
dogonił, energicznie szarpiąc za ramię.
- Zostaw mnie, ty pieprzony
gnoju! – krzyknęła, próbując się uwolnić. – Jestem tutaj z kimś i lepiej, jak
dasz mi spokój.
- Myślisz, że możesz sobie
pomiatać kim chcesz, ździr… - uciął, bo coś wyrwało mu dziewczynę z rąk.
Andreas wypił dwie szklanki
nieznanej mu cieczy niemal duszkiem i był już mocno wstawiony. Na starym
miejscu Chris rozsiadła się jakaś panienka, starająca się do niego wdzięczyć,
ale skoczek nie był w humorze. Z nudów zaczął kręcić się na stołku, przy
którymś razie dostrzegając z daleka to, co się działo na parkiecie. Niewiele się
zastanawiając zerwał się i podbiegł do szarpiącej się dwójki.
- Ona jest ze mną. – powiedział
wyjątkowo poważnym jak na niego tonem, obejmując Christinę ramieniem i
przyciągając ją do siebie trochę za mocno, niż było trzeba.
Intruz tylko uniósł ręce w obronnym
geście, ale było to raczej ironiczne.
- No to życzę miłej zabawy, suko.
Facet oddalił się, a Andreas
poniesiony wodzą fantazji i alkoholu już chciał się za nim wyrwać, ale Chris w
porę ścisnęła go za rękę dając znak, że to nie jest najlepszy pomysł. Tego
jeszcze było im trzeba – publicznej bójki po pijaku w miejscu, w którym
18-latka w ogóle nie powinno być. Trener byłby zachwycony.
- Wszystko ok? – spytał, choć
stan jego trzeźwości, a raczej nietrzeźwości sam wołał o pomstę do nieba.
- Tak, tylko wyjdźmy już stąd.
Zostawiła samochód na parkingu –
odbierze go sobie jutro, a do domu pojadą taksówką. Rzecz jasna do jej domu.
Chociaż akcja z panem flirciarzem popsuła kobiecie cały wieczór obserwowanie
pijanego Wellingera było czystą przyjemnością. Gadał od rzeczy, przesadnie
gestykulował i opowiadał żarty najgłupsze, jakie kiedykolwiek słyszała, śmiejąc
się przy tym jakby ktoś go łaskotał. Zanim dotarli do celu Chris śmiała się
razem z nim, choć częściej z niego.
- No dalej, nie będę cię tu
wnosić na rękach jak panny młodej. - ledwo wturlał się po schodach na trzecie
piętro. Christina ostentacyjnie czekała przy drzwiach aż pan skoczek łaskawie
zaciągnie swoje cztery litery do jej mieszkania, żeby móc je zamknąć i
oficjalnie zakończyć ten dziwny dzień.
Weszła do środka, ale nigdzie nie
widziała Andiego. Dopiero w sypialni zauważyła, że dorobiła się nowego
wyposażenia mieszkania – długiej na metr osiemdziesiąt kłody na samym środku
łóżka. Poczuł się jak w domu, więc nie zdejmując ani kurtki, ani butów pieprznął
się na jej miejscu i cóż, nie było z nim dobrze.
Chris oparła się o framugę drzwi
i spojrzała ze sztucznym politowaniem.
- Ile wypiłeś?
- Cztery, te takie no, co
zamówiłaś. – wybełkotał, prowadząc jednocześnie nierówną walkę z suwakiem
kurtki.
- Ile!? Dziecko, te drinki
nazywają się Silent Killer i teraz już dokładnie wiem, dlaczego.
- No i trudno, umarłem, napisz mi
na grobie, że Bóg popełnił błąd.
- A w akcie urodzenia czasem tego
nie miałeś?
Chłopak postanowił poudawać
obrażonego i obrócił się tyłem do niej. Chris przestraszyła się, że może
zasnąć, a wtedy już nawet buldożer by go stamtąd nie ściągnął.
- Halo, panie Wellinger, ale
kanapa jest w salonie i tam się proszę przetransportować. – Andreas nie
zamierzał się wcale przemieszczać, ale w końcu nie mógł już wytrzymać jej
ujadania nad uchem - zwlókł się z łóżka i obijając się o ściany jakimś cudem
dotarł do kanapy, znów kładąc się w opakowaniu.
Nie żeby Andreas w czymkolwiek
jej przeszkadzał, ale na pewno nie zamierzała mu odstępować najlepszego miejsca
w całym mieszkaniu. Przebrała się w piżamę i wsunęła pod kołdrę, rozciągając
się na całe łóżko, w końcu rozprostowując ciało po męczącym dniu.
Wydarzenia całego wieczoru
plątały jej się po głowie, na szczęście niedługo, bo tak zmęczona nie musiała
długo czekać na sen, z którego dość szybko została wyrwana.
- Posuń się.
Christina popatrzyła na chłopaka
wzrokiem nie dającym cienia złudzeń. Nie zamierzała ruszyć się ani o milimetr.
Nie przemyślała chyba, że Andi był od niej pięć razy silniejszy i w końcu po
proszeniu i błaganiu nie wytrzymał – wsunął pod nią ręce i od tak przerzucił ją
sobie na drugi koniec łóżka z taką lekkością, jakby przerzucał piasek na plaży
dziecięcą łopatką.
- Nie będziesz tu spał, w dodatku
w zimowej kurtce! – z całej siły go pchała, ale niczego to nie wniosło.
- Nie ma problemu. – ściągnął z
siebie wszystko oprócz bielizny i T-shirtu. - Będę, bo twoja kanapa śmierdzi
kotem.
- A chcesz sprawdzić czym pachnie
podłoga? - nie dało się siłą, to da się
sposobem. Chris zadawała mu krótkie ciosy w żebra, łaskocząc go przy tym i
waląc kolanami. Skala była podobna, jak walka Pudziana z Najmanem – dużo chęci
ze strony mniejszego w konfrontacji z siłą większego daje kiepski efekt. I tak
właśnie było, gdy Andreas zakończył ostatecznie tę błazenadę silnym uściskiem
swoich dłoni na jej nadgarstkach, wciskając je w materac.
- Uspokoisz się czy nie?
Wkurzona, że przegrała i będzie
musiała z nim spać nie odezwała się słowem, tylko wpatrywała w te duże,
niebieskie oczęta ostatni raz próbując go jakoś zgasić. Stało się coś
odwrotnego – chłopak też się na nią gapił, a jej się zdawało, że minimalnie,
ale jego twarz znalazła się trochę bliżej.
Wystarczyło obejrzeć kilka
romansów żeby wiedzieć, do czego zmierzają takie sytuacje. Dlatego Christinie
zapaliło się w głowie czerwone światełko. Kobieto, ogarnij się, on ma dopiero
18 lat, a ty zabierasz go na imprezę, upijasz, miętosisz się z nim w jednym
łóżku i jeszcze… Bała się nawet o tym pomyśleć.
- Christino Heckmann,
dziennikarko i redaktorko sportowa…- oho, zaczyna się. – Czy… - tak, wyjdę za
ciebie cholerny złamasie! – Pojedziesz ze mną do Soczi?
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Przepraszam, że tyle czasu nic się tu nie pojawiło, ale Chris i Andi zaczekają, a studia nie ;> Jak na razie wracam, mam nadzieję, że od teraz już wszystko będzie regularnie. Dzięki wszystkim czytającym i komentującym - dodajecie skrzydeł lepiej, niż Red Bull - nawet jeśli pije go Schlierenzauer! ;)
__________________________________________________________________________
Jeśli też chciałabyś usłyszeć to pytanie od Andiego - zostaw komentarz ;)