Po tamtym wieczorze Christina
przestała myśleć o powrocie do domu. Soczi… nie było takie złe. Ale jak na
złość właśnie wtedy, gdy zaczęło jej się podobać zostało zbyt mało czasu, by
się tym cieszyć. Konkurs drużynowy był 17 lutego, a już po trzech dniach od
niego opuszczali to, bądź co bądź piękne miasto nad Morzem Czarnym.
Jej nastroje co do Andreasa
zazwyczaj chwiały się jak chorągiewka na wietrze, jednak coraz bardziej
upewniała się w przekonaniu, że może ten mały, pryszczaty Bawarczyk nie jest
taki zły. Gdyby tylko dało się uniknąć pierwszego przymiotnika… Zwykle nie
miała z takimi rzeczami problemu – kiedy czegoś chciała, robiła to i cała
reszta była mało ważna. Ale nie w tym przypadku. Dlaczego? Cholera wie. Może
wynikało to stąd, że Andi miał w sobie coś z dziecięcej niewinności, która raz
po raz uwidaczniała się w jego zachowaniu. Był ostatnią osobą, którą Chris
kiedykolwiek chciałaby skrzywdzić, a ogarniało ją dziwne wrażenie, że jest to
bardzo prawdopodobne.
* * *
Choć Andreas najchętniej rzuciłby
wszystko i spędzał czas zawinięty z Christiną w jednym kokonie to Schuster
skutecznie rozwiewał te marzenia. Dzień przed drużynówką miał być prawie jak
sąd ostateczny i każdy skoczek o tym wiedział - tym bardziej, że w
indywidualnych konkursach Niemcy świata nie zawojowali.
Welli z całego serca życzył
medalu Freundowi, którego bardzo lubił. Niestety nie wyszło - wszystko co się
dało sprzątnął im sprzed nosa Stoch. Za to w rywalizacji drużynowej Schuster
miał wielką chrapkę na utarcie nosa Pointnerowi. Jego bandę nazywano faworytami
do złota, ale co oni tam wiedzą. W końcu Soczi było jak dotąd bardzo
niestandardową olimpiadą…
Z powyższych powodów 16 lutego
był dniem na prężenie muskułów. Niektórzy z nich zrozumieli to dosłownie – za
każdym razem, gdy Wank mijał trenera naprężał wszystkie mięśnie i kroczył
dziarsko, prosto w tyłek Wernera. Z czapką Viessmana zamiast wazeliny. No ale
jak ktoś nie umie skakać to dobrze mieć i inne umiejętności.
Freitag i tak wiedział, że nie
poskacze. Coś niedobrego stało się z jego formą tuż przed igrzyskami. Nie
rozpaczał z tego powodu ani też nie walczył jakoś szczególnie o poprawienie
tego stanu. Nie był jednym z tych skoczków, którzy po nieudanym skoku ciskali
nartami o ziemię. Raczej „ups, nie wyszło, przepraszam, do widzenia”. Zawsze,
gdy cała kadra była w komplecie podczas, gdy Wank opowiadał kawały albo
naśmiewał się z Wellingera Richard tylko unosił kąciki ust – jeśli żart był
wystarczająco głupi. Andi, od kiedy zaczął skakać w PŚ momentalnie zauważył w
nim coś dziwnego, tylko nie mógł zlokalizować źródła. A po pewnym czasie przestało go to nurtować – Freitag był mrukiem i już.
Po kolejnym wyczerpującym
treningu Andreas bardzo, ale to bardzo miał ochotę zabić Schustera za to, jak
ich męczył. Bo po co przed jednym z najbardziej stresujących momentów w życiu
najzwyczajniej odpocząć? Przecież można podnieść jeszcze jedną sztangę i mało się
przy tym nie udusić. Efekt był taki, że dreptając sobie w kierunku pokoju
Christiny o godzinie 14-stej Welli ledwo wlókł się po ziemi.
Perspektywa spotkania oczywiście
go ożywiała. Ale na nogi postawił go dopiero widok, jaki rozciągnął się przed
nim, gdy otworzyła drzwi.
- No, jesteś wreszcie, tak długo
was trzymał? – rzuciła na przywitanie i cofnęła się do środka. Owinięta w sam jeden króciusieńki ręcznik.
O Panie. Tylko tyle potrafił wykrzesać jego mózg, kiedy już cała
krew spłynęła w dół. Lustrował wzrokiem wszystkie krawędzie ręcznika z każdej
możliwej strony. U dołu dość smukłe nogi, rozszerzające się delikatnie w górę,
do ud, które niestety były nieco przysłonięte. Potem długo, długo nic aż do
biustu. Przez materiał odbijały się… O Boże, czy to były...? Nie, nie mógł tak
dłużej. Oderwał oczy od dekoltu dziennikarki i przeniósł je nieco wyżej,
trafiając wprost na rozbawiony wyraz jej twarzy.
- Może lepiej pójdę się przebrać.
– powiedziała z wrednym uśmieszkiem, specjalnie kręcąc tyłkiem gdy go
mijała. Biedny Welli cały poczerwieniał i takim go zastała także po powrocie.
- Lepiej? – spytała z przekąsem
siadając obok niego na łóżku już w jeansach i bluzce na ramiączkach.
- To zależy jak na to spojrzeć.
- Byle nie tak, jak przed chwilą,
bo nigdy ci to nie zejdzie. – odpowiedziała i cmoknęła go w policzek, dopiero
zmieniający barwę z czerwonej na różową.
Przeszedł go przyjemny dreszcz,
tak jak za każdym razem, gdy go dotykała. Odruchowo przekręcił głowę, żeby na
nią spojrzeć, a ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko.
- Muszę zaraz wyjść. – szepnęła,
wyczuwając iskierki jakie między nimi przechodziły.
- Zaraz to dużo czasu.
Nic nie powiedziała, ale w
myślach przyznała mu rację. Zresztą nie ukrywała, że od czasu ich ostatniego
pocałunku minęło już trochę… Zabrakło jej siły, żeby dłużej się opierać i
zbliżyła się do niego, delikatnie muskając jego wargi. Położyła mu dłonie na
przedramionach, przesuwając je w górę aż doszła do szyi, na którą zarzuciła
ręce, mocno przytulając się do chłopaka. Ruchy ich ust powoli nabierały tempa,
a Andreas też postanowił zrobić użytek ze swoich rąk. Zaczął gładzić jej uda,
kciukami błądząc po ich wewnętrznej stronie. W pokoju od razu zrobiło się jakoś
cieplej, a puls Christiny nieznacznie przyspieszył. Od dawna nikt nie dotykał
jej w taki sposób – nie zostawiając żadnych złudzeń co do intencji.
Łapki Andreasa powędrowały
poprzez biodra do talii, na której mocno oparł dłonie. Na tyle mocno, że
stabilna konstrukcja, jaką stworzyli swoimi ciałami obaliła się do pozycji
horyzontalnej. Chris leżała na plecach, a na niej Wellinger, oboje się śmiali
ze swojej niezgrabności.
- Naprawdę muszę już wychodzić.
- Jak to? Przecież dopiero
przyszedłem.
- Wiem i bardzo się z tego cieszę
– tu cmoknęła go w usta – ale jak na razie dalej nie mam pracy, choć wokół mnie
sami sportowcy. A ja tylko się z tobą całuję, tak nie może być.
- A tam, ja nie narzekam. –
wymruczał i próbował skraść jej buziaka, ale tym razem dziewczyna przekręciła
głowę i korzystając z momentu zaskoczenia wypełzła spod niego.
- Wiem, Andi. Ale teraz na
poważnie – ty musisz się skupić przed konkursem, a ja tu przyjechałam z pewną
misją. Chciałabym, żebyś jutro dał mi temat do reportażu.
- Taaak, już raz byłem twoją
muzą…
Znów oboje się roześmiali. Kto by
pomyślał, że od głupiego Zakopanego wszystko się zacznie? Wprawdzie wciąż było
między nimi wiele niedomówień – byli parą, przyjaciółmi, znajomymi? Christina
miała nadzieję, że na takie rozmowy jeszcze sobie poczekają, bo nadal nie była
pewna tego, na ile poważnie traktuje ich relację. Wydawało jej się, że musi
zachować dystans za ich dwoje, bo na pewno brakuje go Andreasowi. On na dobrą
sprawę już mógłby brać ślub, a najlepiej zamknąć się z dziennikarką w jednym
pokoju i nigdy z niego nie wyjść. Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że
połączenie tak skrajnych osób może dać zaskakujące efekty. Pozytywne, jak i
negatywne.
Andi upierał się, żeby tego dnia
jeszcze się z nią zobaczyć, ale Chris kategorycznie zabroniła mu szwendania się
po wiosce olimpijskiej nocą. Zresztą naprawdę nie miała czasu – postawiła sobie
za cel urobienie Schlierenzauera w wywiad i właśnie zamierzała to zrealizować.
Kiedy już Welli oddelegował się w
stronę swojego lokum i obiecał, że pójdzie prosto do łóżeczka jak każdy
grzeczny skoczek przed konkursem, Chris
ruszyła na poszukiwania tego bardziej niegrzecznego i nieszczęśliwego, któremu
sezon poskąpił sukcesów.
Kręciła się po uliczkach w tę i z
powrotem, wypatrując Austriaka. Jakoś miała przeczucie, że są szanse na
spotkanie go akurat wtedy. Zdobyła już na tyle doświadczenia w swojej pracy by
zauważać pewne prawidłowości w zachowaniach sportowców. Będąc psychologiem
można by napisać doktorat z samych wniosków nasuwających się po obserwacji
grupek, które co chwilę ją mijały.
Jedni z nich byli wręcz
„przeradowani”, mocno gestykulowali, śmiali się trochę głośniej niż normalnie,
a wszystko po to, by dać światu jasny komunikat – tak, to ja – przyszły złoty medalista i właśnie dlatego robię z
siebie pajaca, bo po co mam się denerwować, skoro i tak będę zwycięzcą?
Inni ewidentnie próbowali zebrać w sobie siły do rywalizacji, ale jedyne, co im
się udawało to kręcenie się bez celu, drepcząc po chodnikach jak pingwiny. Ci
nie dawali światu żadnego sygnału – po prostu srali w gacie. Był też i trzeci
typ – taki trochę człowiek-widmo. Gdzieś tam chodził, gdzieś tam stał, coś tam
mówił, ale nikt go nie widział ani nie słyszał. W sumie chciałby z kimś
pogadać, ale presja i stres sprawiały, że i tak nie byłby w stanie, więc snuje
się jak cień. To cechowało tych sportowców, którzy osiągnęli już sporo, stąd
oczekiwania wobec nich były często zbyt wygórowane. Nic więc dziwnego, że takim
człowiekiem-cieniem przed drużynowym konkursem był właśnie Schlierenzauer.
* * *
Postanowił się przejść przed
prysznicem i pójściem do łóżka. Gdzie? Właściwie wszystko jedno, byle na
świeżym powietrzu. Bo ostatnio przebywanie z Sandrą zbyt długo w jednym
pomieszczeniu przynosiło tylko zagęszczoną atmosferę. Wcale nie było tak, jak
niektórzy myśleli – że traktował ją jak dodatek, że był z nią od niechcenia.
Naprawdę ją kochał. Może był trudnym człowiekiem – fakt, ale jej obecnego
zachowania nic nie usprawiedliwiało. Coraz ciężej się z nią dogadywał - Sandra
w każdym i we wszystkim widziała zagrożenie dla niej. Każda rzecz, która na
dłużej przyciągała uwagę Gregora była dla dziewczyny przeznaczona do
natychmiastowej eliminacji. Stąd notoryczne przypominanie o swojej obecności w
najmniej odpowiednich momentach. Z początku nawet podobało mu się, że tak o
niego zabiega, ale kiedy raz po raz zawisała na jego ramieniu gdy z kimś
rozmawiał przestało go to bawić. Jej ostatnią obsesją stała się Thea, o którą była
bardzo zazdrosna. Na szczęście sama siostra Wellingera wolała skupić uwagę na
nowo poznanym koledze, Michim niż na starym znajomym z dzieciństwa. Może to i
dobrze – w odwrotnym przypadku oboje już by znaczyli dno Morza Czarnego,
strąceni do niego prosto z bladych rączek Sandruni.
- Nie przeszkadzam? – Christina
zaszła go od tyłu i odezwała się dopiero, gdy wyrównała z nim krok.
- Yyy, nie, skąd. – odpowiedział
trochę oschle, bo nie spodziewał się, że ktoś tak brutalnie wyrwie go z
rozmyślań. Nadrobił to uśmiechem na koniec zdania.
- Jak obiecałam, przyszłam
przypomnieć o sobie odnośnie wywiadu.
- Tak tak, pamiętam. A więc…-
usiedli na ławce i zaczęli przydługie negocjacje na temat terminu, z których
wyszło, że wywiad żadnymi staraniami nie dojdzie do skutku jeszcze w Soczi. Nie
mogli się domyślać, że kilkanaście metrów za nimi, niczym szpieg z Krainy
Deszczowców wyrosła Sandra. Brakowało jej tylko długiego płaszcza i okrzyku
„karramba”, bo ze skradaniem się nie miała żadnych problemów.
- W takim razie Monachium, co do
dokładnego terminu jeszcze się dogadamy. I tak będę musiał zjawić się tam u
jednego ze sponsorów, więc skorzystamy z okazji.
Skorzystamy z okazji?!
- Świetnie! Już nie mogę się
doczekać. Proszę, tu masz moją wizytówkę – zadzwoń, jak już będziesz wiedział
kiedy zahaczysz o Monachium, żebym za wcześnie nie uciekła do Berlina.
Już nie mogę się doczekać?! O nie!
- Przepraszam bardzo, kochanie,
ale czego ta pani nie może się tak doczekać, co?
Oboje wzdrygnęli się na dźwięk
wkurzonej Sandry wprost zza ich pleców. Gregor spojrzał na nią jak na wariatkę i
nawet nie wiedział, co ma powiedzieć. Christina raczej nie miała z tym
problemu.
- Ta pani jest dziennikarką i
umawia się z tym panem na wywiad.
- Tak? A od kiedy na wywiady
trzeba przyjeżdżać do domu dziennikarza?
- A od kiedy jesteśmy na
przesłuchaniu? W ogóle z kim mam przyjemność? – już chciała dodać „wątpliwą”,
ale ugryzła się w język.
- Sandra, narzeczona Gregora.
Chris posłała chłopakowi zdumione
spojrzenie – że też takie kreatury
chodziły po świecie. No ale, idąc za klasykiem – wielka miłość nie wybiera.
Stwierdziła, że im dłużej będzie tam siedzieć tym bardziej opóźni się wybuch
złości Schlierenzauera – a w tamtym momencie naprawdę chciała, żeby jego blondi
dostało się za niewyparzoną gębę.
- To fajnie – tylko jak dla kogo. – Będę czekać na
telefon. Na razie i powodzenia jutro.
Oddaliła się, omiatając jeszcze
ostatni raz wzrokiem Sandrę, która wręcz kipiała. Nie czekała na odpowiedź
Schlierenzauera, ale nawet będąc daleko od nich słyszała, jak się kłócą. Przez
tę pokazówkę jakoś cieplej pomyślała o Andreasie, który w porównaniu do
wybranki Schlieriego był aniołem. Żeby tylko jutro dostał skrzydeł podczas
skoku – bo przy ostatnim chyba ktoś mu je podciął. I to chyba nawet ona sama.
***
W dniu sądu ostatecznego Andreas
nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chciał się spotkać z Christiną, jednak ta
kategorycznie zabroniła mu przychodzić. W smsie obiecała, że zobaczą się zaraz
po konkursie, ale przed nie ma żadnego
rozpraszania. Welli musiał wiec pożerać swoje paznokcie najpierw w samotności,
potem w towarzystwie kolegów z drużyny – kiedy już mieli rozdzielić się i w
parach wyskakać jakiś medal.
Nerwowa atmosfera udzieliła się i
Christinie. Jak znowu mu nie pójdzie to po raz kolejny będzie to jej wina. Porządnie
zawróciła mu w głowie i starała się jakoś złagodzić efekty, ale ciężko było
trzymać go na dystans. Sama też wcale tego nie chciała – lubiła spędzać z nim
czas, szczególnie kiedy udowadniał jej, że nie taki z niego mały, pryszczaty
Bawarczyk, na jakiego wyglądał. Jednak spotkanie przed konkursem nie
przyniosłoby nic dobrego – pewnie znów skończyłoby się namiętnym pocałunkiem z
wędrującymi rękami, po czym chłopak musiałby dochodzić do siebie cały dzień.
Stała w miejscu wyznaczonym dla prasy. Dziennikarze w Soczi stanowili zbitą grupkę, jednak do tej pory
niekoniecznie się z nimi integrowała – ktoś
skutecznie odciągał jej uwagę od innych ludzi. Próbowała jakoś opanować
zdenerwowanie, ale co chwilę łapała się na tym, że przed lądowaniem każdego
skoczka ściskało ją w żołądku. Kiedy zdążyła się tak w to wciągnąć? Mogła dalej
próbować się okłamywać, ale na tym etapie nie była całkowicie obojętna.
Wszystko działo się tak nagle…
Skok za skokiem, po każdej sekwencji prowadziło inne państwo. Spojrzała w górę,
usłyszała strzępki słów. Andreas
Wellinger, Germany. Zagryzła wargę. Tylko
tego nie spieprz! Ruszył i… 133 metry. Wypuściła powietrze wstrzymywane w
płucach od dłuższej chwili. Zauważyła to coś
w jego uśmiechu świadczące o tym, że co do następnego skoku też nie powinno być
wątpliwości. Pewność siebie na dobre do niego wróciła i już nic nie mogło się
zmienić. Niemcy postanowili rozwalić ten konkurs i nawet Herr Pointner nie miał
tu nic do gadania.
Po jego drugim skoku już tylko
ścisnęła kciuki i przyłożyła do ust pięści, opóźniając wybuch radości. Jeśli
nie na złoto, to na pewno mogli liczyć na srebro lub brąz.
Austria czy Niemcy, Austria czy…
Niemcy! Pierwsza euforia objawiła się dźwiękiem krzyków i wuwuzel. Potem
skoczkowie zaczęli turlać się po śniegu w jakimś radosnym transie, nie mogąc
przestać. Chris sama miała ochotę popłakać się ze szczęścia, a uśmiech nie
schodził jej z twarzy, gdy obserwowała czterech dorosłych skaczących po sobie
Niemców. Uwagę zwracała szczególnie na jednego z nich, którego pierwszy udział
w Igrzyskach zakończył się złotem.
Andreas nie mógł w to uwierzyć.
Miał 18 lat, dopiero co przerzucił się całkowicie na skoki narciarskie, po raz
pierwszy pojechał na olimpiadę, wcześniej skacząc dość nierówno i co? Wreszcie
coś udało mu się od początku do końca. Myśląc o Soczi nie nastawiał się na nic,
traktował to jako przygodę – powtarzalne zdarzenie, które nie będzie jego jedną
jedyną życiową szansą. Robił to tylko po to, by się gorzko nie rozczarować, ale
w efekcie los bardzo miło go zaskoczył. Tak miło, że nie wiedział co się wokół
niego dzieje. Świat nagle zwariował, a po środku byli oni.
Mnóstwo osób podchodziło im
pogratulować. Andi rozglądał się w poszukiwaniu bardziej znanych twarzy i
napotkał Theę. Od razu do niej pognał i nie zwracając uwagi na ilość używanej
siły ścisnął ją i uniósł w górę, wciąż wykrzykując swój radosny bełkot.
Uspokoił się dopiero, kiedy ktoś stuknął go w plecy – Schlierenzauerowi też
zebrało się na gratulacje. Lubili się wprawdzie, ale i tak Welli poczuł satysfakcję
– skakał dziś lepiej od samego mistrza, który na dodatek dał mu wyraz swojego
uznania. Ten dzień nie mógł być lepszy, chociaż… Wyszukiwał w tłumie każdą
niską blondynkę i po kolei stwierdzał, że żadna nie była Christiną. Naprawdę po
tym, co między nimi zaszło nie przyszłaby nawet zobaczyć konkursu?
Po opadnięciu początkowych emocji
Chris już trzeźwiej obserwowała sytuację. Widziała, jak Andreas ściskał się z
siostrą i rozmawiał z Gregorem. Jego koledzy z kadry byli otoczeni wianuszkiem
skaczących wokół nich osób z ekipy i nie tylko. Jedynie Andreas nie brał w tym
udziału – stał z boku i się rozglądał.
Po chwili zorientowała się czego,
a raczej kogo szukał. Przez ułamek sekundy się ucieszyła, ale potem pomyślała
obiektywnie. Chłopak dopiero co zaliczył największe osiągnięcie w życiu i
zamiast świętować to z kolegami jego myśli wędrują do niej. Rozumiała to, ale
nie mogła pozwolić na to, żeby aż tak się przywiązał – dla jego własnego dobra.
Dlatego zwinęła się stamtąd jak najszybciej umiała, opuszczając teren skoczni
pierwszym lepszym wyjściem. Pędziła do hotelu nie oglądając się za siebie,
kilka razy prawie przewracając się na śliskim podłożu.
- Ładnie to tak uciekać? – męski
głos dotarł do niej akurat wtedy, gdy poczuła na swojej talii czyjś uścisk. Zatrzymała
się i obróciła – no jasne, a któż by inny!
- Zostawiłam mleko na gazie.
- O, robisz budyń? Idę z tobą…
- Nigdzie nie idziesz, głupku,
chyba że na dekorację kwiatową. – powiedziała z udawaną złością, na tyle
skutecznie, że Andiemu zblakł szczęśliwy wyraz twarzy, co szybko wywołało w
niej poczucie winy. Łapiąc za przedramiona przyciągnęła go bliżej jak małe
dziecko, uprzednio upewniając się, że teren jest czysty. – Andi, strasznie się
cieszę, że się udało, naprawdę. Widziałam jak skakałeś i nie wiem jak mam ci
gratulować. Ale powinieneś być teraz gdzie indziej, dlatego chciałam ci uciec.
Tylko za szybko chodzisz.
Chcąc nie chcąc Wellinger się
uśmiechnął i pokiwał głową.
- Może i masz rację, ale zanim
znów znikniesz… - pochylił się i pocałował ją. Krótko, ale bardzo intensywnie –
wystarczająco, by Chris przeszły dreszcze i naszło zwątpienie, czy aby na pewno
nie zabrać go na ten „budyń”. Ale tym
razem postanowił się jej posłuchać - po kilkunastu sekundach odsunął się i
tylko krótko pomachał, po czym niemal pobiegł w kierunku skoczni.
* * *
Momenty, w których Andreasa nie
było wokół niej były jedynymi produktywnymi chwilami podczas tego pobytu. Jego
obecność odbierała jej chęć na cokolwiek innego i musiała się wykazywać silną
wolą, by przerywać tę sielankę.
Okazją do popracowania było
świętowanie medalu, trwające od dnia konkursu do nocy po dekoracji. Przez ten
czas wymieniali się smsami, które najczęściej pierwszy wysyłał Andi. Nie
widzieli się raptem jeden dzień, a on nie mógł przestać wracać do niej myślami.
Pierwszy raz w życiu zakochał się na poważnie, nic więc dziwnego, że tak to na
niego działało.
Nie, dzisiaj się go nie pozbędzie. Posłuchał jej, ale nie mógł już
dłużej trzymać się z dala. Szczególnie, że wypił sporo - jak na niego - alkoholu,
który dodawał mu odwagi.
Późno wróciła do pokoju. Paru
znajomych dziennikarzy namówiło ją na piwo. W sumie było całkiem sympatycznie,
gdyby nie to, że kogoś jej tam brakowało. Próbowała w sobie stłumić to uczucie,
ale nie wychodziło. Pewnie teraz bawił się z kolegami, jak zrobiłby każdy młody chłopak
na jego miejscu. Nie mogła mieć pretensji, przecież sama go do tego namawiała.
Ale nic nie umiała poradzić na to, że wolałaby być z w towarzystwie tej jednej
osoby.
Nie wiedziała, co ma ze sobą
zrobić, a w takiej sytuacji najlepiej po prostu pójść spać. Sięgnęła po
koszulkę, która robiła jej za piżamę i ściągnęła bluzkę, którą miała na sobie.
- Cześć, piękna.
Chris prawie pisnęła ze strachu.
Obróciła i okryła się w jednej sekundzie – w końcu u góry miała tylko skąpy
biustonosz.
- Odbiło ci!? Wystraszyłeś mnie!
– krzyknęła i podeszła do „oprawcy”, sowicie okładając go rękami. Andreas
pewnie by się obronił gdyby nie to, że pokładał się ze śmiechu.
- Chciałem ci zrobić
niespodziankę, bo zauważyłem, że czasem nie zamykasz drzwi. I nie zabijaj mnie,
mam całe życie przed sobą. – powiedział rozbawiony, a Chris dobiegł dziwny
zapach, który jednak doskonale rozpoznawała.
- Piłeś coś?
- No pewnie, a co miałem robić?
Sama kazałaś.
- Świętować, a nie pić. Oboje
wiemy, że masz do tego talent jak 12-letnia harcerka.
- Już nie marudź, przyszedłem cię
zobaczyć. – i dopiero wtedy zauważył, że była niemal półnaga. Od razu
odechciało mu się mówić – język ugrzęzł mu w gardle, a w okolicach brzucha
poczuł dziwne mrowienie. Była taka… pociągająca.
Ale nie, nawet po alkoholu nie miał tyle odwagi, by zrobić coś więcej niż
całowanie.
Odwróciła się, żeby ubrać
wreszcie piżamę. Andreas stał jak wryty, co po chwili ją zainteresowało.
- Przyszedłeś mnie zobaczyć i
będziesz tak stał całą noc w bezruchu z tego powodu?
- Nie, ale chyba to jedyny
pomysł, jaki mam na ten wieczór. Jestem zmęczony.
- Wierzę. Ale dobrze się składa,
bo ja też. – podeszła do niego i wzięła za rękę. – Może po prostu włączymy
telewizor i się położymy?
Propozycja była chyba najlepszą z
możliwych. Dwa ostatnie dni wyczerpały go na tyle, że niemal słyszał jak wzywa
go łóżko. Bez gadania dał się zaprowadzić na miękki materac, w którym od razu
się zatopił. Mógłby zasnąć od razu, ale obecność Chris, która po chwili ułożyła
się obok niego w pewien sposób go krępowała.
Oczy raz po raz samoistnie mu się
zamykały, ale śmiech dziewczyny, która oglądała jakiś głupi program telewizyjny
wyrywał go ze snu.
- Tylko nie zasypiaj. – pogroziła
mu palcem i dalej oglądała telewizję. Jeszcze tego brakowało, żeby tu zasnął –
nie dałaby rady przesunąć go nawet o centymetr, a co dopiero dobudzić i
oddelegować do siebie. Gdyby nie wrócił na noc do pokoju, który dzielił z innym
skoczkiem byłaby katastrofa.
Jeszcze chwilkę, chwileczkę i przejdzie. Jedno oko, drugie oko –
szeroko otwarte. Nie zaśnie, nie, da radę, przecież nie fatygował się tu żeby
odpocząć, tylko…
Poczuła ciężar na swoim ramieniu.
Głowa Andreasa wylądowała na jej barku, a on sam zaczął głęboko oddychać.
Westchnęła. Wiedziała, że tak to
się skończy – był wyczerpany. Dlatego z bólem serca postanowiła dać mu chociaż
pół godziny drzemki, choć wolałaby… Robić
co innego. Widziała w nim coraz więcej mężczyzny i coraz mniej chłopca.
Momentami zachowywał się jak gówniarz, ale jego umięśnione przedramiona i szerokie
plecy na pewno nie należały do dziecka. To, jak ją przytulał i całował… Jego
nieśmiałość tylko dodawała uroku. Chciała
więcej.
- Szkoda, że zasnąłeś… - szepnęła
i nakryła go kocem.
Więcej.
_________________________________________________________________________
Jeśli też zaprosiłabyś Andiego na budyń - zostaw komentarz! ;)
Witam po długiej przerwie spowodowanej niemocą twórczą, brakiem czasu i w późniejszym czasie brakiem internetu. Rekompensuję tę ciszę długaśnym rozdziałem, który w zasadzie jest baaardzo ściśle związany z następnym, ale to by było za dużo jak na jeden raz. W każdym razie mogę obiecać, że następna część przygód A&C będzie zawierała w sobie co najmniej dwie niespodzianki. No i powinna się ukazać w nadchodzącym tygodniu.
Troszkę się urwie słodko-pierdzący ton, a zresztą - same zobaczycie ;)
Buziaki :*